Żaden utwór zamieszczony w serwisie nie może być powielany i rozpowszechniany lub dalej rozpowszechniany w jakikolwiek sposób (w tym także elektroniczny lub mechaniczny) na jakimkolwiek polu eksploatacji w jakiejkolwiek formie, włącznie z umieszczaniem w Internecie - bez pisemnej zgody TIME S.A. Jakiekolwiek użycie lub wykorzystanie utworów w całości lub w części z naruszeniem prawa tzn. bez zgody TIME S.A. jest zabronione pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.
Europa na 4 kołach
Dobry zwyczaj – planowanie…
Spontaniczność nie zawsze przynosi nam korzyść. Jeśli wybieramy się pierwszy raz w daną trasę, spójrzmy wcześniej na mapę. Czasem jest kilka opcji dojazdu. Jeśli wolimy unikać płatnych autostrad, pamiętajmy, że dojazd podrzędnymi, nie zawsze dobrze oznaczonymi lub górskimi drogami (na mapie nie widać, jak stromymi) może okazać się dużo bardziej czasochłonny, a przy okazji też kosztowny. Jeśli nie wiemy, na jaką trasę się zdecydować, skorzystajmy z pomocy portalu www.viamichelin.pl, gdzie po wpisaniu punktu startu i miejsca docelowego program zaproponuje opcję najszybszą, najciekawszą turystycznie lub optymalną ekonomicznie. Przy każdej z nich wyliczy, ile kilometrów będzie do przejechania, ile przy normalnych warunkach zajmie to czasu i jakie wyjdą średnie koszty podróży, biorąc pod uwagę paliwo czy niezbędne opłaty drogowe. Warto zrobić sobie wydruk wybranej trasy z rozpisanymi kolejnymi odcinkami – taka ściąga w trasie bardzo się przydaje. Przy wyjazdach na „Wschód” (Białoruś, Ukraina) pewne ograniczenia powinni uwzględnić kierowcy samochodów zarejestrowanych jako „osobowo-ciężarowe” (czyli z tak zwaną „kratką” za siedzeniami). Według przepisów, nawet nie przewożąc żadnego towaru, a jedynie np. własną żonę, mogą oni przekraczać granicę tylko w miejscach dopuszczających ruch towarowy. Nie oznacza to konieczności stania w kolejce z TIR-ami, ale trzeba liczyć się z tym, że jeśli przyjedziemy na przejście wyłącznie dla ruchu osobowego, urzędnik-służbista może nas zawrócić. Planując daleki wyjazd (i mając wybór), lepiej unikać jazdy nocą. Są kierowcy, którzy lubią nocną jazdę, twierdząc, że jest luźniej na drogach. To fakt, jednak w nocy szybciej daje nam się we znaki zmęczenie, a prowadzenie auta utrudnia gorsza widoczność, światła innych samochodów czy mgła… Warto wiedzieć, że we Włoszech za wykroczenia drogowe popełnione nocną porą (między godziną 22 a 7) policja nakłada mandaty wyższe od dziennych o 30%!
Przy długich trasach lepiej rozważyć kwestię noclegu po drodze, wyszukać jakieś lokum wcześniej i zrobić w nim rezerwację. Spanie w samochodzie trudno nazwać wypoczynkiem. Oczywiście można zjechać do pierwszego lepszego hotelu, ale jeżeli jesteśmy z całą rodziną, lepiej uniknąć niespodzianek (brak miejsc albo zbyt wysoka cena). Nie zapomnijmy o zapisaniu numeru telefonu naszego hotelu – warto go mieć, na wypadek gdyby coś się zdarzyło i trzeba byłoby poinformować o opóźnieniu lub odwołaniu przyjazdu. Dobrze jest w ramach przygotowań do podróży zajrzeć na strony serwisu PZM (www.pzmtravel.com.pl). Dowiemy się tam szczegółów dot. przepisów drogowych w poszczególnych krajach, ile aktualnie kosztuje paliwo (może lepiej będzie zatankować w innym państwie?), jakie są awaryjne numery telefonów i na jaką pogodę możemy liczyć po drodze. Za pośrednictwem PZM-u możemy też kupić winietki, czyli przyklejane na szybę naklejki upoważniające do jazdy po autostradach i drogach szybkiego ruchu w Czechach, na Słowacji, na Węgrzech, w Austrii, Szwajcarii, Rumunii czy Słowenii… Wprawdzie winietki można kupić też w danych państwach, w punktach granicznych albo np. na stacjach benzynowych, jednak, mając je przed wyjazdem, oszczędzamy czas i mamy większy komfort psychiczny (tym bardziej, że nie zawsze winietki są albo tak jak w Czechach, bywa że dostępne są wyłącznie roczne). I jeszcze temat bezpieczeństwa. Jeśli nie jesteśmy pewni jakiegoś regionu (rozruchy polityczne, przestępczość, klęski żywiołowe), sprawdźmy w informacjach konsularnych na stronach Ministerstwa Spraw Zagranicznych (www.msz.gov.pl), jak wygląda aktualna sytuacja. Jeśli rzeczywiście zrobi się tam kiepsko, będzie odpowiednie ostrzeżenie. Warto też przeczytać zamieszczony na wymienionym portalu poradnik „Polak za granicą”, a zwłaszcza jego część dotyczącą interesującego nas państwa.
