Galeria zdjęć:
Zamek Ogrodzieniec
Spektakularne położenie na szczycie najwyższego wzniesienia Jury-Krakowsko Częstochowskiej, potężne mury o łącznej długości ponad 400 m, strzeliste baszty wznoszące się wysoko nad zieloną okolicę, wapienne skały o fantazyjnych kształtach, wkomponowane w zamkowy system obronny, a do tego ponura legenda o krwawym kasztelanie Warszyckim, który ponoć po dziś dzień strzeże swych włości (i ukrytych tam skarbów) pod postacią piekielnego czarnego psa – oto najsłynniejsze nawiedzone ruiny w naszym kraju. Mieszkańcy okolicy zdecydowanie odradzają wizyty w pobliżu zamku w księżycowe noce. Utrzymują też, że nawet największe psy uciekają stamtąd z podwiniętymi ogonami, a konie za nic w świecie nie chcą przekroczyć zamkowej bramy, mimo iż trawa na dziedzińcu potrafi być naprawdę soczysta. Ale trudno się dziwić, skoro spotkanie ze Stanisławem Warszyckim, który władał Ogrodzieńcem w XVII wieku, już za jego życia nie należało do przyjemnych. Według historycznych przekazów kasztelan uwielbiał torturować swoich poddanych i zawsze sam osobiście stawiał się na miejscu kaźni, czerpiąc ogromną przyjemność z napawania się ludzkim cierpieniem. Nie oszczędzał nawet najbliższych. Jedną za swych żon kazał wychłostać na oczach tłumu, a drugą zamurował żywcem w wieży, po czym całość wysadził w powietrze. Nie dał też córce ani grosza na posag, preferując ukrycie kosztowności gdzieś na terenie zamku. Wszystkie te zbrodnie i bezeceństwa doprowadziły w końcu do tego, że jeszcze za życia został porwany do piekł, a teraz nocami powraca jako wielki czarny pies. Ma ponoć "płonący" wzrok i ciągnie za sobą stalowy łańcuch. Jeśli więc usłyszycie nocą jakieś dziwne pobrzękiwanie, lepiej od razu brać nogi za pas.