SERBIA

Bałkany to nie tylko piękne morze. Dzika Serbia wciąż czeka na swoich odkrywców

Bartek Kaftan, 23.08.2016

Serbia, Skansen Staro Selo w Sirogojnie

fot.: Julia Zabrodzka

Serbia, Skansen Staro Selo w Sirogojnie
Sandżak w południowej Serbii nazwę i minarety dostał w spadku po Turkach, a malowane klasztory – po średniowiecznych serbskich królach. Można tu przebierać w najróżniejszych epokach i kulturach Bałkanów.

Zielone wzgórza aż po horyzont. Na pożółkłych od słońca łąkach rozsypane chaty. Widać obory, pasterskie szopy, spichlerzyki na słupach. Jak na sielskim obrazku – pobielone podmurówki, ściany z grubych bali, wreszcie strome dachy, dwa czy trzy zwieńczone wieżyczką z ciosaną iglicą. Wyglądają jak malutkie dzwonnice wiejskich cerkwi i tylko smugi dymu zdradzają, że to kapicie. Tak w Zlatiborze nazywa się ozdobne kominy gospodarstw. W drzwiach jednego z domów stoi kobieta. Czarna bluzka i chusta zlewają się z mrokiem izby. Skinieniem zaprasza do środka, w głębi widać kocioł nad paleniskiem, ławy i stołki na klepisku, wędzoną u powały szynkę.

Złote łąki, gęste lasy, wcięte w płaskowyż doliny – typowy pejzaż Zlatiboru

Złote łąki, gęste lasy, wcięte w płaskowyż doliny – typowy pejzaż Zlatiboru, fot. Julia Zabrodzka

Przechodzimy do niższego pomieszczenia. Na podłodze z desek leżą posłania. Zmieściłoby się z dziesięć osób. – Tak właśnie sypialiśmy, gdy byłam mała. Jedno przy drugim – opowiada pani w chuście. Ale to tylko wspomnienie. Dziś, podobnie jak plecionkarz czy kobieta przędząca wełnę w innej chacie, do drewnianych kuci przychodzi tylko do pracy. Do skansenu w Sirogojnie. W pobliskiej wsi murowane domy kryte są blachą albo dachówką. Tak samo wyglądają inne miejscowości, przez które przejeżdżamy drogami wijącymi się po grzbietach i dolinach gór Zlatibor. Malowniczo tu i odludnie, ale w głębi duszy czujemy się trochę zawiedzeni. Na szczęście podczas podróży po Sandżaku, krainie w południowo-zachodniej Serbii, ślady przeszłości zobaczymy nie tylko w skansenie.

NA TEMAT:

Monastery w górach Zlatibor

Podchodzą w skupieniu. Kobiety w chustach na głowach i spódnicach do kostek, mężczyzna ze świecą w dłoni. Żegnają się po trzykroć, przyklękają, jedna z kobiet dotyka czołem zimnej posadzki. Kolejno całują ozdobną skrzynię, każdy dotyka jej własnym krzyżykiem. Ten mężczyzny jest najmniejszy, to w zasadzie breloczek. W rozmodlonej ciszy monasteru Studenica słychać, jak spięty z kluczykami od volkswagena grzechocze tuż przy królewskim złocie i purpurze. Przy sarkofagu z relikwiami św. Stefana Nemanicza, pierwszego koronowanego władcy Serbii.

Serbski władca Milutin ufundował Królewską Cerkiew w klasztorze Studenica w 1314 r. Wewnątrz zachowało się przedstawiające go malowidło

Serbski władca Milutin ufundował Królewską Cerkiew w klasztorze Studenica w 1314 r. Wewnątrz zachowało się przedstawiające go malowidło, fot. Julia Zabrodzka

– Tu obok spoczywa św. Symeon, ojciec Stefana. A po drugiej stronie, w srebrnym sarkofagu, jego matka św. Anastazja. – Djuradj oprowadza nas po panteonie. – Szkoda, że nie przyjechaliście na niedawne nabożeństwo ku jej czci. Bracia uchylili wieko i było widać czaszkę z płatem skóry na czole – mówi przewodnik, wyraźnie podekscytowany. Chyba nie przywykł jeszcze do bliskiego obcowania ze świętymi. Nie jest zakonnikiem, w klasztorze pomaga w oprowadzaniu widywanych z rzadka turystów i znacznie liczniejszych pielgrzymów. Ci przybywają chętnie, mimo że Studenica leży na uboczu, z dala od Belgradu i głównych szlaków. Jednak to tu przed niemal tysiącem lat znajdowało się górzyste księstwo Raszki, zalążek Królestwa Serbii. Zbudowana pod koniec XII wieku Studenica na długo wyznaczyła kierunek serbskiej architekturze sakralnej. Tutejsza cerkiew pod wezwaniem Matki Boskiej Dobroczynnej stanowiła punkt odniesienia dla budowniczych siedzib patriarchów w Žičy i Peciu, a także pobliskich klasztorów Mileševa i Sopoćani. Ich styl odzwierciedla sytuację młodego państwa, położonego w połowie drogi między Rzymem a Konstantynopolem. 