NA TEMAT:
Uwaga na przepisy
Za kontaktami z zagranicznymi policjantami nikt z polskich kierowców nie tęskni, tym bardziej gdy są one wynikiem złamania przepisów. Dlatego lokalne przepisy naprawdę warto znać. Podstawa to nieprzekraczanie dozwolonej prędkości, zwracanie uwagi gdzie parkujemy, oraz całodobowa jazda na światłach mijania czy zapinanie pasów bezpieczeństwa (dotyczy także pasażerów na tylnych siedzeniach, o ile oczywiście pasy tam są). Jeśli chodzi o prędkość, to uważajmy z antyradarami – w wielu krajach są one zakazane (we Francji kara za tego typu sprzęt wynosi 1500 euro!). W razie czego, z „władzą” lepiej nie dyskutować, a po prostu przygotować się na różne scenariusze kontroli. Choćby na to, że policjantom nie wystarczy, że mamy kamizelki asekuracyjne – musimy je wozić w środku auta, nie w bagażniku (uczulona jest na to zwłaszcza policja słowacka). To zresztą logiczne – tym bardziej, że chodzi o bezpieczeństwo. Jeśli zostaniemy ukarani mandatem, sposób, w jaki trzeba będzie opłatę uiścić, zależy od kraju. Czasem dostaje się kwit do zapłacenia w ciągu kilku dni, ale coraz częściej trzeba mieć od razu pełną gotówkę, ewentualnie zapłacić kartą kredytową (stosowane w Czechach). Żeby nie stwarzać sobie dodatkowych problemów, musimy być na to przygotowani, bo tłumaczenie, że „nie mamy pieniędzy”, policjantów nie wzruszy (w Hiszpanii unieruchamia się pojazd do momentu zapłacenia mandatu).
No cóż, pozostaje życzyć, abyśmy do celu dojeżdżali szybko, bezpiecznie i bez mandatów, za to z pięknymi widokami po drodze.
"Tak" dla trójkąta, "nie" dla haka
Zasada numer jeden: samochód musi być sprawny. Własny pojazd znamy zwykle na wylot, ale jeśli jedziemy autem służbowym lub pożyczonym od kumpla, lepiej wszystko dwa razy sprawdzić. Zacznijmy od zajrzenia w dowód rejestracyjny, czy jest w nim stempel potwierdzający badania techniczne i czy przypadkiem ich ważność właśnie się nie skończyła (albo nie skończy się na wyjeździe). Niezależnie od wszystkiego, warto podjechać do zaprzyjaźnionego warsztatu i zrobić przegląd. Pamiętajmy, że za granicą pomoc fachowca czy choćby płyn do spryskiwacza kosztuje zwykle więcej niż u nas. Zresztą pal sześć przeliczniki finansowe – zaniedbania techniczne mogą się zemścić brakiem bezpieczeństwa, stratą czasu i niepotrzebną nerwówką, a bilans końcowy oznacza zepsuty urlop. Podstawą w przedwyjazdowej kontroli auta jest oczywiście to, bez czego samochód nie może funkcjonować (płyn hamulcowy, olej silnikowy itp.) oraz to, co narzucają przepisy (polskie, i krajów, do których się wybieramy, włącznie z krajami tranzytowymi). Na pewno trzeba sprawdzić:
• czy mamy sprawne pasy bezpieczeństwa,
• czy bieżniki w oponach mają przepisowe minimum 1, 6 mm,
• czy działają wszystkie światła (w niektórych krajach policjanci mogą żądać pokazania kompletu zapasowych żarówek),
• czy mamy trójkąt ostrzegawczy i kamizelki odblaskowe (nie tylko dla kierowcy, ale i dla pasażerów).
