Galeria zdjęć:
Beskid Śląski
Tu jeszcze jest Polska, na lewo Słowacja, na prawo Czechy”, pokazuje pan Tadeusz z balkonu swej galerii w Koniakowie. „Tam widać Łysą Horę, najwyższy szczyt Śląska Cieszyńskiego, a tutaj na wprost nas jest Trójstyk”. Na taki widok, na góry trzech państw, na punkt, gdzie zbiegają się granice, Tadeusz Rucki patrzy codziennie podczas swoich małych koncertów. O zmierzchu wychodzi z trombitą na balkon i, jak mówi, na ludowym instrumencie gra mieszkańcom na dobranoc.
Czasem dołączają się do niego koledzy, bo muzyków i twórców ludowych w Koniakowie nie brakuje. „Kilkudziesięciu grajków, 23 rzeźbiarzy, 64 malarzy, 1000 koronczarek”, wylicza pan Tadeusz. Co jak na trzy i pół tysięczną wieś rachunek daje prosty: gdy idzie dwóch ulicą Koniakowa, jeden to artysta. „W latach 90. każdy się wstydził powiedzieć coś gwarą, wstydzili się, że górale. Dziś młodzi ludzie chcą mieć własne stroje ludowe, pójść w nich do kościoła czy na odpust. Odradzają się kapele, na folklorze można też zarobić”, mówi zięć pana Tadeusza, Jacek Juroszek.
Ciężko powiedzieć, co było pierwsze, czy zainteresowanie miastowych folkiem, który wyleczył wieś z kompleksów, czy odradzanie się tradycji, która przyciągała miasto. Dziś jedno jest pewne, każdy, kto przyjeżdża w te strony chce posłuchać ludowej muzyki, zobaczyć słynne koronki, spróbować tradycyjnych dań. „Ale i miejscowi przychodzą do mnie powspominać smaki z dzieciństwa”, mówi Jacek Juroszek.