Żaden utwór zamieszczony w serwisie nie może być powielany i rozpowszechniany lub dalej rozpowszechniany w jakikolwiek sposób (w tym także elektroniczny lub mechaniczny) na jakimkolwiek polu eksploatacji w jakiejkolwiek formie, włącznie z umieszczaniem w Internecie - bez pisemnej zgody TIME S.A. Jakiekolwiek użycie lub wykorzystanie utworów w całości lub w części z naruszeniem prawa tzn. bez zgody TIME S.A. jest zabronione pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.
Połąga, Neringa czy Kłajpeda – gdzie jechać nad morze na Litwie?
Julia Wizowska, 20.07.2018
Autobus z Kowna do nadmorskiej Połągi jest pełen. Na Litwie właśnie rozpoczęły się wakacje, więc dzieciaki – od najmłodszych do najstarszych – wskakują w kąpielówki, zakładają słomiane kapelusze i z impetem wbijają się do autokarów. Jadą nad Morze Bałtyckie. Maluchy, by lato spędzić na wsi u dziadków. Młodzież, by bawić się na imprezach w nadmorskim kurorcie.
Zamienił Połągę w nowoczesne uzdrowisko
Jednak nie byłoby kurortu wcale, gdyby nie Tyszkiewiczowie. Kiedy 200 lat temu hrabia Michał przyjechał do Połągi, zobaczył trochę domów i kilkuset mieszkańców ciułających na życie dzięki rybołówstwu i handlu bursztynem. Ale dostrzegł potencjał – sosnowe bory, świeże powietrze wzbogacone jodem, czystą, nieskażoną przyrodę – i postanowił założyć tu uzdrowisko. Kupił Połągę i zaczął inwestować. Dla siebie Tyszkiewiczowie zbudowali pałac (ten sam, w którym mieści się obecnie muzeum) i stworzyli wokół niego ogród w stylu angielskim. To do dziś ulubione miejsce spacerów mieszkańców i turystów. Dla kuracjuszy otwarto komfortowe kąpieliska z podgrzewaną wodą, wzdłuż plaży zamontowano kabinki do kąpieli, a w lesie dla wygody wybrukowano ścieżki. Dla umilenia przyjezdnym czasu powstał w Połądze teatr. Dla zaspokojenia potrzeb duchowych – neogotycki kościół. A noclegowych – Kurhaus, pierwszy hotel z restauracją dla kuracjuszy oraz ciąg drewnianych willi dla notabli. Część domków się zachowała. Mieszczą się one przy ulicy Basanavičiaus, głównym deptaku prowadzącym do oczka w głowie Tyszkiewiczów – drewnianego molo.
Szaleństwo zaczyna się po zmierzchu
– Będę za trzy godziny. Spotkajmy się na molo – umawia się przez telefon dziewczyna, zajmując fotel w autobusie do Połągi. Kiedy dojedzie, będzie już wieczór. Ale w Połądze wtedy dopiero zaczyna się życie. Liepa, Litwinka spod Wilna, która na rodzime wybrzeże wpada na festiwale lub koncerty, mówi, że Połąga w sezonie turystycznym jest dla młodych i cudzoziemców. – Którzy lubią się wyszumieć – zaznacza. Szaleństwo zaczyna się po zmierzchu. Tłum z całego miasteczka spływa wielką falą w kierunku wybrzeża. Od razu zajmuje stoliki na głównym deptaku albo zmierza dalej na plażę, gdzie miesza się z gromadą rozśpiewanej i rozbawionej młodzieży. Zabawa trwa aż do rana.
O świcie na molo wracają rybacy. Nieśpiesznie rozkładają krzesełka, nadziewają na haczyk przynętę, wrzucają wędkę do wody. I czekają. W dzień długi na 400 metrów pomost należy do nich.
– Litwini nad Bałtyk jadą przed sezonem turystycznym albo tuż po – mówi Liepa. – Po pierwsze dlatego, że nie lubią tłumów. Jeśli na plaży cudzy kocyk leży od ciebie w odległości mniejszej niż 10 metrów, to znak, że jest tłoczno i najwyższa pora gdzieś się przenieść. Nawet jeśli alternatywą będzie lasek na klifie – dodaje. Drugim powodem są koszty. W szczycie sezonu na litewski Bałtyk stać głównie zamożnych klientów z zagranicy.
