Żaden utwór zamieszczony w serwisie nie może być powielany i rozpowszechniany lub dalej rozpowszechniany w jakikolwiek sposób (w tym także elektroniczny lub mechaniczny) na jakimkolwiek polu eksploatacji w jakiejkolwiek formie, włącznie z umieszczaniem w Internecie - bez pisemnej zgody TIME S.A. Jakiekolwiek użycie lub wykorzystanie utworów w całości lub w części z naruszeniem prawa tzn. bez zgody TIME S.A. jest zabronione pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.
Polska: Dzień dobry BMW
Spróbuję wyjaśnić, o co mi chodzi, na przykładzie "Dzień dobry TVN". Z jednej strony jest to najlepszy z porannych programów telewizyjnych. Jest świetnie zrealizowany, a dobór tematów znośnie inteligentny. Jednym słowem: bardzo dobry program? Otóż nie. Całość psuje fakt, że połowa prezenterów irytuje mnie do tego stopnia, że muszę bez przerwy przełączać kanały. A samochód? Właśnie nowe BMW jest trochę takie.
NA TEMAT:
Zacznijmy od wyglądu. Jest to wersja touring, czyli kombi, dla mnie zawsze bardziej estetyczna niż trójbryłowy sedan. Jednak nawet po delikatnym liftingu "trójka" wciąż nie jest powalająca. W swoich liniach jest trochę dynamiczna, trochę elegancka, trochę powściągliwa. Na dobrą więc sprawę "poprawna" to chyba idealne określenie. Złośliwi twierdzą, że wygląda jak "parę metrów jakiegoś samochodu". Z tym już się nie zgodzę. Takie określenie bardziej pasuje do Toyoty Avensis czy Chevroleta Aveo Sedan. BMW hołduje najlepszym tradycjom niemieckiego modernizmu, w którym prosta, zorganizowana forma podąża za funkcją. W środku skóra, elektryczne to i tamto, ogromny ekran I-drive'a, już bardziej przystępny w użytkowaniu, odkąd dodano kilka guzików. Poza tym panoramiczna (IMAX-owa wręcz) nawigacja odtwarza filmy na DVD, a ukryty gdzieś 80-gigabajtowy dysk zapisze wszystkie wasze empetrójki. Do tego szklany dach i oczywiście, jak w każdej "trójce" kombi, możliwość otworzenia tylnej szyby bagażnika, gdy chcemy szybko coś do niego wrzucić. Wszystko wykonane tak solidnie, że można walić młotkiem cały dzień i prędzej ręka się zmęczy, niż coś odpadnie. W BMW, gdy coś wygląda na aluminium, jest to aluminium, a nie tani plastik.
Ruszam w miasto i pierwszą rzeczą, jaką muszę zrobić, to zatrzymać się. Roleta bagażnika skrzypi, do tego automatycznie podjeżdża do góry, gdy otwieram tylną szybę, przez co spoglądając w lusterko, nic nie widzę. Muszę ją z powrotem opuścić, zresztą będę to robił jeszcze wiele razy. Niestety opuszczenie jej nie kładzie kresu piskom, kompletnie nieprzystającym BMW. Mój kolega, posiadacz identycznej trójki, mówi, że miał to samo, dopóki nie ukradł innej rolety z samochodu stojącego w salonie i nie zamienił ze swoją. Ale nic to, jestem byłym posiadaczem Alfy Romeo i wiem, jak takim rzeczom zaradzić. Włączam muzykę na cały regulator i rozkoszując się świetnym audio, wciskam gaz, ruszając spod świateł. I tu znów kończą się rzeczy kiepskie, a zaczynają fantastyczne. Gdy piszę te słowa, za oknami szaleje zima, czyli idealna pogoda na pojazd z napędem na cztery koła. A z tego, co słyszałem, napęd BMW należy do najlepszych. Trzylitrowy diesel ma 245 koni mechanicznych i 560 Nm momentu obrotowego. Pierwszą setkę osiąga