Galeria zdjęć:
Turcja, Marmaris
5. Marmaris
Ponownie nad morzem, tym razem Egejskim. Marmaris uważane jest w Turcji za prawdziwą oazę hedonizmu, choć trzeba brać poprawkę na to, że mówimy o rozpasaniu w kraju muzułmańskim, znanym z surowych zasad moralnych. Tak czy inaczej knajp i klubów jest tu zatrzęsienie. Zanim jednak pójdziemy w tan, mamy ochotę na turecką ucztę.
Na początek herbata z odrobiną mięty, serwowana w niewielkich szklaneczkach. Pragnienie gasi lepiej niż woda, choć nie wszyscy akceptują władowane w nią kilogramy cukru. Gospodarz tawerny, pan Fatih, poza herbatą oferuje nam opowieść o Turkach i Grekach, którzy w tym regionie współegzystują od tysięcy lat. Przeważnie się kłócą i wyzłośliwiają. Pan Fatih jednak ma już tego dość. Chciałby z Grekiem rozmawiać spokojnie, rzeczowo. A jest o czym! O przyjęciu Turcji do Unii Europejskiej, o podzielonym na strefy turecką i grecką Cyprze, o meczach futbolowych reprezentacji, które w tym przypadku są świętymi wojnami o podwyższonym stopniu ryzyka. Pan Fatih wolałby mniej emocji, a więcej zrozumienia. I zwyczajnej sympatii.
Posileni strawą duchową możemy zająć się ucztą jak najbardziej cielesną. Na stół wjeżdżają kalmary i ośmiorniczki, dolma (gołąbki z liści winogron wypełnionych mięsno-ryżowym farszem), musakka z kalafiora i börek szpinakowy z chlebem yufka; na deser chałwa. Popijamy wszystko lokalnym winem i raki, czyli turecką anyżówką i wreszcie mocną kawą – po turecku rzecz oczywista. Kiedy wytoczymy się z lokalu, na tańce nie ma już siły. Przekładamy to na następną noc.