SEWILLA

Flamenco to styl życia. Zobacz, jak porusza serca w Sewilli

Julia Zabrodzka, 10.03.2017

Tancerka flamenco na Plaza de Espana w Sewilli

fot.: Julia Zabrodzka

Tancerka flamenco na Plaza de Espana w Sewilli
Mało jest rzeczy równie hiszpańskich, co flamenco. W Sewilli sztuka ta porusza także serca przybyszy z Japonii, Anglii, Syrii czy Polski.

Dlaczego flamenco przyciąga ludzi z całego świata? – Lole de los Reyes zastanawia się przez moment, ale nie potrafi ukryć, że pytanie wydaje się jej głupie. – To chyba oczywiste. Jest piękne! To czysta sztuka – mówi po chwili. – A nawet więcej – styl życia. Zasypiam jako bailaora i budzę się jako bailaora. Nigdy nie przestaję nią być. Gdyby zabronili mi tańczyć, na pewno bym umarła – teatralnie wzdycha Lole.

NA TEMAT:

Flamenco ma we krwi, jej ojciec jest słynnym tancerzem. Zaczynała w wieku czterech lat i podobno od początku wiedziała, kim chce zostać. Choć skończyła ledwie 20, występuje w najlepszych sewilskich tablao (klubach flamenco), a jej podobizny zdobią kartki i magnesy. Wiedzą dzieli się czasem z turystami, którzy pragną nauczyć się trudnej sztuki wyklaskiwania rytmu albo podstaw zapateado, czyli tupania. – Ruchy muszą być dynamiczne, wyraziste. Inaczej publiczność zaśnie, a tego przecież nie chcemy – tłumaczy Lole w czasie zajęć.

Na jej występie widzowie z pewnością nie drzemią. Dziewczyna z burzą czarnych włosów i wielkimi oczami dziecka na scenie jest uosobieniem gorącego andaluzyjskiego temperamentu. Po kilku minutach tańca na jej głowie nie ma śladu misternej fryzury z początku spektaklu. Spinki sypią się na przyjezdnych z Niemiec, Francji i Belgii.

Flamenco
Lola de los Reyes przygotowuje się do występu, fot. Julia Zabrodzka

Cały świat kocha flamenco

Jednak flamenco nie jest tylko atrakcją dla turystów. Dla wielu cudzoziemców przeradza się w miłość na lata. Mari pracuje w Japonii jako kelnerka – siedem dni w tygodniu przez kilka miesięcy – tylko po to, by zaoszczędzić na kolejny pobyt w Sewilli, gdzie uczy się tańczyć. Od kilku lat kursuje pomiędzy ojczyzną a Hiszpanią.

Diaa Homsy, tancerz baletowy z Syrii, przyjechał do Andaluzji sześć lat temu. Przyciągnęły go rytmy i dźwięki, jakie może wydawać człowiek bez instrumentów. Tłumaczy, że we flamenco każdy odnajduje coś swojego, fragment własnej kultury.

Takashi Iushi mieszka w Sewilli od trzech lat. Od roku prowadzi bar sushi, gdzie regularnie odbywają się koncerty. Sam gra na gitarze, występował nawet na Feria de Abril, największym święcie flamenco w Hiszpanii.

Flamenco
Takashi Iushi gra na tradycyjnym japońskim shamisenie, fot. Julia Zabrodzka

Emilia Dowgiało wybrała się do Sewilli w 2011 roku, żeby skończyć doktorat i kontynuować naukę tańca rozpoczętą wiele lat wcześniej w Polsce. W stolicy Andaluzji mieszka do dziś. W swej pracy naukowej bada wspomnienia polskich podróżników w kontekście historii flamenco.

Choć mogłoby się wydawać, że moda na hiszpański taniec to kwestia ostatnich kilkudziesięciu lat, tak naprawdę trwa ona znacznie dłużej. – W Paryżu w dobie romantyzmu sporą popularnością cieszyła się sztuka hiszpańska, a także rozmaite tańce regionalne. W 1836 roku, kiedy to Austriaczka Fanny Elssler w spektaklu „Diabeł kulawy” wykonała słynną cachuchę, europejska publiczność oszalała na punkcie hiszpańskiego tańca i muzyki – opowiada Emilia. – Tak więc w pewnym sensie to baletnice z różnych zakątków Europy utorowały drogę do sławy mającej się niebawem narodzić sztuce flamenco.

Flamenco trzeba mieć w sercu

Dziś w Sewilli cudzoziemcy zgłębiający sekrety andaluzyjskiej muzyki i tańca są traktowani różnie. Jedni dopatrują się w tym przebieranek i twierdzą, że prawdziwe flamenco trzeba wyssać z mlekiem matki. Innych obecność przyjezdnych cieszy.

– Nie ukrywam, że to oni dają mi pracę – mówi Tito Munoz, gitarzysta, śpiewak i nauczyciel. Ponad połowę jego uczniów stanowią obcokrajowcy. Przekazuje im nie tylko tajniki gry, ale też sposobu wyrażania siebie przez muzykę. Jak wielu Andaluzyjczyków uważa, że flamenco trzeba mieć w sercu. Ale według Tita serce do flamenco może mieć także Japończyk – jak Takashi, jego ulubiony uczeń. Przygotowuje teraz nową wersję jednej ze swych piosenek z Jimem, który przyjechał do Sewilli 17 lat temu z Wielkiej Brytanii.

– Muzyka jest dla wszystkich – powtarza z przekonaniem Tito. – Chciałbym, żeby flamenco docierało do ludzi na najdalszych krańcach świata. W barze sushi gra rytmiczną bulerię. – Jak myślisz? – pyta. – Czy to mogłoby spodobać się w Polsce?

Kursy i występy w Sewilli

W Casa de la Memoria występują najlepsi muzycy. W weekendy czasem organizują krótkie kursy dla turystów. Występy od 18 euro, lekcje od 12 euro (www.casadelamemoria.es).

Flamenco Danza to szkoła tańca Ursuli i Tamary Lopez dla osób, które już posiadają podstawowe umiejętności (www.flamencodanza.com).

W klimatycznym tablao Pena Flamenca Fernando del Valle „Nino de la Alfalfa” można obejrzeć młodych tancerzy, śpiewaków i muzyków. Wstęp 7 euro (www.facebook.com/ninodelaalfalfa).

Bar La Hermandad del Sushi, w stylu japońsko-hiszpańskim, to ulubione miejsce starszych muzyków. Spotykają się tu w czwartkowe wieczory (www.facebook.com/La-Hermandad-del-Sushi).

Polub nas na Facebooku!

Żaden utwór zamieszczony w serwisie nie może być powielany i rozpowszechniany lub dalej rozpowszechniany w jakikolwiek sposób (w tym także elektroniczny lub mechaniczny) na jakimkolwiek polu eksploatacji w jakiejkolwiek formie, włącznie z umieszczaniem w Internecie - bez pisemnej zgody TIME S.A. Jakiekolwiek użycie lub wykorzystanie utworów w całości lub w części z naruszeniem prawa tzn. bez zgody TIME S.A. jest zabronione pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.