Galeria zdjęć:
Coober Pedy
Pustynia Gibsona
Postanawiam, że część szlaku przemierzę pieszo, a część, jeśli się uda, rowerem – będzie szybciej. Prawdopodobnie będzie to ostatni etap od Windy Corner do Warburton – środek Pustyni Gibsona. Wcześniej jest tylko piasek i dużo skał, a mój rower nie pokona takich wydm. Poza tym jest trawa spinifex, rodzaj iglastego poszycia. Ostra trawa, mimo że nieprzydatna jako pasza dla zwierząt, spełnia bardzo ważna rolę, zapobiegając wywiewaniu piasku. Potrafi poważnie skaleczyć, a jej nasiona skutecznie zapychają chłodnice aut przemierzających te tereny. Ostatnio samochód jadący z Canning Stock Route zapalił się – pożar był wynikiem przegrzania. Trawa w tej części Australii pali się szybciej niż papier. Trzeba na to uważać, studzić auto, bo jeśli nastąpi awaria to koniec przygody. Szukając pojemników na wodę, robię sobie przerwę; w miejscowej gazecie czytam mrożącą krew w żyłach historię. Grupa niemieckich podróżników zginęła na pustyni – ugrzęźli w piaskach. Opuścili samochód i oddalili się od niego, próbując dotrzeć do cywilizacji. Wysłany na pomoc helikopter znalazł ich po paru dniach. Niestety nie żyli – wyczerpani i odwodnieni zmarli w spiekocie słońca. To właśnie pustynia – najbardziej nieprzyjemne i nieprzyjazne miejsce na ziemi. Odwiedzam tutejszą policję, z którą korespondowałem jeszcze przed wylotem z Polski. Pracuje tu sierżant Shan Sadler, który wspiera moją wyprawę. To do niego przesłałem część sprzętu wyprawowego. Powiadomił on też kolegów z policji w Warburton o mojej ekspedycji, i o planach dotarcia do tego miasteczka.W ostateczności dotarłem samochodem. Wózek, który ciągnąłem przez pagórkowaty pustynny teren, popsuł się. Ciężar wody był na tyle duży, że uszkodził całą konstrukcję. Do Warburton dotarłem z grupą zapalonych podróżników, którzy przemierzali Australię samochodem terenowym.