w 6 sekund. I mimo że pali raczej 12 l/100 km zamiast podawanych przez producenta 8,4, imponujące jest to, że na piątym biegu rozpędza się z 80 km/godz. do 120 w 5 sekund. Benzynowy silnik, który to potrafi, pożerałby co najmniej 20 litrów. Do tego w kopnym śniegu ESP świeci swoim trójkącikiem tylko raz. Napęd pięknie rozdysponowuje moment na koła, które mają najwięcej przyczepności. Po chwili wyjeżdżam z miasta w stronę zaprzyjaźnionej firmy logistycznej. Magazyny, a pomiędzy nimi place i uliczki, gdzie mogę pobawić się w zimowego kuzyna Kena Blocka. Nie żebym potrafił tak jak on... Przytrzymuję chwilę guzik ESP, by całkowicie je wyłączyć, i lekko daję w gaz. Pierwsze wrażenie jest takie, że auto ryje przodem i jest potwornie podsterowne. Jednak po mocniejszym wciśnięciu gazu tył dołącza do gry i ponieważ proporcje rozdziału momentu to 40 procent przód/60 tył, natychmiast zaczynam jechać bokiem. Na szczęście przód też ciągnie, wystarczy więc odjąć gazu, aby pojechać we właściwą stronę. A wszystko jest na tyle proste, że moja dziewczyna, na co dzień jeżdżąca przednionapędowym Aygo, poradziła sobie z jazdą bokiem. Jak na BMW przystało, układ kierowniczy jest tak bezpośredni, że można przez dotyk odczytywać napisy na studzienkach kanalizacyjnych. Ale tak jak w "Dzień dobry TVN" są też wady. Właśnie zaliczam ukrytą pod śniegiem studzienkę i chwilowo muszę się opamiętać z zachwytem. Nawet podczas lekkiego uderzenia zimówki typu run-flat wydają z siebie takie dźwięki, jakby mi pół samochodu odpadło. Poza tym prawie 1800-kilogramowe kombi na dosyć szerokim ogumieniu łatwiej jest w tym śniegu rozpędzić, niż zatrzymać (gdy wciskam hamulec, od razu łapie mnie ABS). Niestety na tym nie koniec. W dieslu cała moc i moment obrotowy przychodzą w jednym wielkim uderzeniu. Skrzynia zaś, nawet w trybie manualnym, sama zmienia biegi do góry, gdy w ferworze walki zapomnimy się i dotkniemy czerwonego pola. W związku z tym w jednej sekundzie suniemy bokiem, a w drugiej mamy już przyczepność i jedziemy w stronę słupa, który przed chwilą mijaliśmy. Trzeba mieć szybkie rączki, by odkręcać kontry i sterować kierownicą we "właściwą" stronę. Ale to nie są duże wady. Wystarczy chwila przyzwyczajenia, małe rozpoznanie terenu i można w 330d poczuć się jak na Rajdzie Finlandii. Werdykt? Dla przeciętnego użytkownika to wszystko nie będzie miało znaczenia. Kupi 330d X-drive po to, by "czuć się bezpiecznie", a i tak w zimowe dni będzie jechał jak wszyscy 30 km/godz. W lecie będzie się zaś rozpędzał do setki w 6 sekund zadowolony ze swojego zakupu. Oczywiście o ile ma ponad 290 tys. zł do wydania... I to najbardziej psuje mi obraz całości. Nie wiem, czy za tę cenę nie wolałbym mieszkania pod wynajem na Tarchominie. Mimo tego schizofrenicznego obrazu polubiłem jednak "beemkę". Uczyniła moje życie w zimie łatwiejszym (podgrzewane fotele), ciekawszym (rano, zamiast oglądać programy śniadaniowe, już spod domu wyjeżdżałem pełnym bokiem), a jej wady sprawiły, że odarta z niemieckiego spiżu stała się dla mnie sympatyczniejsza, bardziej ludzka. Gdybym jeszcze mógł to samo powiedzieć o niektórych prezenterach, nie odklejałbym się od telewizora.
Polub nas na Facebooku!