Żaden utwór zamieszczony w serwisie nie może być powielany i rozpowszechniany lub dalej rozpowszechniany w jakikolwiek sposób (w tym także elektroniczny lub mechaniczny) na jakimkolwiek polu eksploatacji w jakiejkolwiek formie, włącznie z umieszczaniem w Internecie - bez pisemnej zgody TIME S.A. Jakiekolwiek użycie lub wykorzystanie utworów w całości lub w części z naruszeniem prawa tzn. bez zgody TIME S.A. jest zabronione pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.
Ekstremalne spa na Łotwie. Przebiegnij się po bagnie!
Radosław Żydonik, 24.04.2018
Trzęsawisko zaczyna falować, gdy bose stopy lądują na mchu. Ręce młócą powietrze, plecy gną się w łuk. Chłopak z trudem łapie równowagę i zastyga w bezruchu. Zerka na ciemną maź odciskającą się plamami na dywanie porostów. Niewiele brakowało! Niewinne oczka wodne, lśniące jeziorka, a pod nimi... błotne windy w lepką czeluść. Iść dalej? Zawracać? Stłumiony bulgot pulsuje pod warstwą torfu. Nie można dłużej czekać.
Kolejne kroki zamieniają się w susy. Każdy wieńczy pluśnięcie, po którym z mokradła strzelają gejzery siarkowodoru. Już blisko! Dziesięć, może siedem metrów. Nagle stopa grzęźnie w zielonej pulpie, ale młodzieniec zamiast wyhamować instynktownie rzuca się przed siebie. To koniec, świadkowie wstrzymują oddech. Jednak litościwa natura podaje koło ratunkowe. Dłonie zaciskają się na samotnej brzózce sterczącej pośród grzęzawisk. Udało się! Teraz już tylko wrócić na kładkę. Chłopak odwraca się, lecz uśmiech znika równie szybko, jak się pojawił. Puszczają niewidzialne szwy spinające mech. I w jednej chwili obie nogi znikają w błocie.
NA TEMAT:
Bagna Kemeri – ekstremalne spa
– Nu dawaj, Andriej! Szto z taboj?! – dopiero teraz słyszy kibicujących przyjaciół. No tak! „Do brzozy i z powrotem”. Z emocji zapomniał, że to tylko zabawa. Niewinny bieg na czas. Bieg? Pozostaje już tylko czołganie. „Andriej–Andriej–Andriej!” – niesie się przez bagna Kemeri i po chwili umorusany zawodnik gramoli się na kładkę. – Minuta czterdzieści sekund – mówi niewysoki blondyn. – Czwarte miejsce – dodaje i chowa stoper. Andriej unosi triumfalnie kciuk, a potem zaczyna rozprowadzać błotnistą maź po ciele. – Samo zdrowie – mówi. – I to zupełnie za darmo!
Trzeba korzystać, bo w okolicznych ośrodkach, od Jurmały po Jełgawę, za cuchnące błocko trzeba słono płacić.
– Chcesz się przebiec? To zupełnie bezpieczne – zwraca się do mnie. Energicznie kręcę głową. Choć jestem przekonany, że tutejsze błota leczą choroby skóry, to wątpię, czy równie zbawienne właściwości wykazują w przypadku zawału serca. Miałbym go jak w banku, gdybym puścił się galopem przez moczary. Andriej trochę się dziwi, że nie mam ochoty na ekstremalne spa. A jeszcze bardziej, że jestem z Polski.
Łotwa – kraj trzech tysięcy jezior
Goście z zagranicy zwykle nie wyściubiają nosa poza Rygę. Złośliwcy twierdzą, że powodem jest łotewski pejzaż. Płaski niczym stół, w którym jedynymi punktami odniesienia są strzeliste wieże stolicy. Jaki zatem obierają kurs, gdy mijają granicę? Wiadomo! Na kościół św. Piotra – najwyższą świątynię Łotwy. Stojąc na dzwonnicy, podziwiają potem kamienice starówki. Są wspaniałe – to prawda. Ale wystarczy unieść głowę, by dostrzec coś zaskakującego. Nagłą zmianę kolorów.
Za Łatgalskim Przedmieściem czerwień dachówek przechodzi w intensywną zieleń. A ta ciągnie się leśną głuszą hen, po horyzont. Szeleszczą kartki przewodników. Zaintrygowani turyści wertują pomijane wcześniej rozdziały. Oczy wyławiają urywki zdań: „kraj trzech tysięcy jezior, rozległe parki narodowe, uroczyska”. Brzmi kusząco!
Korygują więc podróżnicze plany, mówią Rydze „ardievas!” (do widzenia) i ruszają penetrować zalesiony interior. To właśnie w stanowiącej połowę powierzchni kraju sosnowo-dębowej gęstwinie kryją się największe klejnoty Łotwy: trzęsawiska, mokradła, ogromne bagna. Takie jak Kemeri – miliony hektolitrów błota przykrytego kożuchem mchu i paproci.
Łotwa aktywnie
– Czterysta kilometrów kwadratowych zaledwie 40 km od Rygi, olbrzymi obszar – mówi Andriej, który w rzeczywistości ma na imię Andrejs i jest Łotyszem odwiedzającym rezerwat z grupką Rosjan. Twierdzi, że jest tu po imieniu z każdą paprocią, więc ciągnę go za język.
– Opcje dla aktywnych? Możesz wynająć rower i pomknąć szlakiem zielonych wydm, zajrzeć do siarkowych źródeł Jaunkemeri albo objechać przylegające do mokradeł jeziora Kanieris i Slokas. To kilkadziesiąt kilometrów oznakowanych tras. Jeśli znudzi ci się pedałowanie, wypożycz kajak albo łódź i wędkuj, podglądając czarne bociany. Ale powiem ci jedno – uśmiecha się szelmowsko. – Najlepsze jest bieganie po bagnie. Na szczęście ci, którzy nie narzekają na niedobór adrenaliny, też znajdą coś dla siebie: mogą wędrować... nad bagnem. A to dzięki trzyipółkilometrowej kładce przerzuconej nad najpiękniejszą częścią mokradeł.
Kilka kroków i mrużę oczy. Zieleń przechodzi w żółć, a ta – w rdzawą czerwień. Omszały dywan pod deskami ocieka nie tylko wodą, ale i kolorami. Nie jest doskonały. Tu i ówdzie pruje się, a w miejscach uszkodzeń czernieją stawy oraz jeziorka. Na brzegach niewysokie brzozy i topole. Ledwie stoją uczepione grząskiej tkanki.
Rozglądam się zaskoczony. Gdzie są reżyserzy wołający: „Kamera, akcja!”? Na świecie jest wielu scenografów, jednak żaden nie może równać się z naturą. Tworząc Kemeri, musiała być ona w oscarowej formie. Wyczarowała baśniowy plener, żywcem wyjęty z „Władcy Pierścieni”.
Polub nas na Facebooku!
Zobacz również:
- Ochryda i Jezioro Ochrydzkie – perła Macedonii
- Maroko poza utartym szlakiem: Asilah i As-Sawira
- W Yorkshire szukają duchów i grobu Drakuli. To angielskie hrabstwo jest inne...
- Majorka - po sztukę. Palma de Mallorca artystycznym szlakiem
- Greckie wakacje z bogami. Trekking w masywie Olimpu
- Powrót do natury w Szwajcarii. Dlaczego warto spędzić tu lato?