Podkarpacie

W Bieszczadach czasem warto zejść ze szlaku. Te miejsca cię urzekną

Bieszczady: Park miniatur w Orelcu

fot.: Maria Brzezińska

Bieszczady: Park miniatur w Orelcu
Jesienią Bieszczady odpoczywają od tłumu turystów, sycą oko czerwienią buków i rdzawym bezkresem pustych przestrzeni.

Południowo-wschodni skrawek Polski. Jestem w Zagórzu, niedaleko Sanoka. Szukam pozostałości karmelickiego klasztoru. Na światłach otwieram okno i pytam innego kierowcę o drogę. W odpowiedzi słyszę krótkie: „Jedźcie za mną”. Skręcamy w wąską dróżkę szerokości chodnika (o dziwo, dwukierunkową), po której pędzimy, jak na mój gust, zdecydowanie za szybko. Po kilkunastu zakrętach zatrzymujemy się na wzniesieniu, z którego widać osiemnastowieczne ruiny. Chłopak zawraca i na pożegnanie rzuca, że gdybyśmy chciały pogadać, znajdziemy go na dole, w barze Malibu. Ze śmiechem dziękuję i myślę sobie, że dobrze zapowiadają się te Bieszczady; szorstko, lecz swojsko.

Pierwsi mieszkańcy Bieszczad

Bojkowie i Łemkowie – określenia te nieodłącznie związane są z historią Bieszczad. Łemkowie wywodzą się z ludów wschodniosłowiańskich, które w Bieszczadach zamieszkiwały dolinę Osławy. Jako potomków chłopów królewskich cechowało ich poczucie wyższości nad Bojkami – chłopami pańszczyźnianymi. Powojenne wysiedlenia podczas akcji „Wisła” zdziesiątkowały i rozproszyły góralski świat – dzisiejsi potomkowie próbują zachować swą kulturę, m.in. wydając własne gazety i organizując coroczny festiwal Łemkowska Watra. Bojkowie wolą unikać klasyfikującego nazewnictwa, zresztą mniejszość ta praktycznie już nie istnieje w Polsce.

Bieszczadzkie tradycje

Dziś jedną z najciekawszych atrakcji Bieszczad są skanseny, które pozostały po kulturze ludowej, tu i ówdzie trafi się zarośnięta kapliczka czy opustoszały cmentarz.

Bandrów Narodowy

W poszukiwaniu ówczesnych realiów w Bieszczadach trafiam do Bandrowa Narodowego, głównego skupiska starych, drewnianych chałup na tych terenach. W jednej z nich pełno jest wiklinowych koszy, pojemniczków i ozdób, a wszystko to wyplecione przez panią Irenę. Zimą zbiera łozinę, która potem kilka miesięcy „leżakuje” na polu, pod śnieżną kołderką. Na wiosnę zaczyna się warzenie – wszystko samodzielnie, w wielkim saganie, który stawia na piecu. Po okorowaniu wiklina nabiera ładnego, jasnego koloru, a pani Irena zabiera się do wyplatania kolejnych małych arcydzieł. Ślad ginących zawodów prowadzi mnie dalej, do Orelca.

NA TEMAT:

Orelec

W Zagrodzie Magija stoi Wesoła Stodoła – chatka z 1847 r. Państwo Demkowiczowie znaleźli ją w innej bieszczadzkiej wsi i, belka po belce, przenieśli do siebie (podobnie zresztą jak dom, w którym mieszkają). Dziś organizują tam warsztaty, podczas których uczą m.in. malowania na szkle, wypieku chleba, garncarstwa, hafciarstwa, tkactwa i wyrobu tradycyjnej biżuterii łemkowskiej. Stworzyli miejsce w Bieszczadach, które nie przypomina typowego pensjonatu. Ma być domem, w którym każdy poczuje się jak w swojej chacie w górach, gdzie można przypomnieć sobie zapachy z dzieciństwa, wieczorem zażyć ziołowej kąpieli w ruskiej bani, a na koniec wskoczyć do pobliskiego potoku.

Bieszczady w miniaturze

W Orelcu znajduje się również jedna z najstarszych cerkwi na przedgórzu Bieszczad. Aby ocalić ten i wiele innych zabytków przed zapomnieniem, powstał Szlak Architektury Drewnianej, który w dużej mierze przebiega przez województwo podkarpackie. W zasadzie każda wieś kryje perełkę w postaci kościółka lub cerkwi – nie sposób każdą zobaczyć, chyba że udamy się do parku miniatur w ośrodku Caritasu w Myczkowcach, gdzie znajdziemy niemal 200 małych świątyń z pogranicza polsko-słowacko-ukraińskiego.

Przechadzam się pomiędzy nimi i przysłuchuję starocerkiewnym śpiewom, które przeplatają fragmenty kazań i ulubionych pieśni papieża. Drewniane cuda dopracowane są w najmniejszych szczegółach i gdyby nie rozmiar otaczających je drzew, łatwo byłoby je pomylić na zdjęciu z oryginalnymi budowlami. W tym samym miejscu powstał Ogród Biblijny. Historię zbawienia opowiadają makiety starożytnych budowli, rzeźby i tablice z biblijnymi wersetami, otoczone roślinnością z Ziemi Świętej.

