Żaden utwór zamieszczony w serwisie nie może być powielany i rozpowszechniany lub dalej rozpowszechniany w jakikolwiek sposób (w tym także elektroniczny lub mechaniczny) na jakimkolwiek polu eksploatacji w jakiejkolwiek formie, włącznie z umieszczaniem w Internecie - bez pisemnej zgody TIME S.A. Jakiekolwiek użycie lub wykorzystanie utworów w całości lub w części z naruszeniem prawa tzn. bez zgody TIME S.A. jest zabronione pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.
Przesądny Madagaskar: nie zaczepiaj kameleonów, nie zaczynaj niczego we wtorek, na łodzi zdejmij czapkę!
Arek Ziemba, 1.08.2016
Madagaskar to ostatni z wielkich lądów, który został zasiedlony przez człowieka. Ludzie dotarli tutaj dopiero w pierwszym wieku naszej ery. Byli to wprawieni żeglarze z terenów dzisiejszej Indonezji. Przywieźli ze sobą typowo azjatyckie rośliny uprawne, jak choćby ryż, ale też język i obyczaje, jakże odmienne od tych, spotykanych na kontynencie afrykańskim.
Geograficznie kraj należy do Afryki, nie przypomina jednak Czarnego Lądu. Wciąż żywe są tutaj tradycje morskich podróży. Jeżdżąc po wybrzeżu, często obserwuję miejscowych rybaków. Podobnie jak przed setkami lat wypływają na niespokojne fale Oceanu Indyjskiego w lakana, drobnych dłubankach wydrążonych w pniu drzewa. O świcie często przez blisko godzinę walczą z falami przyboju. Próbują przedrzeć się z sieciami na spokojne, pełne ryb wody. Wypływają po kilku, bo tak pewnie bezpieczniej. Wywracani, przemoknięci, zziębnięci, po wielu nieudanych próbach osiągają wreszcie łowisko. Nie każdy dzień jest sprzyjający, by za wszelką cenę walczyć z siłami oceanu.
W tradycji malgaskiej wtorek i czwartek to dni przeklęte, traktuje się je tak jak u nas piątek, trzynastego. Nie rozpoczyna się nowych projektów, zasiewu czy żniw, nie walczy się również do upadłego z falami. W te dni szczególnie łatwo o nieszczęście.
NA TEMAT:
Przesądy na Madagaskarze
Mogę pokusić się o stwierdzenie, że Malgasze są niezwykle przesądni, a przesądów jest tu niezliczona ilość. Gdy jadę raz samochodem z moim zaufanym kierowcą, na drodze widzę sporego kameleona. Proszę kierowcę, żeby się zatrzymał, przenoszę zwierzaka na pobocze i robię mu kilka zdjęć. Kiedy ruszamy w dalszą drogę, znajomy Malgasz zaczyna mnie delikatnie uświadamiać... Chyba nie wie, jak zacząć, żeby komentarz nie zabrzmiał niegrzecznie. – Wiesz Arek, myślę, że lepiej, żebyś nie zaczepiał kameleonów przy drodze. W lesie to by nie było problemu. Ale tu, blisko ludzi, to co innego. – Aha... W lesie kameleony nie są niebezpieczne? – Arek, tutaj są ludzie; kameleon może żyć z ombiasa, z szamanem. Takie zwierzę może ci zaszkodzić; na przykład gdy go rozdrażnisz, sprowadzi na ciebie chorobę.
Przesądy, tabu zwie się tutaj fady. Są takie, które dotyczą wszystkich Malgaszy, inne tylko pewnych grup etnicznych czy społeczności. Na całej wyspie obowiązuje absolutny zakaz jedzenia psów. Według miejscowych wierzeń to z ich winy człowieka wypędzono z raju. Powszechne jest też fady związane właśnie z kameleonem. Miejscowi nie dotkną go, nie skrzywdzą, bo to zwierzę zmieniające ubarwienie jest posądzane o czary, o złe moce. Malgasze boją się takiego indywiduum.