Pewne elementy wyposażenia w jednych krajach są obowiązkowe, w innych zalecane, ale nawet ze względów zdroworozsądkowych zawsze powinniśmy je mieć. Mowa np. o atestowanej gaśnicy czy obowiązkowej w Europie apteczce. Warto też przejrzeć jej wyposażenie: może leki już się przeterminowały? Czy są w niej rękawiczki gumowe, obowiązkowe w niektórych krajach? Dobrze też pomyśleć o różnych drobiazgach, niekoniecznie kluczowych, ale przydatnych, takich jak linka holownicza, latarka, drugi komplet kluczyków (w przypadku kiedy możliwe jest ich zatrzaśnięcie w środku) czy – w upalne lato – folie albo inne zasłony na szyby. Jest też coś, czego według przepisów mieć nie powinniśmy: chodzi o hak holowniczy, który, jeśli nie ciągniemy przyczepy, powinniśmy zdjąć, a jeśli się zdjąć nie da, założyć na niego „kapturek” – powszechnie stosowane są w tym celu… piłki tenisowe.
Papierologia stosowana
O różnych rzeczach możesz zapomnieć (najwyżej dokupisz je po drodze), ale dokumenty osobiste i dokumenty pojazdu musisz mieć.
• Do przekroczenia granicy upoważnia dowód osobisty (tylko kraje strefy Shengen) lub paszport (przy wjeździe na Ukrainę, Białoruś, do Turcji i Rosji, z wbitą ważną wizą). Lista krajów akceptujących dowody jest już bardzo długa, a poza krajami Unii Europejskiej należą do niej np. Norwegia, Chorwacja czy Szwajcaria. Ale… paszport może się mimo wszystko przydać. Np. będziemy w Grecji i wpadnie nam do głowy odwiedzenie Albanii. Albo podczas wypoczynku w Bułgarii zamarzy nam się wycieczka do Stambułu. Pamiętajmy też, że w całej Europie kierowca musi mieć nową, plastikową wersję prawa jazdy.
• Oddzielny temat stanowią turystyczne ubezpieczenia zdrowotne – jeśli ich nie mamy, załatwmy sobie przynajmniej Europejską Kartę Ubezpieczenia Zdrowotnego wydawaną bezpłatnie przez NFZ (szczegóły na www.nfz.gov.pl).
• Dokumenty samochodu to z kolei dowód rejestracyjny ze stemplem potwierdzającym ważne badania techniczne oraz ubezpieczenie od odpowiedzialności cywilnej. Uwaga: obowiązkowo należy mieć jego pełną wersję, nie tylko potwierdzenie w formie małej karteczki.
• „Zielona Karta”, czyli międzynarodowe OC, nie jest konieczna na terenie Unii i w kilku innych krajach (Norwegia, Chorwacja itp.), choć ubezpieczyciele często dają ją nam w pakiecie. Nie zaszkodzi ją zabrać, jeśli np. w drodze do Grecji będziemy przejeżdżać przez Serbię i Macedonię, gdzie „Zielona Karta” jest wymagana.
• Warto mieć także polisę Assistance, nieocenioną w różnych awaryjnych sytuacjach takich jak (odpukać) holowanie zepsutego auta czy choćby niezręczna sytuacja, gdy zabraknie nam paliwa. Często Assistance dostaje się automatycznie w ramach całorocznego ubezpieczenia autocasco, ale jeśli nie mieliśmy takiego szczęścia, warto dokupić choćby jego krótkoterminową wersję, np. dwutygodniową lub miesięczną (na polskim rynku dostępna wyłącznie w ofercie „Warty”).
• Ostatnia sprawa „papierkowa”. Jeśli nie jedziemy swoim samochodem, lecz np. autem formalnie zarejestrowanym na współmałżonka lub leasingowanym (wówczas jego właścicielem jest bank lub firma leasingowa), a także gdy ciągniemy pożyczoną przyczepę, sprawdźmy, czy kraje, przez które będziemy jechać, nie wymagają stosownego upoważnienia. Przykładowo w Austrii wystarczy zwykła pisemna zgoda właściciela pojazdu, ale już w Czechach czy we Włoszech musi być ona poświadczona przez Polski Związek Motorowy, natomiast przy wjeździe na Ukrainę dodatkowo przetłumaczona na język ukraiński i przypieczętowana przez notariusza. Udzielaniem informacji na ten temat, a także wystawianiem stosownych dokumentów zajmują się placówki PZM (opłata za dokument ważny 2 tygodnie wynosi 40 zł, ale „święty spokój” jest przecież bezcenny).
Polub nas na Facebooku!