Żaden utwór zamieszczony w serwisie nie może być powielany i rozpowszechniany lub dalej rozpowszechniany w jakikolwiek sposób (w tym także elektroniczny lub mechaniczny) na jakimkolwiek polu eksploatacji w jakiejkolwiek formie, włącznie z umieszczaniem w Internecie - bez pisemnej zgody TIME S.A. Jakiekolwiek użycie lub wykorzystanie utworów w całości lub w części z naruszeniem prawa tzn. bez zgody TIME S.A. jest zabronione pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.
Trekking w Peru poza utartym szlakiem. Tutaj unikniesz tłoku!
Katarzyna Paczek, 18.09.2017
Luis dogania nas, kiedy opuszczamy obozowisko rozstawione w wąskiej dolinie. Zrównuje swój krok z naszym, dając chwilę wytchnienia podążającym za nim mułom. Jest pogodna, gwiaździsta noc na 4000 metrów nad poziomem morza. Ośnieżone szczyty błyszczą w księżycowej poświacie, reszta krajobrazu niknie w ciemnościach.
– Dokąd idziecie tak wcześnie? – zagaja rozmowę, wyraźnie ucieszony niespodziewanym towarzystwem. Zmierzamy na Punta Union, najwyższą przełęcz na trasie trekkingu Santa Cruz, by obserwować z niej słońce wstające zza gór.
On, zawodowy poganiacz zwierząt, wraca do wsi Vaqueria, skąd dwa dni wcześniej rozpoczęliśmy górską wędrówkę. Jeszcze tego samego dnia ma poprowadzić grupę turystów do pierwszego obozu. Zadanie niewykonalne dla zwykłego śmiertelnika jest chlebem powszednim obutego w plastikowe sandały poganiacza. Za dzień pracy dostaje ledwie kilka, może 10 dolarów.
NA TEMAT:
Cordillera Blanca: wielka trójka
Od tygodnia wypuszczamy się na krótsze i dłuższe wędrówki po Cordillerze Blance – najwyższym tropikalnym paśmie górskim na świecie. Większość z nich wiedzie przez dzikie tereny Parku Narodowego Huascaran, utworzonego w 1975 r. Ochroną objęto wtedy praktycznie całą Kordylierę Białą – lodowce, jeziora i górskie szczyty, z których aż 16 przekracza wysokość 6000 m n.p.m.
Najsłynniejszy z nich to smagany wiatrem Artesonraju. Jego charakterystycznie wyszczerbioną grań powinien rozpoznać każdy amator kina. Otoczona 22 gwiazdami, od 30 lat widnieje w logo wytwórni Paramount Pictures.
Naprzeciw Artesonraju wyrasta Alpamayo, bezsprzecznie królowa kordyliery. Jest niższa od otaczających ją szczytów, ale stroma, prawie idealna lodowa piramida przewyższa doskonałością i urodą wszystkie góry świata. Tak przynajmniej uznali eksperci z niemieckiego czasopisma „Alpinismus”, którzy nadali jej tytuł Najpiękniejszej w 1966 r.
Wielką trójkę uzupełnia Huascaran, najwyższy szczyt Peru. Swoją nazwę zawdzięcza XVI-wiecznemu wodzowi Inków, Huascarowi, synowi słynnego króla Huayny Capaca. To za jego rządów Imperium Inków osiągnęło największy rozkwit i rozciągało się od Kolumbii aż po Chile. Krótko po śmierci władcy wojna domowa pomiędzy spadkobiercami oraz przybycie Hiszpanów położyły kres tej wielkiej cywilizacji.
Bajkowe laguny
W Yungay zaczyna się jedna z dwóch dróg, które prowadzą przez wysokie przełęcze na drugą stronę kordyliery. Właśnie z tego powodu bywamy w tym mieście często, mimo że na bazę wypadową wybraliśmy urokliwe Caraz, kilkanaście kilometrów na północ. Parę razy już przed siódmą rano czekamy z plecakami wyładowanymi prowiantem na jedyny autobus odjeżdżający do Yanamy. Zwykle jest to zdezelowany biały minibus, którym podróżujemy razem z ośmiorgiem czy dziesięciorgiem Peruwiańczyków. Jadą w interesach albo do rodziny. Zawsze wiozą ze sobą wielkie torby wypełnione po brzegi towarem, jedzeniem lub prezentami. Nic dziwnego – droga przez Paso Portachuelo nie należy do łatwych ani szybkich, więc nikt nie jeździ nią bez powodu.
Wygodny asfalt kończy się zaraz za miastem. Dalej kręta szutrowa trasa wspina się do bram Parku Narodowego Huascarán. Kilka minut później mija laguny Llanganuco, gdzie wysiadamy za pierwszym razem. Dwa połączone jeziora, wciśnięte w podłużną dolinę, mają nierealnie turkusowy kolor. Nieco wyżej zaczyna się pieszy szlak do Laguny 69, leżącej na 4600 m n.p.m. Dość oschła i biurokratyczna nazwa, nadana podczas tworzenia parku narodowego, zupełnie nie pasuje do tego miejsca. To nie jest po prostu 69. z 400 okolicznych lagun, ale wyjątkowe jezioro o intensywnej barwie, szczelnie otoczone wieńcem ośnieżonych szczytów. Dawno powinni je nazwać Laguna Hermosa albo Bella, czyli Piękne Jezioro.