Fot. Shutterstock.com
Pewnego razu wypływam sporą łodzią w rejs. Nagle załoga zaczyna biegać po górnym i dolnym pokładzie, nakazując wszystkim pasażerom zdjęcie czy to kapeluszy czy chust – co kto akurat ma na głowie. Raz można płynąć w kapeluszu, po chwili znowu nie... Sprawa wyjaśnia się, gdy wchodzę na górny pokład. Podczas mijania się z inną łodzią należy zdjąć nakrycie głowy, by łodzie się nie zderzyły.
Fady mają niewątpliwe zalety. Za ich pomocą miejscowi w prosty sposób porządkują świat. Na prowincji standardem jest, że nowo poznani ludzie informują się nawzajem o swoich fady. Nigdy nie następują pytania pomocnicze typu: „A dlaczego?”. Zabobon musi być bezwzględnie uszanowany i obowiązuje daną osobę od momentu, gdy zostanie o nim poinformowana. Praktyczna rzecz.
Najbrzydsze zwierzę świata
Dobrą opinią wśród Malgaszy nie cieszy się też lemur aye-aye, zwany po polsku palczakiem. Określany jest często mianem najbrzydszego zwierzęcia na świecie i rzeczywiście robi straszne wrażenie. Trudno go podejść, a gdy się już to uda, aye-aye reaguje na obecność człowieka okropnymi dźwiękami: kaszle jakby przez nos, prycha, szczeka...
Fot. Shutterstock.com
Ten nocny gatunek lemura ma przedziwne przyzwyczajenia. Buduje z traw i gałęzi gniazda, które przypominają wyglądem gniazda ptaków. Zwierzę wykształciło jeden, nieproporcjonalnie długi, bardzo chudy palec. Gdy go rozprostuje, staje się on bardzo ukrwiony, niezwykle czuły, jego temperatura pod wpływem ukrwienia znacznie wzrasta. Palczak wyczuwa nim larwy żyjące w drzewach i wydłubuje je z wąskich tuneli w drewnie.
Słyszałem od Malgaszy, że gdy aye-aye skieruje na kogoś swój palec, to dana osoba wkrótce umrze. To zgodne z malgaskim przesądem, iż nie należy na nikogo wskazywać palcem, bo gest ten oznacza śmierć. Jak obejść ten przesąd? Wystarczy wskazać na kogoś zgiętym palcem. W tym momencie fady już nie działa.
Przewracanie nieboszczyka
Malgaska tradycja, która jest dla nas – Europejczyków – szczególnie niezwykła, to famadihana, czyli przewracanie nieboszczyka. Jest ona nadal powszechnie praktykowana na płaskowyżu wokół stolicy, czyli na terenach zamieszkiwanych przez Merina – lud, który przybył na Madagaskar z terenów dzisiejszej Indonezji.
Na Madagaskarze śmierć nie jest fady, nie jest tematem tabu tak jak w naszej kulturze. Merina wierzą, że ich powodzenie w życiu doczesnym zależy od tego, czy sprzyjają im duchy przodków. Stąd dbałość, aby relacje z nimi były jak najlepsze. Zmarli chowani są w bogatych, rodzinnych grobowcach. Tradycja nakazuje, aby po około siedmiu latach od śmierci urządzić na cześć nieboszczyka gigantyczną, huczną zabawę. Po długich przygotowaniach orszak złożony z członków bliższej i dalszej rodziny oraz ciekawskiej gawiedzi, który liczy często do tysiąca osób, udaje się do grobowca. Odsłaniane jest wejście, po czym w rytm muzyki wynosi się szczątki przodka na światło dzienne.
Według wierzeń zmarły może udać się do nieba, dopiero gdy pozostaną po nim jedynie „białe kości”. Jednym z ważniejszych elementów święta jest więc wyjście nad rzekę. Rano, gdy woda jest najczystsza – jeszcze zanim ludzie zaczną myć się w rzece – dokonuje się obmycia kości. Zostaną one później zawinięte w tak zwaną lamba mena, czerwoną tkaninę, i ponownie przeniesione do domu. Przez kilka kolejnych dni zmarły uczestniczy w zabawie razem z żywymi. W trakcie famadihany nie może zabraknąć jedzenia, picia i muzyki. Jednym z większych wydatków są wielkorogie byki zebu, które są składane w ofierze w trakcie uroczystości i spożywane przez zebranych. Poroża byków zostaną później z dumą umieszczone na grobowcu. Będą świadczyć o tym, że rodzina godnie dba o swoich zmarłych.
Fot. Shutterstock.com
Pogawędka z przodkami
Przy okazji mniejszych i większych kłopotów Malgasze doszukują się niezadowolenia ze strony przodków. Czy chodzi może o to, że ktoś obraził dziadka i ten zdobywa się na złośliwości? Bywa, że trzeba wyjaśnić jakieś nieporozumienie ze zmarłym, porozmawiać z nim, zapytać o radę. Na to też jest w świecie Malgaszy rozwiązanie.
Tromba jest trochę szamanką, trochę wróżbitką, specjalizuje się w pośredniczeniu między światem żywych i umarłych. Na umówione spotkanie przychodzi się do starszej kobiety z drobnym podarkiem. W chacie zaczyna rozbrzmiewać muzyka, która wprowadza trombę w trans. Długie, rytmiczne uderzenia w bębny, dźwięki harmonii i gitary pozwalają oderwać się od ziemskiego bytu.
Szamanka przywdziewa ubrania zmarłego przyniesione przez rodzinę i wprowadza w siebie jego ducha. Od tej chwili przodek może porozmawiać ustami tromby ze swoją rodziną. To okazja, by dopytać się o powody jego niezadowolenia, ale też pogawędzić o zwykłych, codziennych sprawach. Pochwalić się, zapytać o radę w trudnej kwestii.
Obrzęd kończy się wspólnym tańcem, po czym kobieta wyprowadza ze swego ciała ducha. Przykrywa się tradycyjnymi, barwnymi chustami i, jak się tutaj twierdzi, duch zmarłego jest przez nią rodzony. Na wyspie mówi się, że tromba rodząca ducha odczuwa podobne bóle jak rodząca kobieta.
Izolacja Madagaskaru
W przetrwaniu tradycyjnych wierzeń dużą rolę odegrała z pewnością izolacja Madagaskaru. Niewielu miejscowych opuściło kiedykolwiek wyspę, podróże zarezerwowane są dla wąskiej garstki najbogatszych. Większość miejscowych nie ma też dostępu do jakichkolwiek mediów, a dostęp do prądu zazwyczaj mają tylko mieszkańcy miast. To przykład społeczeństwa, które od zawsze funkcjonowało w tradycji języka mówionego. Zresztą pisemną formę języka malgaskiego zawdzięczamy dopiero misjonarzom, którzy przybyli na wyspę. Wcześniej pismo nie było tu znane.
Izolacja kraju ma oczywiście nie tylko wymiar antropologiczny. Świat flory i fauny Madagaskaru pełen jest endemitów. Nie wykształciły się tutaj wielkie ssaki, podobne do tych afrykańskich. Wyspa stała się ostoją dla lemurów, czyli małpiatek, które nie przetrwały nigdzie indziej. To także królestwo płazów i przede wszystkim gadów, które doskonale odnalazły się w miejscowym klimacie.
Co ciekawe, nie ma tutaj żadnych gatunków jadowitych. Gdy Czerwona Wyspa odłączyła się od pozostałych lądów, zwierzęta jeszcze nie potrafiły wytwarzać śmiercionośnego jadu. Gatunki, które rozwinęły się na wyspie, już nigdy nie posiadły tej umiejętności.
Polub nas na Facebooku!
Zobacz również:
- Zanzibar – pogoda i rajskie plaże - Polacy pokochali ten kraj!
- Seszele: czy raj może się znudzić?
- Seszele i ich orzechy w kształcie... pośladków [ZDJĘCIA]
- Ola Ciupa na Zanzibarze. Ciekawostki o rajskiej wyspie w Tanzanii
- Spotkanie na Oceanie Indyjskim. Reunion krok po kroku
- Malediwy: zorganizowana wycieczka czy wakacje z plecakiem?