Nad Soliną

Wieczorem stoję na jednym ze wzgórz nad Soliną i spoglądam na migoczącą w świetle księżyca wodę. Powietrze ma świeży, orzeźwiający zapach, a za plecami świerszcze donośnym głosem grają swą symfonię. Sielanka? Niezupełnie. Z drugiego brzegu dobiegają dudniące, dancingowe rytmy, a pasaże poniżej pełne są kolorowych neonów, budek z goframi i straganów z pamiątkami. Turystyczny kicz, który zalał Solinę (najlepiej uciec przed nim albo żaglówką na środek zalewu, albo w bardziej zaciszne okolice Jeziora Myczkowskiego), pojawia się coraz częściej we „właściwych” Bieszczadach. „Straciliśmy nad tym kontrolę, bo na własne życzenie sprzedaliśmy odzyskane po wojnie ziemie – mówi Piotr „Niedźwiedź” Ostrowski, gospodarz Piotrowej Polany w Wetlinie.

– Mogliśmy spokojnie żyć z przyjezdnych, bez wielkich, psiakrew, historii, a teraz pojawił się 'biały człowiek', który nie mieszka w Bieszczadach przez cztery pory roku, tylko inwestuje swoje pieniądze. Siłą rzeczy nie będzie zainteresowany tworzeniem tkanki życia społecznego, bo go tu po prostu nie ma”  przerywa na chwilę i gromkim „Dobry dzień!” pozdrawia przechodzącego znajomego. – Jaka jest jakość, jak bierzecie ulotkę i widzicie napis 'hotel czynny 24h'? Czy tam swojskość będzie? Nawet jak w środku narysują na ścianie cerkiew, to jest to tworzenie mitów; sztucznych światów, które się sprzedają  urywa zdanie i zabiera się do pracy.

Po chwili jednak dodaje: – Ale żeby była jasność, ja się spokojnie rano budzę i się nie martwię. Mamy trójkę dzieci i wychowaliśmy je w miłości do Bieszczad. Są wykształceni, młodzi, otwarci, ale podzielają nasze spojrzenie. Na przykład budujemy tutaj schronisko turystyczne, które się samo obroni. Nie trzeba stawiać starych odbiorników, żelazek i innych pierdół – atmosfera wokół domu powstanie z czasem... Ahoj przygodo! – wykrzykuje do kolejnego znajomego.

Powoli zaczynam rozumieć, co w Bieszczadach znaczy swojskość i myślę sobie, że nic tym górom nie grozi, póki żyją w nich tacy ludzie – o szorstkim zewnętrzu i ciepłym wnętrzu.

Noclegi w Bieszczadach

Chata starych znajomych, Zahutyń 281. Przytulne drewniane chatki o swojskim klimacie – idealne miejsce na wypoczynek po górskich wędrówkach (30-40 zł noc).

Solinianka Villas & SPA, Solina 1 A. Ekologiczne miejsce z prawdziwą indyjską restauracją (hinduski szef kuchni) i SPA. Dwójka ze śniadaniem 280 zł.

Piotrowa Polana, Wetlina 73. Kemping, domki letniskowe i nowo otwarte schronisko PTTK. Nocleg w namiocie 10 zł, pozostałe 20–28 zł.

Bieszczadzkie knajpy

Siekierezada, Cisna 92. Kultowa bieszczadzka knajpa. Często organizowane są wieczory poezji śpiewanej. Danie główne 15–30 zł.

Chata Wędrowca, Wetlina 60. Kuchnia polska z kresowymi akcentami i dania autorskie. Tutejszą specjalnością jest naleśnik gigant z jagodami – 36 zł.

Karczma Jadło Karpackie, ul. Rynek 12, Sanok. Kuchnia łemkowska, bojkowska, ukraińska i polska. Warenyky (pierogi z mąki razowej) 14 zł, bób ze skwarkami 9 zł.

Atrakcje

Chatka Puchatka, Połonina Wetlińska. Słynne schronisko, położone najwyżej w Bieszczadach. Porcja bigosu 16 zł.

Loty widokowe, Weremień koło Leska. Dla pragnących innej perspektywy – Bieszczady z lotu ptaka. Przelot szybowcem 100 zł, samolotem 330 zł za 3 osoby.

Ośrodek Caritas, Myczkowce. Świetne miejsce dla rodzin z dziećmi – Ogród Biblijny, minizoo oraz Park Miniaturowych Świątyń. Bilet 5 zł.

Polub nas na Facebooku!

Żaden utwór zamieszczony w serwisie nie może być powielany i rozpowszechniany lub dalej rozpowszechniany w jakikolwiek sposób (w tym także elektroniczny lub mechaniczny) na jakimkolwiek polu eksploatacji w jakiejkolwiek formie, włącznie z umieszczaniem w Internecie - bez pisemnej zgody TIME S.A. Jakiekolwiek użycie lub wykorzystanie utworów w całości lub w części z naruszeniem prawa tzn. bez zgody TIME S.A. jest zabronione pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.