Neringa
Mieszkający w Nidzie na Mierzei Kurońskiej Edvinas mówi, że wśród turystów dominują Niemcy. Latem Edvinas, jak każdy na mierzei, wynajmuje przyjezdnym kwaterę, a do tego dorabia jako taksówkarz. Z własnych obserwacji wie, że do Nidy przyjeżdżają ci, którzy nie żałują na odpoczynek w ekoregionie pieniędzy. Nida leży przy linii, gdzie kończy się litewska część mierzei, zwana przez miejscowych warkoczem, a zaczyna rosyjska. Wyżej są miniaturowe Pervalka i Preila oraz Juodkrantė. Razem z Nidą tworzą jedno miasto na Mierzei Kurońskiej – Neryngę. – Nerynga była dziewczynką-olbrzymem z rybackiej wioski. Pewnego dnia do brzegów przybił morski potwór. A że nie pozwalał on rybakom wsiadać do łodzi, wkrótce w wiosce zapanował głód. Wkurzyła się Nerynga, pogoniła potwora, a żeby nigdy więcej nie wrócił, nazbierała do fartucha piasku i wrzuciła do morza. Tak powstał warkocz, który wdzięczni rybacy nazwali imieniem dziewczynki – opowiada Edvinas w drodze do Nidy.
Zauważam, że piasek narobił rybakom niezłej szkody. Zasypał dwie środkowe wioski aż po dach. Mieszkańcy byli zmuszeni założyć nieopodal nowe osady. – Ale po tym ludzie zaczęli sadzić las. Teraz puszcza ciągnie się wzdłuż całego warkocza i hamuje ruchome piaski. A diuny są naszą wizytówką – mówi Edvinas. Najbardziej znana jest na skraju Nidy. Wysoka na 52 metry i niemal do czubka porośnięta lasem. Na górę prowadzą schody. Z polany na szczycie otwiera się widok: na morze, piasek i miasto pod spodem.
Park Narodowy Mierzei Kurońskiej
Kiedy tak sobie rozmawiamy, samochód przed nami nagle się zatrzymuje. – Trzeba zapłacić za wjazd do parku narodowego – wyjaśnia Edvinas. Na mierzei dbają o naturę i wygląd. Zabrania się palenia w lesie papierosów i ognisk. Nie wolno chodzić po diunach „na dziko”. Wykluczona jest samowola budowlana. Jeśli stawia się dom, to tylko drewniany i parterowy. Pomalowany na czerwono lub granatowo z białymi elementami. Swoim stylem ma nawiązywać do pierwszych budynków w osadzie. – Takich nie ma nigdzie indziej na świecie – chwali się pracownik biura turystycznego. I kieruje do starego cmentarza ewangelickiego, w którym rolę nagrobków pełnią wycięte z drewna figury. Każda jest inna, a zawiłe kształty wskazują, kto jest pochowany pod spodem: kobieta czy mężczyzna, rybak czy kaznodzieja, młody czy leciwy.
Nawet do jedzenia na mierzei podchodzą z ekologiczną troską. Parę lat temu zagraniczna telewizja zrobiła program o prostym rybaku Jonasie, który łowi ryby, wędzi je w chatce przy przystani i natychmiast sprzedaje turystom. Dziś miejsce chatki zajmuje knajpa z parasolami, łodzie z rybą przybijają do brzegu dwa razy dziennie, a Jonas zatrudnia pracowników, bo sam nie daje rady z potokiem smakoszy.
Edvinas jest dumny z mierzei: – Kiedyś powstał pomysł, by z Kłajpedy do Neringi przeciągnąć most. Ale społeczność się oburzyła, bo zwiększyłby się potok samochodów. Teraz jest przeprawa promowa. Wielu to odstrasza, więc zachowujemy czystą naturę – mówi.
