SZCZECIN

Szczecin wzdłuż rzeki. Życie miasta kręci się nad Odrą

Małgorzata Straszewska, 7.05.2018

Szczecin

fot.: www.shutterstock.com

Szczecin
Bliżej stąd do Berlina i Kopenhagi niż do Warszawy. Niegdyś potężny niemiecki port, później miejsce robotniczej rewolty. Teraz pełne zieleni miasto słynie z architektury, a jego życie przenosi się nad wodę.

Najlepsza przestrzeń publiczna w Europie, najlepszy obiekt kultury, najlepszy budynek na świecie – obsypana nagrodami siedziba Centrum Dialogu Przełomy, a właściwie jej pofalowany dach, stapia się w jedno z powierzchnią placu Solidarności. Mnie jednak ciekawi to, co kryje się w jej wnętrzu. Chcę poznać najnowszą historię miasta i dowiedzieć się, jak budowało swoją polską tożsamość.

Centrum Dialogu Przełomy

Ledwo schodzę w ciemność, moim oczom ukazuje się szokujący obraz. Spadające bomby, gruzy i przerażeni mieszkańcy zniszczonego miasta. Koniec II wojny światowej. W takich okolicznościach narodził się dzisiejszy Szczecin.

– To tylko impresja, kolaż fotografii, a nie archiwalne zdjęcia – mówi Agnieszka Kuchcińska-Kurcz, pomysłodawczyni i kuratorka wystawy. – W centrum miasta nie było walk, chodzi o pokazanie emocji towarzyszących wojnie. Są tu spięte ze sobą najważniejsze architektoniczne symbole Szczecina: Wały Chrobrego, ale też modernistyczny, betonowy kościół.

Stoimy na wprost monumentalnej pracy Kobasa Laksy „Das Ende des Traums/ Koniec marzeń, Stettin ’45”. Przełomy, choć są muzeum historycznym, do swojej przestrzeni zaprosiły również artystów. – To nasz wyróżnik. Oprócz eksponatów pokazujemy też dzieła sztuki, niektóre stworzone specjalnie dla nas – komentuje kuratorka. – Kobas Laksa wykonał zdjęcia, do których inspiracją były dostarczone mu materiały archiwalne. Są na nich współcześni szczecinianie – wśród nich znany raper Adam „Łona” Zieliński.

Tuż obok oglądam fragment filmu pokazujący, jeszcze niemieckie, miasto sprzed zniszczeń. Widać na nim stojący w porcie wielki elewator zbożowy Ewa oraz wyspę Łasztownię. – Tak spokojnie było w mieście aż do wielkich alianckich nalotów wiosną 1943 r. Samolotów lecących na Berlin, które niespodziewanie ominęły stolicę Rzeszy, było około 400. Najbardziej ucierpiały dzielnice przemysłowe i Łasztownia – dodaje Agnieszka.

Wystawa sprzyja kameralnemu zwiedzaniu. Mogę posłuchać opowieści m.in. robotników przymusowych (w Stettinie było aż sto obozów pracy), Niemek, które przeżyły bombardowania, czy wspomnień polskiego pilota RAF-u, który zrzucał bomby na miasto, a później w nim zamieszkał.

Wreszcie oglądam, jak Winston Churchill w 1946 r. wypowiada znamienne słowa: „Od Szczecina nad Bałtykiem do Triestu nad Adriatykiem opadła żelazna kurtyna w poprzek kontynentu”. Kolej na najbardziej mroczną część wystawy – okres terroru i propagandy. Potem wspomnienie epoki bigbitu i klubów jazzowych. Na Festiwalu Młodych Talentów debiutowali Czesław Niemen czy Karin Stanek.

Zanim wyjdę na powierzchnię, w górze widzę neonowy napis: „Przyszłość nie jest już tym, czym kiedyś była”. Sentencja Paula Valéry’ego układa się w kształt Polski.

NA TEMAT:

Szczecińskie dźwigozaury
Szczecińskie dźwigozaury

Czekolada "Kapitańska" i żółte dźwigozaury

Wychodzę na powierzchnię i kieruję się do stojącego tuż obok białego, ascetycznego gmachu Filharmonii im. Mieczysława Karłowicza. Spotykam się tam z Arturem Ratuszyńskim, który obecnie promuje projekt zagospodarowania rzecznej wyspy Łasztownia.

– Wszystko zaczęło się od filharmonii – mówi. – Do konkursu na projekt tego budynku zgłoszono 40 propozycji. Posypały się nagrody, a o Szczecinie usłyszał świat. Na tereny Łasztowni mieliśmy aż 250 zgłoszeń.

W drodze na miejsce będące obiektem fantazji architektów mijamy wielki przedwojenny gmach zarządu Morskich Portów Szczecin i Świnoujście. Zaraz, Szczecin leży nad morzem? – Tutaj, na Odrze, zaczynają się wewnętrzne wody morskie – wyjaśnia Artur. – Statki przez Zalew Szczeciński i Świnoujście wypływają na Bałtyk. Za mostem północnym Trasy Zamkowej formalnie będziemy nad morzem.

Po chwili czuję coraz wyraźniejszy zapach czekolady. Słodki aromat płynie z budynku Przedsiębiorstwa Przemysłu Cukierniczego Gryf. Niegdyś powstawały tu słodycze – m.in. znana z czasów PRL-u i filmu „Podróże Pana Kleksa” czekolada Kapitańska.

