Żaden utwór zamieszczony w serwisie nie może być powielany i rozpowszechniany lub dalej rozpowszechniany w jakikolwiek sposób (w tym także elektroniczny lub mechaniczny) na jakimkolwiek polu eksploatacji w jakiejkolwiek formie, włącznie z umieszczaniem w Internecie - bez pisemnej zgody TIME S.A. Jakiekolwiek użycie lub wykorzystanie utworów w całości lub w części z naruszeniem prawa tzn. bez zgody TIME S.A. jest zabronione pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.
Polskie dworki i pałace u stóp Śnieżki – poznaj ich niezwykłe historie
Bartek Kaftan, 9.08.2016
Próbuję wyobrazić sobie ten dzień – 15 maja 1822 r. Musiało być ładnie, inaczej nie wybraliby się tu w swoich powozach, sukniach i frakach. Śniegi pewnie już stopniały, buczyna jarzyła się seledynem młodych liści. Stangreci zostali przy bryczkach. Książę Wilhelm poprowadził Marię Annę ścieżyną ku skałom, a potem po specjalnie wykutych w granicie stopniach na samą górę, skąd ponad koronami drzew ujrzeli bielejący w słońcu grzbiet wiosennych Karkonoszy. Niewykluczone, że zamaszystym gestem ofiarował żonie rozciągającą się u ich stóp krainę. Były to czasy, gdy romantyczny widok uchodził za najlepszy podarunek dla ukochanej.
Pałac w Karpnikach
Rozciągająca się między Rudawami a Karkonoszami kotlina stała się przed niespełna dwustu laty ulubionym miejscem wypoczynku wyższych sfer Królestwa Prus (do którego należała wraz z całym Śląskiem od 1742 r.). Wilhelm, brat króla Fryderyka Wilhelma III, za letnią siedzibę obrał pałac w Karpnikach. Sam władca upodobał sobie pobliskie Mysłakowice, należące wcześniej do marszałka Augusta von Gneisenau, weterana bitwy pod Waterloo, a wkrótce kupił swojej córce Ludwice rezydencję w Wojanowie. Każdy z pałaców otaczał park, a ambicją właścicieli było połączenie ich w jeden wielki plac zabaw dworskich. Wytyczono drogi i aleje, ale to nie one stanowiły sedno zamysłu. Chodziło o uczynienie z całej Kotliny Jeleniogórskiej starannie, a zarazem subtelnie zaprojektowanego krajobrazu. Z taką samą uwagą traktowano altany w pałacowych ogrodach i dzikie lasy, stawy i szumiące potoki, a nawet sale balowe i punkty widokowe na skałach. Nie przypadkiem żeliwny krucyfiks na wierzchołku Krzyżnej Góry w Sokolikach ustawiono tak, by księżna Maria Anna widziała go z okna sypialni w karpnickim pałacu.
Pałac w Bukowcu
– Nie ma chyba drugiego takiego miejsca w Europie – Krzysztof Korzeń spogląda na odbijające się w tafli chmury. – Dobre trzy albo i cztery tysiące hektarów mniej lub bardziej przekształconego krajobrazu, pałace, a do tego jeszcze zagospodarowane punkty w Rudawach: Szwajcarka, Starościńskie Skały, Sokolik – wylicza. Jest dyrektorem biura Fundacji Doliny Pałaców i Ogrodów, która od kilku lat promuje region. Spacerujemy brzegiem jednego z kilkunastu stawów w parku w Bukowcu. Tutaj zaczęło się całe szaleństwo. Zapoczątkował je człowiek, zdawać by się mogło, nader praktyczny, nawykły raczej do chłodnej kalkulacji niż romantycznych uniesień. – Hrabia Fryderyk Wilhelm von Reden był dyrektorem Naczelnego Urzędu Górniczego we Wrocławiu. To dzięki niemu rozpoczęto na Śląsku wydobycie węgla – opowiada mój rozmówca. – Ale w Prusach brakowało technologii i fachowców. Hrabia pojechał więc do Anglii, gdzie uprawiał szpiegostwo przemysłowe – śmieje się. Poza górniczymi nowinkami von Reden podpatrzył na wyspach coś jeszcze – sztukę komponowania ogrodów. Gdy pod koniec XVIII w. kupił posiadłość w Bukowcu, zapragnął stworzyć w niej romantyczny park na wzór angielski. Punktem wyjścia miał być naturalny pejzaż. Mokradła zamieniono w stawy, na łąkach rozmieszczono kępy dębów. – Podejrzewam, że i te kamienie nie znalazły się tam przypadkiem – pan Krzysztof wskazuje na pobliski pagórek. Na skraju lasu żółte, czerwone i rude liście drzew tworzą wielobarwny ornament. Gatunki specjalnie dobrano tak, by zapewnić polanom elegancką oprawę i zamienić je w naturalne salony. Za tło kompozycji posłużył krajobraz – przed oczami spacerujących w wybranych przez ogrodnika miejscach otwiera się widok na Śnieżkę. Na pierwszym planie ziścił się natomiast sen o sielskiej wsi. – Bukowiec powstał w oparciu o koncepcję farmy ornamentalnej. Park był także gospodarstwem – wyjaśnia dalej. – Na zachowanych litografiach widać pasące się stada. Damy przechadzają się wśród krów i owiec. Oczywiście wymytych i zadbanych – dodaje. Gospodarujący w pobliskich Mysłakowicach marszałek Gneisenau wspominał w jednym z listów: „Zaprosiłem sąsiadów i to tylko na kawę, placki oraz lody. W lesie umieściłem 16 krów opatrzonych nastrojowymi dzwoneczkami (dwie oktawy). Jeden klarnecista oraz kilku muzyków grających na rogach usadowiło się w zaroślach”.
Grzbiety Rudaw niemal w całości porastają świerkowe lasy, fot. Julia Zabrodzka
Podobne pikniki i zabawy musiały odbywać się i u Redenów. Romantycznym uniesieniom sprzyjały nastrojowe budowle – wieża widokowa stylizowana na ruinę średniowiecznego zamku czy wzorowana na starożytną świątynię Herbaciarnia. – Prezent dla żony z okazji drugiej rocznicy ślubu. Fryderyka była o ponad 20 lat młodsza od hrabiego, ponoć kochał ją do szaleństwa. Dobrze wybrał miejsce, gdyby nie chmury, widzielibyśmy stąd Karkonosze – pan Krzysztof rozmarza się, gdy stajemy pod kolumnadą. Po chwili wraca na ziemię: – To wszystko było prawdziwą, ani trochę romantyczną ruiną. Ale odbudowaliśmy skrzydła Herbaciarni, uporządkowaliśmy park. Tam, zamiast pergoli, była świniarnia i wiata na ciągniki – unosi brwi, jakby wciąż jeszcze zadziwiała go ta przemiana. A to tylko jedno z miejsc w Rudawach, które ostatnio ożyły na nowo.
Pałac w Łomnicy
– Szafę odziedziczyłam po babci – Elisabeth von Küster dotyka wiekowego drewna. Przypadła jej, bo u braci i sióstr nie byłoby miejsca na tak duży mebel. Z całego rodzeństwa ona jedna ma pałac. A nawet dwa, do tego jeszcze folwark i park, słowem – całą posiadłość nad Bobrem. Zakochała się w niej 23 lata temu. To była miłość od pierwszego wejrzenia. Miłość niełatwa. – Rodzina Ulricha, mojego męża, mieszkała w Łomnicy ponad sto lat, do 1945 r. Potem musiała uciekać, majątek znacjonalizowano. Gdy w 1991 r. dowiedzieliśmy się, że pałac wystawiono na sprzedaż, wsiedliśmy w samochód i ruszyliśmy na Śląsk. Był październik, świeciło słońce, złociły się liście, jak dziś – wspomina. Posiadłość wyglądała jednak zupełnie inaczej. Po wojnie mieściła się tu szkoła, ale odkąd w 1977 r. zarwał się dach, budynek porzucono. Ucierpiał chyba najbardziej ze wszystkich rezydencji w tych stronach. – Z dziur w ścianach wystawały zarośla, w parku leżały zwały śmieci i gruzu. Oboje poczuliśmy, że to miejsce woła: „Ratuj mnie!”. Mieliśmy pozwolić, by po pięciu wiekach tak po prostu zniknęło? – w głosie Elisabeth nawet po latach słychać wzburzenie.
Pałac Łomnica, fot. Gutek Zegier.
Zainwestowali całe oszczędności, pomagała rodzina, przyjaciele, polsko-niemieckie fundacje. Jeden budynek przeznaczyli na hotel, w drugim odtworzyli wnętrza z XVIII i XIX w., urządzili też własne pokoje. A Elisabeth cały czas zastanawiała się, jak jeszcze mogliby ożywić ducha dawnego śląskiego dominium: – Mój teść, który urodził się przed wojną w Łomnicy, zawsze upierał się, że to nie pałac jest najważniejszy. W jego wspomnieniach sercem majątku był folwark, to tam jako chłopak spędzał całe dnie. Gdy kupiliśmy zabudowania gospodarcze, fachowcy radzili, by wyburzyć te ruiny. Tylko tata wciąż powtarzał, że zburzyć to możemy pałac, ale folwark musi zostać. Posłuchaliśmy, co było robić! – Elisabeth rozkłada ręce z uśmiechem.
Wnętrza Dużego Pałacu w Łomnicy, fot. Julia Zabrodzka
Odnowili kuźnię i oborę, w spichlerzu urządzili sklep lniarski i salę wystawową, uruchomili piekarnię. Warzywa i zioła z ogrodu trafiają wprost do folwarcznej restauracji. W stare mury wraca życie. Dziś czuć to wyjątkowo mocno. Trwają dożynki, przechadzamy się wśród rozstawionych na dziedzińcu kramów z kozimi serami, miodem, chlebem na zakwasie. W tłumie dostrzegamy starszego pana – spaceruje, rozgląda się, kiwa głową. Wygląda na wzruszonego. Elisabeth podchodzi, zamienia z nim kilka słów. – To mój teść – przedstawia. A potem pędzi dalej. Ma dziś mnóstwo na głowie, jak od przeszło 20 lat. Ale znajduje też czas na przyjemności. Jak na baronową z Rudaw przystało, urządza wycieczki w góry. Z powozu jednak nie korzysta. Ostatnio zaczęła się wspinać.
Polub nas na Facebooku!