Aktualności

„Podróże” RETRO: Elżbieta Dzikowska wspomina swoje pierwsze wyprawy za ocean

Opracował Grzegorz Dziegięlewski, 9.03.2016

Elżbieta Dzikowska i Tony Halik

fot.: Archiwum prywatne E. Dzikowskiej / CC Wikimedia

Elżbieta Dzikowska i Tony Halik
Pierwszy raz do Ameryki Łacińskiej płynęłam trzy tygodnie, statkiem handlowym. Samoloty, a nawet statki pasażerskie były dla dziennikarzy za drogie. Na wyjazd dostałam 180 dolarów. Zwiedziłam za nie w trzy miesiące cały Meksyk.

Z Chin do Ameryki Łacińskiej

Chiny w 1957 r. to był przaśny kraj – rowery, mundurki Mao Ce-tunga i zawsze czyste, choć często nieuprasowane koszule... Dla mnie jednak podróż tam była wielkim odkryciem. W tamtych czasach trudno było mieć w ogóle jakiekolwiek wyobrażenie, jak wygląda daleki świat. Pojechało nas 5 osób, podróżowaliśmy po całych Chinach. Na dworcach czekała miejscowa delegacja miasta i partii. Traktowali nas bardzo poważnie, choć byliśmy tylko studentami.

NA TEMAT:

Skończyłam czwarty rok sinologii i po raz pierwszy byłam za granicą. Pierwszy raz leciałam też samolotem. Z noclegiem w Nowosybirsku cała podróż trwała 2 dni. Na miejscu marzyłam tylko o tym, by już nigdy więcej nie wsiąść do samolotu. Po studiach, z czasem zaproponowano mi pracę w czasopiśmie „Chiny”. Jednak już kilka lat później stosunki polsko-chińskie pogorszyły się i pismo padło. Powstało za to nowe – magazyn „Kontynenty”, w którym powierzono mi dział Ameryki Łacińskiej. Powiedziałam, że nie mam pojęcia o tym regionie. Usłyszałam, że nikt nie ma pojęcia. Rok później wyjechałam po raz pierwszy do Ameryki.

Popłynęłam do Meksyku na statku handlowym o mało romantycznej nazwie „Transportowiec”, który posiadał też 12 kabin pasażerskich. Kajutę dzieliłam z Meksykanką, która wracała ze studiów do domu. Choć Ameryka Łacińska była moją nową pasją i od kilku lat uczyłam się hiszpańskiego w Stowarzyszeniu Dziennikarzy Polskich, codzienne konwersacje z nią bardzo mi się przydały. „Kurs” trwał tyle, co rejs, czyli trzy tygodnie. Dla dziennikarki z Polski nie było możliwości, by popłynąć szybszym statkiem pasażerskim, a co dopiero polecieć samolotem.

Wyprawa do Ameryki Południowej

Również drogą wodną wysłano mnie trzy lata później do Wenezueli. W tej podróży dużo gorsza była jednak droga powrotna. Z Peru do Polski wracałam statkiem wiozącym mączkę rybną, więc skumulowały się tam smrody całego świata. Przez tydzień cierpiałam nieludzko, ale potem się przyzwyczaiłam. Na wyjazdy wysyłano mnie z bardzo skromną ilością pieniędzy. Do Meksyku dostałam 180 dolarów. Zwiedziłam za nie cały kraj. Musiałam oszczędzać na wszystkim, np. odmawiać sobie napojów do posiłków czy spać w najgorszych hotelach.

Podczas drugiej podróży w Ameryce Południowej byłam już bardziej znaną dziennikarką, więc dostałam bilety lotnicze. Z Wenezueli samolotem dostałam się do Kolumbii, Ekwadoru, Peru, Boliwii. Pomagali mi też Polacy – zarówno w ambasadach (bywało nawet, że mieszkałam w nich), jak i Polonia latynoamerykańska. W Ekwadorze zorganizowali mi podróż z tamtejszym milionerem. Okazał się relatywnie „biednym milionerem”, ale miał swoje hacjendy, w których pracowali peoni. Dzięki niemu poznałam ten kraj od środka i wjechałam na wulkan Chimborazo. Byłam tam później z moim drugim mężem, Tonym Halikiem, ale już w zupełnie innych czasach.

Podróże RETRO

To najnowsza rubryka w „Podróżach”. Jest w całości poświęcona wspomnieniom z legendarnych wypraw największych polskich podróżników. W marcowym numerze publikujemy w niej wspomnienia Krzysztofa Wielickiego z pierwszego wejścia na Mount Everest zimą w 1980 roku.

Polub nas na Facebooku!

Żaden utwór zamieszczony w serwisie nie może być powielany i rozpowszechniany lub dalej rozpowszechniany w jakikolwiek sposób (w tym także elektroniczny lub mechaniczny) na jakimkolwiek polu eksploatacji w jakiejkolwiek formie, włącznie z umieszczaniem w Internecie - bez pisemnej zgody TIME S.A. Jakiekolwiek użycie lub wykorzystanie utworów w całości lub w części z naruszeniem prawa tzn. bez zgody TIME S.A. jest zabronione pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.