Bazar – esencja Bałkanów

Bazar w Novim Pazdarze wygląda niby swojsko, ale ma orientalne akcenty. Siedzimy w knajpce w swojskim blaszanym baraku. Kelner herbatę podaje w szklaneczkach na mosiężnej tacy rodem ze Stambułu. Na straganach ubrania z Chin, garnki, adidasy, ale i zegary z panoramą Mekki czy złote stronice Koranu na łańcuszku, do zawieszenia na ścianie. I kibicowskie szaliki – czerwono-białe Crvenej Zvezdy Belgrad, żółto-niebieskie Fenerbahçe Stambuł, wreszcie niebiesko-białe miejscowego FK Novi Pazar, klubu z najbardziej osmańskiego miasta Serbii.

Zbudowali je Turcy na zdobycznych ziemiach Bałkanów. W połowie XV wieku Isa-Beg Ishaković, założyciel Sarajewa, wzniósł twierdzę, potem hammam. Kilkadziesiąt lat później ufundowano najstarszy z zachowanych meczetów – Altum Alem. Jego minaret widać z daleka przy ulicy 1 Maja, przecinającej dawne osmańskie centrum. Uliczki są tu wąskie, w piekarni pachnie świeżutkimi burkami, ze sklepowych witryn błyskają naręcza złotej biżuterii, obszyte cekinami kamizelki i szarawary w najdzikszych odcieniach szafiru, różu, turkusu.

Wielokulturowość w sercu Serbii

– Muszę państwa uprzedzić, że mamy dziś wesele. Jutro i pojutrze zresztą też. Wszyscy chcą zdążyć przed ramadanem – wyjaśnia recepcjonistka z hotelu Vrbak. Kolejka jest długa, bo czterech na pięciu spośród 70 000 mieszkańców Novego Pazaru to wyznawcy islamu. Aż do 1912 r. miasto było stolicą Sandżaku, jednostki administracyjnej tureckiego imperium, od której wywodzi się dzisiejsza nazwa regionu. Później część muzułmanów wyjechała, ale Novi Pazar zachował sporo z osmańskiego charakteru. Nawiązali do niego architekci, którzy nadzorowali w latach 70. przebudowę miasta. Ciężką, betonową bryłę hotelu Vrbak, wznoszącą się tuż obok XVII-wiecznego hanu, kupieckiego zajazdu, wystylizowali na pałac z tysiąca i jednej nocy – ze złocistymi sześciokątnymi oknami pozlepianymi w plaster miodu i nakrytym kopułą holem z wiszącymi ogrodami.

W Novim Pazarze kobiety w chustach widywaliśmy częściej niż w Kosowie czy Sarajewie

W Novim Pazarze kobiety w chustach widywaliśmy częściej niż w Kosowie czy Sarajewie, fot. Julia Zabrodzka

Wieczorem na pobliskim deptaku atmosfera też jakby neoorientalna. Wzdłuż pawilonów i bloków przechadzają się młodzi pazarczycy. Wypięknieni aż strach – Połysk, satyna, obcisłe spodnie, powłóczyste sukienki, spojrzenia mocno pociągnięte tuszem. Chłopcy osobno, dziewczęta osobno, par niewiele. Kto może, przysiada się do jednego z kawiarnianych stolików – niezliczonych, ale i tak nabitych po ostatnie miejsce – i zamawia lemoniadę, kawę albo colę. Piwo podają tylko w jednym lokalu. Palą za to wszyscy. Tytoniowy dym rozpływa się w chmurze słodkich perfum i ulatuje w ciepłą noc.

Polub nas na Facebooku!

Żaden utwór zamieszczony w serwisie nie może być powielany i rozpowszechniany lub dalej rozpowszechniany w jakikolwiek sposób (w tym także elektroniczny lub mechaniczny) na jakimkolwiek polu eksploatacji w jakiejkolwiek formie, włącznie z umieszczaniem w Internecie - bez pisemnej zgody TIME S.A. Jakiekolwiek użycie lub wykorzystanie utworów w całości lub w części z naruszeniem prawa tzn. bez zgody TIME S.A. jest zabronione pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.