Katowice: Golf w opuszczonych fabrykach i industrialne atrakcje Górnego Śląska

Indunature - turystyka alternatywna w Katowicach

Pod hasłem Indunature „Alternativ Turistik” Marcin Doś opisuje własne wyprawy po industrialu. Udaje nam się namówić go na małą rundę. Pakujemy się do pomarańczowego malucha i jedziemy do cementowni Saturn w Wojkowicach. „Wszystko, co robimy w ramach Będzin Beatu, dzieje się spontanicznie”, zaczyna Marcin. „Imprezowaliśmy w garażu, poszła fama, że organizujemy imprezy i jakiś klub zaprosił nas do współpracy. Zaczęliśmy chodzić po ruinach i opuszczonych budynkach; zgłosił się koleś z Monachium, że chce tu zrobić dokument, spotkaliśmy się i okazało się, że znam całkiem sporo miejsc”. I to jakich. Po drodze słyszymy o rondzie zwanym „świńskim uchem” („można się na nim cztery razy zderzyć się z tym samym tramwajami”), o żelaznym domu w Zabrzu („niemiecki eksperyment, nie ma tam zasięgu i zbiera wszystkie pioruny”) i o 50 km przejechanych tramwajem („trasa zaczyna się w Hucie Katowice, a kończy w Wójtowej Wsi”).

Nietypowe artrakcje turystyczne

"Zasadniczym celem TOZI (Towarzystwa Obrońców Zabytków Industrialnych) jest utrwalenie tego, co nas otacza. Najważniejsze są emocje wywoływane przez industrial i ich zachowanie poprzez obrazy, zdjęcia, filmy, zapiski, dokumentację historyczną i inne formy resztek industrialnej potęgi Śląska i Zagłębia”. Oto fragment postulatu Marcina , współzałożyciela kolektywu Będzin Beat (BB). Internetowa strona BB zawiera wiele tekstów opisujących świat opuszczonych hut i fabryk, które zamieniają się w ruinę. „Zwykło się przyjmować, że obiekt zabytkowy to gotycki zamek, barokowa rezydencja magnacka lub klasycystyczny pałacyk. W społecznej świadomości prawie na pewno nie będzie to hala fabryczna, wieża ciśnień czy szyb z XIX, czy z początku XX wieku. Dlaczego?! To też nasza historia! To też nasze dziedzictwo!”.

Golf w cementowni

Dojeżdżamy do cementowni. „Widzisz ten budynek i gruzowisko przed nim?”, pyta Marcin. „To złomiarze przemielili ściany na miazgę”, tłumaczy, a mi odbiera na chwilę głos. Majestat tej przestrzeni jest trudny do opisania. Rozłupane dachy, porozrywane wnętrzności, betonowe konstrukcje przeczące prawom grawitacji. „Uważajcie, od tamtej strony idzie ochroniarz”, ostrzega ekipa z kijami golfowymi, która nagle pojawiła się na horyzoncie. Mariusz, operator frezarki numerycznej, i Kuba z technikum elektronicznego w Sosnowcu przyjechali robić zdjęcia i pograć w turbogolfa. „Zasady sami sobie wymyślamy, czasem chodzi o samą przyjemność wybicia piłki. Nasza ulubiona miejscówka to cementownia Grodziec, na dachu jednego z budynków wyrósł las”, opowiada Marcin. „Nikt tego nie pilnuje, raz tylko w Hucie Kościuszki podszedł do nas ochroniarz i grzecznie odprowadził do wyjścia”. W drodze do Czeladzi zatrzymujemy się przy francuskich familokach. Budynki z misternie ułożonego szarego kamienia z niebieskimi okiennicami wyglądają zjawiskowo. Niestety, część również popada w ruinę. Okna zabezpieczone cegłami nie rozwiązują problemu, konstrukcja i tak się wali. „Tak właśnie działają nasi urzędnicy – zabezpieczone, czyli można odfajkować. Nikiszowiec, osiedle z czerwonej cegły w Janowcu, zostało uznane za zabytek i uratowane. Ale to tylko czubek góry lodowej. Choć i tak jest postęp, dziś urzędnicy wiedzą już, co to jest loft”.