Jesteśmy na miejscu. Patrzę w stronę rzeki. Jak na dłoni widzę leżące przy przeciwnym brzegu Odry reprezentacyjne zabytki Szczecina – Wały Chrobrego z Akademią Morską, monumentalnym Muzeum Narodowym i Urzędem Wojewódzkim. A tuż przed sobą mam jeden z nowych symboli miasta – dźwigozaury. Żółte żurawie portowe z 1929 r. przeszły niedawno renowację. W oddali widzę suwnice stoczni, która upadła u progu XXI w. Obecnie na jej terenie działają różne prywatne przedsiębiorstwa.

– Miasto przysiadło wtedy emocjonalnie. W czasach PRL-u byliśmy bogaci: marynarze zarabiali w dolarach, poza tym handlowało się wtedy na potęgę – opowiada Artur. – Mieliśmy najnowsze ciuchy i byliśmy drugim, po Stuttgarcie, miastem pod względem liczby mercedesów. Potem nastał czas młodych wilków – bliskość Niemiec powodowała rozkwit przemytu, głównie alkoholu. Największą potęgą Szczecin był jednak w XIX w., gdy stanowił zaplecze Berlina. Jako silne przemysłowe miasto kontrolował cały ruch towarów z Odry.

Nowe oblicze Łasztowni

Teraz serce Łasztowni – wyspy, której nazwa pochodzi od dawnej jednostki miary zboża – bije w Starej Rzeźni. Tętniące życiem centrum kultury mieści się w odrestaurowanym budynku należącym do kompleksu dawnej rzeźni miejskiej. XIX-wieczną oborę kupiła i odrestaurowała Laura Hołowacz, prezes firmy spedycyjnej CSL. – Akurat szukaliśmy siedziby na biura firmy – opowiada. – Zakochałam się w tym miejscu, choć wyglądało jak pierwszego dnia po wojnie. Chciałam tu również otworzyć centrum kulturalne. Pokazywaliśmy mieszkańcom cały proces rewitalizacji, który trwał trzy lata. Oswajaliśmy ich z Łasztownią, wcześniej prawie nikt tu nie zaglądał. Teraz tyle się dzieje – koncerty, spotkania, wystawy, że zdążyłam zapomnieć, jak było. A miłość trwa nadal. Dzięki Rzeźni wciąż poznaję mnóstwo fantastycznych ludzi.

Za projekt odpowiada znany architekt Leszek Herman, który napisał powieść „Sedinum. Wiadomość z podziemi” o mrocznych tajemnicach Szczecina. – Nie mogłem się od tej książki oderwać! Zarwałem noc – mówi mąż pani Laury, Marek Hołowacz, gdy zaglądamy do Kubryka Literackiego, księgarni poświęconej Szczecinowi. – A co do Leszka, to krąży anegdota, że podczas zlotu żaglowców, gdy do portu wpływał największy statek, on jako jedyny stał odwrócony plecami. Jak zahipnotyzowany patrzył na budynek Rzeźni. Był szczęśliwy, że pomoże nam stworzyć to miejsce.

Bulwary szczecińskie
Bulwary szczecińskie

Bulwary

Wracam nad rzekę. Niewielka motorówka nazywa się „Tereńka”. Każdy, kto ma ochotę popłynąć na Odrę i rozlewiska Międzyodrza, może ją wynająć w pobliskim bosmanacie. Ze względu na niewielki rozmiar łodzi nie potrzeba żadnych uprawnień. Na rzece spotkam jeszcze „Klaudynkę”, „Romkę” i swoją imienniczkę „Małgorzatkę”. Imiona nie są przypadkowe – należą do pań pracujących w Żegludze Szczecińskiej.

Na nadrzecznych bulwarach od niedawna rozkwita życie towarzyskie. Zwłaszcza Piastowskim, gdzie podczas spaceru Aleją Żeglarzy dzięki tablicom i rzeźbom dowiemy się, jak od średniowiecza kształtował się związek Szczecina z morzem.

Udaję się w okolice głównego dworca kolejowego, na ulicę Kolumba. Uważana za jedną z bardziej zaniedbanych, wkrótce pokaże mi swoje niezwykłe oblicze od strony rzeki. Wchodzę w jedną z bram. Po drodze na Wyspę Jaskółczą widzę zabytkowy, nitowany most – jedyny, który przetrwał wojenne bombardowania.

Z przystani na wyspie wsiadam do kajaka. Najpierw płyniemy na północ w stronę morza, które – przynajmniej według przepisów – jest tuż-tuż. Na Odrze duży ruch. Uważając na prężących mięśnie zawodników regat wioślarskich, podziwiam m.in. Wały Chrobrego. Wreszcie zawracamy w stronę wyspy Jaskółczej i płyniemy w stronę opuszczonego kompleksu fabrycznego. W XIX w. produkowano tu drożdże i alkohol. Ze schodzącymi wprost do wody budynkami sąsiaduje dawna zajezdnia tramwajowa.

– Fabryki były poprzedzielane kamienicami – opowiada przewodnik Robert Filipski, który organizuje kajakowe wycieczki po Odrze i Inie. – Tam nadal mieszka pan, któremu zdarza się z okna łowić ryby – pokazuje w dal palcem. – Miejsce, gdzie teraz jesteśmy, jest nazywane Szczecińską Wenecją. Ale dla mnie jest nią całe miasto – od strony wody prezentuje się najpiękniej.

Polub nas na Facebooku!

Żaden utwór zamieszczony w serwisie nie może być powielany i rozpowszechniany lub dalej rozpowszechniany w jakikolwiek sposób (w tym także elektroniczny lub mechaniczny) na jakimkolwiek polu eksploatacji w jakiejkolwiek formie, włącznie z umieszczaniem w Internecie - bez pisemnej zgody TIME S.A. Jakiekolwiek użycie lub wykorzystanie utworów w całości lub w części z naruszeniem prawa tzn. bez zgody TIME S.A. jest zabronione pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.