Wyżej na trasie są już tylko zakręty, które prowadzą na Paso Portachuelo. Przydrożne krzyże przypominają, że szosa nie należy do najbezpieczniejszych. Wpatrujemy się na przemian w przerażające przepaście i krajobraz za oknem – laguny Llanganuco w dole, bielejący na wyciągnięcie ręki od nas Huascarán, kilka innych szczytów za plecami. Nie ma rady – musimy wysiąść i nacieszyć się tym widokiem. Dopiero za trzecim razem udaje się nam dotrzeć do maleńkiej osady Vaquería. Tam, pośród ledwie kilku domostw, zaczyna się trasa czterodniowego trekkingu Santa Cruz.
Santa Cruz
W plecaki pakujemy minimum niezbędne do przeżycia w górach: namiot, śpiwory, materace, makaron, puszki z tuńczykiem, owsiankę. Nie wynajmujemy mułów, cały ciężar będziemy więc nieść na własnych plecach. Wąska ścieżka prowadzi przez wsie, mija pola kukurydzy i hodowle świnek morskich. Gdy kończą się zabudowania, wkraczamy na tereny, gdzie człowiek jest tylko gościem. Przyjemna zieleń doliny ustępuje miejsca ostrym żółtym trawom i nagim skałom. Znajdujemy się coraz bliżej ośnieżonych szczytów i coraz dalej od cywilizacji.
To właśnie dzikość jest w Cordillerze Blance najbardziej niesamowita. Przez całe dnie na szlaku nie spotykamy nikogo. Wędrowcy pojawiają się dopiero w miejscach wyznaczonych na biwak. Większość turystów pokonuje trasę Santa Cruz w zorganizowanych grupach – takie rozwiązanie jest łatwiejsze i bezpieczniejsze. Po co jednak ruszać na górskie odludzie w towarzystwie kilkunastu osób i stadka mułów?
Gdy trzeciego dnia o wschodzie słońca stajemy na przełęczy, jesteśmy już pewni, że to nie dla nas. Luís pognał do przodu dawno temu. Nie mogliśmy dotrzymać mu kroku, każde podejście na takiej wysokości jest dla nas walką z własną słabością. Siadamy pod znakiem „Punta Unión 4750 msnm” gotowi na spektakl, który jednak nie nadchodzi. Mgła zasłania prawie cały widok i tylko lód pokrywający najbliższe zbocza nieśmiało błyszczy w złotych promieniach. Jesteśmy zmarznięci i zmęczeni, a mimo to szczęśliwi. Góry dały nam wolność, spokój, możliwość połączenia się z naturą – wartości, które często gubią się gdzieś w zalewie komercji.
Cordillera Blanca przez długi czas ukrywała się w cieniu bardziej znanych rywali z południa – Cusco i Machu Picchu – ale powoli zaczyna pojawiać się na turystycznych radarach. Dla Luísa i sąsiadów napływ gości może być szansą na zarobek, z pewnością zmieni też jednak same góry i życie ich mieszkańców. Na szczęście wciąż jest tu sporo miejsc, które spowija mgła tajemnicy.
Trekking w Peru praktycznie
Dojazd
Z Warszawy do Limy polecimy za ok. 4000 zł w obie strony liniami KLM lub Air France. Tańszych połączeń można szukać z Madrytu, skąd lot do Limy kosztuje ok. 2500 zł. Po Peru najłatwiej przemieszczać się autobusami. Podróż z Limy do Huaraz trwa 8 godz., ceny są różne u poszczególnych przewoźników. Zwłaszcza w przypadku kursów nocnych warto wybrać renomowaną firmę, np. Cruz del Sur (ok. 60 zł w jedną stronę, www.cruzdelsur.com.pe). Pomiędzy miejscowościami w Cordillerze Blance co godzinę kursują niedrogie minibusy.
Kiedy jechać
Na górskie wędrówki najlepsza jest pora sucha, która trwa od maja do września. Mamy wtedy dużą szansę na słoneczną pogodę i bezchmurne niebo, ale ruch na szlakach będzie największy. Poza sezonem trasy są niemal puste. Pora sucha to zarazem peruwiańska zima – w nocy wysoko w górach może być mróz. Warto zabrać ciepły śpiwór i ubrania. Dobrym źródłem informacji o warunkach panujących w górach jest strona www.cordillerablanca.info
W góry
Kordyliera Biała oferuje wiele różnych tras i możliwości wędrówek: od jednodniowych spacerów po dwutygodniowe wyprawy w najwyższe partie gór. Przed rozpoczęciem dłuższego trekkingu warto dla lepszej aklimatyzacji wybrać się na kilka jednodniowych wypadów, np. nad Lagunę 69 lub Lagunę Churup. Zdecydowanie najpopularniejszym szlakiem, ze względu na optymalną długość i średni stopień trudności, jest czterodniowy trekking Santa Cruz. Trasę można pokonać samemu albo skorzystać z usług jednej z agencji z Huaraz, np. Quechuandes czy Inkaland. Za pełny pakiet zapłacimy 100-150 USD. Tańszą opcją jest wynajęcie poganiacza i mułów za niespełna 20 USD za dzień.
Polub nas na Facebooku!
Zobacz również: