Galeria zdjęć:
Życio heklowaczki
Tradycja koronek koniakowskich nie jest wcale aż tak długa. Zwyczaj wyszywania na tych terenach sięga niepamiętnych czasów, Koniaków w tym roku świętuje swoje 300-lecie, a koronki koniakowskie mają ok. 100. Historia rozpoczęła się od czółek na góralskich czepcach, z czasem najpopularniejsze stały się serwety, teraz już bielizna, rękawiczki, biżuteria. Motywy pozostały jednak podobne, kobiety wciąż heklują kwiaty, listki, winne grona.
„Każdy element robi się osobno, jeden kwiatek, to dla sprawnej koronkarki ok. 40 minut roboty. Zaczyna się od środka i wpina kolejne elementy. Tę koronkę Maria Gwarkowa przygotowywała przez 3 lata dla królowej angielskiej, pracę przerwała jednak nagła śmierć”, pokazuje nam koronkę w gablocie jej wnuczka. W izbie pamięci koronki można nie tylko oglądać, także kupić. Są serwetki, ozdoby świąteczne i słynne stringi, o których tak głośno było parę lat temu. „Taka afera tutaj była, nawet Japończycy przyjechali kręcić dokument o koronce koniakowskiej”, żartuje Tadeusz Rucki.
„Co mi z tego, że mam stos serwetek, jak ich sprzedać nie mogę. A żyć z czegoś trzeba”, kwituje Urszula Rybka. Jej zdaniem nawet stringi nie zaszkodzą tradycji, która ma się wręcz coraz lepiej. Ponieważ, jak pisze Małgorzata Kiereś: „koronki, to coś, w czym gospodynie są zakochane. Bez heknadli nie byłoby życio. Uz się nie jidzie doczekać, kiedy przijdzie niedziela, bo uż w pyndziałek zaś szie od rana może heklować”.