BUŁGARIA

Bułgaria: nieznane miejsca na wakacje i dzikie plaże w Bułgarii

Skaliste wybrzeże przy rezerwacie Jajłata

fot.: Karolina Domagalska i Zuzanna Kisielewska

Skaliste wybrzeże przy rezerwacie Jajłata
Co jak co, ale opalanie powinno być za darmo - zamiast do Złotych Piasków jedziemy do Białej. Podobno w okolicy uchowała się ostatnia dzika plaża Bułgarii.

Nie tylko Złote Piaski

Długi pas miękkiego piasku; z jednej strony lazurowa woda, z drugiej gęsty las. Żadnego hotelu ani budki z lodami, na plaży ślady mew. "Spędzam tu kilka miesięcy w roku", opowiada stary rybak Iwan. "W sezonie sprzedaję ryby tutejszym plażowiczom i hipisom". Iwan nie wyobraża sobie, że mogłoby ich tu kiedyś zabraknąć. Ale dla niektórych to tylko kwestia czasu. Pięć miasteczek na wzgórzach, sztuczne jeziora, przystań dla łodzi, kompleks basenowo-wypoczynkowy. Koszmar ekologa? Bynajmniej. Plan Ogrodów Czarnomorskich sir Normana Fostera powstał naprawdę. Pierwszy w Bułgarii kurort wybudowany w oparciu o lokalne surowce naturalne i o zbilansowanej emisji związków węgla nie przekonuje jednak zielonych. Protestują w trosce o lokalną faunę i florę. "Wakacje w Bułgarii spędzamy pierwszy raz od trzech lat. Bardzo dużo się zmieniło," opowiada Joana, studentka z Sofii. Przyjechała tu ze swoim chłopakiem Stefanem, oboje są pasjonatami latawców. "Kiedyś skakaliśmy do wody ze skał niedaleko Sozopola. Dziś nie ma po nich śladu - wysadzono je pod inwestycję. Tak samo tę plażę - też prędzej czy później zniknie", twierdzi Stefan. Nie wszystko jednak stracone: za sprawą piętrzących się problemów finansowych i przedłużających się formalności prawnych losy projektu Fostera stoją obecnie pod znakiem zapytania. Dlatego póki co nad Karadere fruwają latawce.

NA TEMAT:

Rezerwat Jajłata - Bułgaria nieodkryta

Szarobury z lekko pomiętą karoserią i dziarami z rdzy. Rasowy camper do podróży dalekich, ale powolnych. "Złożyliśmy się na niego w piątkę, każdy po tysiąc dolarów. Maksymalnie wyciąga 70 km na godzinę, telepiemy się niemiłosiernie", opowiada Blagoj. "Latem zazwyczaj ruszamy wzdłuż wybrzeża bułgarskiego albo greckiego". Jednym z ulubionych miejsc Blagoja i ekipy są klify przy rezerwacie Jajłata. "To trochę demoniczne miejsce. Na bardzo wysokiej skarpie tuż przy krawędzi płonie wieczny ogień, naturalne ujście gazu. Ale najdziwniejsze jest to, że coś ciągnie tam ludzi w przepaść. Kilka osób już tak zginęło". Historia brzmi dziwacznie, ale Blagoj, który będzie naszym przewodnikiem po północnym wybrzeżu, zdecydowanie nakazuje przystanek przy "oguncze" (po bułgarsku mały ogień). Po drodze w okolicach Bułgarewa zajeżdżamy do fermy małż Dalboki. Zjazd jest dość stromy, na wszelki wypadek zostawiamy busa w połowie drogi. Na dole dwie restauracje. Wybieramy tę po prawej, była tu pierwsza i wygląda bardziej swojsko. Stoliki w cieniu drzew, proste białe obrusy, klimat śródziemnomorski. Menu to festiwal muszli: małże z kokosem, małże wędzone, małże w formie klopsików, a na deser małże nadziewane jabłkami. Nad "oguncze" docieramy wieczorem. W pobliskim Kamiennym Brzegu wszyscy znają drogę. Rzeczywiście, wśród kamieni płonie ogień, tyle że jego źródłem jest rura z gazem. "Ognisko zostało przeniesione kilka metrów w głąb przez lokalne władze, które wybudowało też barierki dla bezpieczeństwa", opowiada mieszkanka pobliskiej wsi. Właśnie wypakowujemy stolik i robimy kolację, gdy w oddali rozlega się dziewczęcy śpiew. Ciarki przechodzą nam po plecach. Ale to nie głos z zaświatów, tylko jakaś nawiedzona turystka. Rano oglądamy nagrobki osób, które skoczyły lub zginęły zepchnięte przez wiatr w przepaść i czym prędzej się pakujemy. Dosyć tej makabry. "Dobra, skoro tak marudzicie, pojedźmy do Rusałki", śmieje się Blagoj. "To kurort wybudowany dla Francuzów za czasów komunizmu. Spodoba się wam". Że co - nadajemy się tylko do francuskiego kurortu? Najwyraźniej tak, bo Rusałka nas oczarowuje. Lata świetności ma już za sobą, i to właśnie nadaje jej charakter. Drewniane domki letniskowe z tarasami, restauracje w stylu safari, ogromne kawiarnie z widokiem na morze. Przed oczami stają nam lata 70. - dancingi do białego rana, Jacques Brel i białe wino z wodą sodową. Idealne miejsce na kilkudniowe wesele.

Wilk czarnomorski

"A panienki czemu nie chcą jeść? Może chociaż rakii się napiją!", nalega siedemdziesięcioletni marynarz Djado Pesze, błyskając potężną blizną, która wygląda jak dżdżownica przyczepiona do łysej głowy. "Wcześniej byłem kierowcą, ale od 1984 roku mieszkam tu i żyję z morza. Kiedy na nie patrzę, nie widzę problemów; widzę je, kiedy patrzę za siebie". Z ryb, po które wypływa codziennie w morze, Pesze robi słynną w całej Bułgarii zupę. "Kiedyś robiłem ją z morskiej wody, teraz już się nie da, jest zbyt brudna... Ale trzy rodzaje ryb w garnku to podstawa". Zanim Blagoj dostanie swoją zupę, na stół wjeżdża wyborna rakija z brzoskwiń. "Szabla Nos, półwysep, na którym się znajdujemy, to najbardziej wysunięty na wschód punkt Bułgarii, a tym samym Europy", zapala się Pesze i szeroko rozkłada ręce. "To są wrota Europy! Wszystko zaczyna się ode mnie!".

Polub nas na Facebooku!

Żaden utwór zamieszczony w serwisie nie może być powielany i rozpowszechniany lub dalej rozpowszechniany w jakikolwiek sposób (w tym także elektroniczny lub mechaniczny) na jakimkolwiek polu eksploatacji w jakiejkolwiek formie, włącznie z umieszczaniem w Internecie - bez pisemnej zgody TIME S.A. Jakiekolwiek użycie lub wykorzystanie utworów w całości lub w części z naruszeniem prawa tzn. bez zgody TIME S.A. jest zabronione pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.