Żaden utwór zamieszczony w serwisie nie może być powielany i rozpowszechniany lub dalej rozpowszechniany w jakikolwiek sposób (w tym także elektroniczny lub mechaniczny) na jakimkolwiek polu eksploatacji w jakiejkolwiek formie, włącznie z umieszczaniem w Internecie - bez pisemnej zgody TIME S.A. Jakiekolwiek użycie lub wykorzystanie utworów w całości lub w części z naruszeniem prawa tzn. bez zgody TIME S.A. jest zabronione pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.
Pustynny blues. W Algierii odkrywamy, co gra w duszy Tuaregom
Anna Olej-Kobus, 22.06.2018
Gdzie na pustyni jest najpiękniej? – zapytał Tuaregów Artur Urbański, doświadczony organizator ekspedycji na Saharę, gdy pierwszy raz przybył do Dżanatu, miasta-oazy. – Wszędzie – odpowiedzieli. – A gdzie lubicie jeździć? – Wszędzie. To nasz dom.
Nie rozumieli tych pytań. Dla nich każde z miejsc jest jedyne i niepowtarzalne. Mówiąc o pustyni, Tuaregowie używają słowa „tenere”. Tenere jest tam, gdzie wędrują karawany (zastąpione dziś przez terenowe auta). Tam, gdzie zasypia się pod gwiazdami. Tak nazywa się też obszar Sahary w Nigrze, gdzie do niedawna rosła najbardziej samotna akacja świata, oddalona od najbliższych drzew o 400 km! Przez 300 lat była punktem orientacyjnym, aż pewnego dnia wjechał w nią libijski kierowca. – Pijany – stwierdza z goryczą nasz tuareski przewodnik Mohammed. – A do tego oni nigdy nie znają drogi!
Oni, czyli wojskowi. Rzuceni przez armię na odludną przestrzeń, boją się jej i nie rozumieją. To dlatego widzimy gdzieniegdzie rzucone w piasek opony. Są drogowskazami, gdyby zawiodły GPS i technika.
Jest jeszcze inne słowo określające pustynię. Rzadko wymawiane, oznaczające bezkresną pustkę, gdzie nie ma życia. Assouf (lub essuf) jest poza światem i poznaniem. To stamtąd przybywają duchy smutku. Oznacza też tęsknotę. Wszechogarniającą, którą ukoić może tylko wędrówka przez tenere. Wygrywa ją na gitarze Bombino, nazywany Hendrixem z Nigru, w utworze „Mahegagh”. Tę nostalgię znajdziemy w większości tuareskich ballad.
Pustynny blues
„Tuaregowie zostali rozproszeni” – pustynny blues „Aratan N Azawad” zespołu Terakaft stał się nieformalnym hymnem Tuaregów, śpiewanym przy każdym ognisku. Na ich ziemiach najpierw w XIX w. pojawili się kolonizatorzy, później dom Tuaregów został podzielony między pięć państw: Algierię, Mali, Niger, Libię i Burkina Faso.
– Azawad ma dwa znaczenia – wyjaśnia Artur Urbański. – Potocznie nazywa się tak równinę po horyzont. To jednak także Wolne Państwo Azawad. Utworzone w 2012 r. w północnym Mali, nieuznane przez świat. Dla Tuaregów krąg myślowy zamyka się w obrębie klanu, najwyżej plemienia. Marzą jednak o własnym miejscu na ziemi.
„Politycy cię zdradzą. Zawsze!” – Abderrahmane, muzyk z zespołu Toumast towarzyszący nam w podróży, gra mocne akordy innego przeboju Terakaftu, „Karambani”. W głosie śpiewających słychać rozgoryczenie. Zbuntowany tuareski blues świata nie zmieni. Ale pomaga uporać się z emocjami.
Ludzie Pustyń
Kiedy Ibrahim Ag Alhabib miał cztery lata, musiał oglądać egzekucję ojca. Powstanie Tuaregów, walczących o własne państwo, zostało wówczas brutalnie zdławione. Jego życie odmienił film z Royem Orbisonem „The fastest guitar alive”. Uznał wtedy, że zamiast strzelać, lepiej tworzyć muzykę. Bywa bardziej niebezpieczna niż pociski.
Pierwszy instrument zbudował z puszki, drutu i linki hamulca rowerowego. Gdy szkolił się w obozie rebeliantów w Libii, przypadkiem dostał gitarę elektryczną. To było jak objawienie. Zwłaszcza po wysłuchaniu przemyconych kaset z nagraniami Hendrixa, Presleya i Marleya.
Tak narodził się pierwszy zespół grający nowoczesną muzykę tuareską. Nie mieli oficjalnej nazwy, więc nazywano ich Kel Tinariwen, co w języku tamaszek znaczy Ludzie Pustyń.
Dziś kultura Tuaregów jest nieodłącznie związana z gitarami, a każda oaza to zagłębie talentów. Mówi się, że w DNA mają zapis pięciolinii. Śpiewają w tamaszek, języku o piśmie wywodzącym się z prastarych czasów.
Najsłynniejszym zespołem jest właśnie Tinariwen. Na największych imprezach występują tak samo jak u siebie: w tradycyjnych strojach, często boso, śpiewając w języku niezrozumiałym dla wielotysięcznej publiczności. Po czym wracają do domu. Grają na pustyni, przy ognisku, dla znajomych...
W utworze „Sastanaqqam” pytają: „Pustynio, czy jest coś lepszego, niż być z przyjaciółmi i wierzchowcem? Przemierzyłem cały świat, lecz jak długo będę żyć, zawsze wrócę do ciebie”. To nie przebój pod publikę. To ich prawdziwe życie.
Czy tradycje Tuaregów przetrwają?
Po kilku dniach jazdy wydaje się, że zobaczyliśmy już wszystkie krajobrazy Sahary. Ascetyczne żółte wydmy, czerwony piasek wśród rudych skał, samotne kamienne wieże, zwiewne cienie pod monumentalnymi łukami.
Z głośnika w aucie leci rockowy kawałek „Akhar Zaman”. Bombino w rytm gitarowych riffów śpiewa, że nadeszła chwila, gdy młodzi odchodzą od tradycji, ginie alfabet i język, a tożsamość znika, jeśli jesteś daleko od kultury przodków.
Wjeżdżamy na kolejną wydmę. Z piasku wyrastają skalne iglice, a za nami rozpościera się kamienny Manhattan. Pomarańczowe słońce ogromnieje nad bezkresnym horyzontem. „Być tutaj to samo szczęście” – zdają się mówić roześmiane oczy Abderrahmane.
Wieczorem znów zabrzmi koncert przy ognisku. Będziemy śpiewać, pić herbatę i cieszyć się z bycia razem. Życie bywa proste i piękne. Masz rację, Bombino, nadeszły nowe czasy, ale dopóki jest pustynia i muzyka, Tuaregowie przetrwają.
Polub nas na Facebooku!
Zobacz również:
- Jak Marrakesz stał się celem pielgrzymów i turystów
- Ola Ciupa na Zanzibarze. Ciekawostki o rajskiej wyspie w Tanzanii
- Okrutny zwyczaj. Tutaj dziewczynkom prasuje się piersi
- Malaria w Gambii. Czy jest się czego bać? Kaja Kraska z Globstory | VLOG Marty...
- O czym marzą nauczyciele z sawanny?
- Bierze urlop, żeby ratować kobiety w Liberii. Wywiad z Darią Mejnartowicz