Kłajpeda
Przeprawa zajmuje trzy minuty. Kiedy prom kieruje się w stronę Kłajpedy, miasto portowe widać w całej okazałości. Ma klimat podobny do Gdańska i każdego innego północnego miasta hanzeatyckiego. Gęsty ciąg żurawi przy samym brzegu, statki handlowe czekające na rozładowanie, stare kilkupiętrowe spichlerze, naładowane pewnie kiedyś zbożem po brzegi, a dziś pełniące rolę hoteli i restauracji. A za spichlerzami przystań dla prywatnych żaglowców i jachtów. Aby na nią wpłynąć, okręty muszą wcelować w pełną godzinę. Wówczas stary metalowy most jest ręcznie zwodzony, a masztowce przy akompaniamencie braw gapiów wpływają do zatoczki.
Zamek w Kłajpedzie
Po kwadransie wszystko wraca do normy: most znowu łączy oba brzegi, gapie rozchodzą się w swoje strony, a jachty ustawiają się w równym rządku w starym porcie przy zamku. A właściwie, jego ruinach. Średniowieczny zamek Krzyżaków inflanckich pięknie wygląda dziś jedynie na rycinach. Wielokrotnie oblegany i zdobywany przez różne strony wielu konfliktów, ostatecznie popadł w zapomnienie i został rozebrany przez władze pruskie. Zachowane dziś fragmenty ścian i bastionu przywodzą na myśl smutne przemijanie. – Lubię to miasto tylko za coroczny festiwal jazzowy – zwierza się Liepa. Nie jest w swoim zdaniu odosobniona. Turyści przybywają do Kłajpedy, by natychmiast wymienić asfalt na piasek. – Którędy do plaży? – pyta w biurze turystycznym grupka niemieckich turystów. Pracownik tłumaczy. – Przed samą plażą idźcie za strzałkami. Prosto rodziny, na prawo panowie, na lewo panie. Mamy plaże dla nudystów – dodaje. I puszcza oczko.
Litewskie wybrzeże praktycznie
Kiedy jechać
Najlepszą porą na podróż jest lipiec i sierpień; to najcieplejsze miesiące nad morzem na Litwie. W sezonie należy się jednak liczyć z większą liczbą turystów, droższą bazą noclegową i koniecznością wcześniejszej rezerwacji miejsc w hotelach.
Jak jechać
Najwygodniej jechać przez Kowno. Z Warszawy na Litwę wyruszają autokary Lux Express. Ceny biletów bez promocji zaczynają się od 70 zł. Między Kownem a wybrzeżem kilkanaście razy dziennie kursują lokalne autobusy. Droga zajmuje niecałe 3 godziny i kosztuje ok. 60 zł.
Za ile
W sezonie nocleg w hotelach zlokalizowanych w centrum miasta albo blisko plaży do tanich nie należy. W Kłajpedzie za pokój 2-osobowy w hotelu trzeba będzie zapłacić ok. 300 zł. W Nidzie – jeszcze więcej, nawet 400 zł. Niestety, cena nie zawsze idzie w parze z jakością obsługi. Często należy też dodatkowo pokryć koszty śniadania (ok. 5-7 euro). Tańszą alternatywą noclegową są kwatery prywatne i pensjonaty, w których ceny zaczynają się od 180 zł. W Kłajpedzie są również hostele, gdzie za łóżko w dormitorium zapłacimy ok. 70 zł.
Co zjeść
Na kuchnię wybrzeża składają się przede wszystkim potrawy rybne. Są one bardzo smaczne i niezbyt drogie. Będąc w Nidzie, warto zajrzeć do wędzarni Jonasa Tik Pas Jona (vis à vis przystani), dokąd o 12 i 18 przybijają łodzie ze świeżo złowioną rybą. Polecana też jest stroganina – przystawka z cienko pokrojonej mrożonej ryby, podawana często z gotowanymi ziemniakami. Bez problemu znajdzie się także potrawy charakterystyczne dla całej Litwy: chłodnik, cepeliny i kołduny.
Polub nas na Facebooku!
Zobacz również:
- Polskie plaże wyróżnione Błękitną Flagą. Najlepsze kąpieliska 2014
- Czy Morze Bałtyckie stanie się morzem śmieci? Jak plażować, by nie zwiększać...
- Gdzie nad morze? TOP 7 zacisznych miejsc nad Bałtykiem
- Festiwal Latawców w Łebie. Tu wszystko może fruwać!
- Najpiękniejsze plaże nad polskim morzem – ranking „Podróży”
- Atrakcje Fromborka i okolic. Tych miejsc nie możesz przegapić!