Galeria zdjęć:
Tunezja, Sidi Bou Said
O czym powinniśmy pamiętać w Egipcie, Maroku, Tunezji i Algierii, gdy nie ma z nami przewodnika? Podpowiadamy, jak przygotować się do samodzielnej podróży do Afryki Północnej.
Od czasu Arabskiej Wiosny z przełomu 2010 r. i 2011 r., w mediach regularnie pojawiają się wiadomości z krajów Afryki Północnej. Słyszymy o zamieszkach w Egipcie, zastrzeleniu opozycyjnego polityka w Tunezji czy wzięciu zakładników w Algierii. Takie newsy siłą rzeczy powodują zaniepokojenie, a w głowach pojawia się pytanie: – Czy podróżowanie w tym rejonie może być w ogóle bezpieczne?
Dokąd jechać za pierwszym razem?
Zacznijmy od oddzielenia turystyki zorganizowanej od samodzielnych wojaży. Jeśli jedziemy z biurem podróży do jednego z nadmorskich kurortów (dotyczy to również Egiptu, pomimo częstych zamieszek w ostatnich miesiącach), nie powinniśmy się niczego obawiać. To rejony nastawione na turystów, a rządy poszczególnych krajów zrobią wszystko, by zapewnić im spokojny pobyt. Zresztą, biura podróży nie zaryzykują nigdy wysłania klientów w niebezpieczne miejsce. W przypadku samodzielnie zorganizowanej podróży, na pewno trzeba się do niej odpowiednio przygotować. Algieria, Maroko, Tunezja i wreszcie Egipt – od którego kraju najlepiej zacząć, jeśli nie byliśmy wcześniej w Afryce Północnej, a nasze doświadczenie podróżnicze jest raczej ubogie?
– Na pierwszy raz zdecydowanie polecam Tunezję – radzi Joanna Kowalska, koordynatorka programu „Media dla demokracji”, prowadząca m.in. seminaria dla dziennikarzy w Tunezji dzięki wsparciu polskiego MSZ. – Pomimo odmiennej kultury, to kraj najbliższy cywilizacji zachodniej; najłatwiejszy do „ogarnięcia”. Samodzielne odkrywanie Egiptu polecałabym już bardziej wprawionym podróżnikom – stosunkowo niski poziom edukacji sprzyja niechęci wobec przyjezdnych. Najbardziej lubię Maroko (byłam tam kilkakrotnie) z jego kolorowym południem i pyszną kuchnią, bogatszą od tunezyjskiej. No i wielka szkoda, że Algieria jest takim zapomnianym przez nas, Polaków, krajem – mówi się, że nie ma tam turystyki, a przecież jeździ tam tylu Francuzów czy Hiszpanów.