Żaden utwór zamieszczony w serwisie nie może być powielany i rozpowszechniany lub dalej rozpowszechniany w jakikolwiek sposób (w tym także elektroniczny lub mechaniczny) na jakimkolwiek polu eksploatacji w jakiejkolwiek formie, włącznie z umieszczaniem w Internecie - bez pisemnej zgody TIME S.A. Jakiekolwiek użycie lub wykorzystanie utworów w całości lub w części z naruszeniem prawa tzn. bez zgody TIME S.A. jest zabronione pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.
Góry Sokole – tu zaczynała Wanda Rutkiewicz. W Szwajcarce wciąż o niej pamiętają
Bartek Kaftan, 24.10.2018
Podobno znudziło się jej czekanie na dole. – Przyjechała tu z jednym ze wspinaczy. Nigdy wcześniej nie była w skałach i nikt się nią specjalnie nie interesował. A ona dla zabicia czasu zrobiła drogę. Bez asekuracji! I to od razu piątkową – białą od magnezji dłonią Rafał wskazuje na wschodnią ścianę Sukiennic. Właśnie tam, na jednej z najsłynniejszych skałek w Sokolikach, jakieś pół wieku temu po raz pierwszy w życiu wspinała się Wanda Rutkiewicz.
Potem wracała tu jeszcze wiele razy – podobnie jak inne legendy polskiego himalaizmu oraz tysiące mniej lub bardziej zaawansowanych wspinaczy. Bo całe Rudawy Janowickie, a zwłaszcza Góry Sokole, choć należą do najniższych gór w Polsce, są chyba najlepszym miejscem do nauki i treningu wspinaczki.
Pośród bukowych i świerkowych lasów z ziemi wyrastają skalne iglice, bloki i grzyby. Wszystkie z szarego granitu – jest twardy, nie kruszy się, daje dobry chwyt i pewne oparcie stopom. Skały starannie wyrysowano i opisano w przewodnikach, wytyczono setki dróg. Na tych popularniejszych ekiperzy pozakładali stałe punkty asekuracyjne, a tysiące oprószonych magnezją dłoni poznaczyło ściany jasnymi plamami. Górski raj dla wszystkich, którzy wolą poruszać się w pionie niż w poziomie.
Himalaiści w Szwajcarce
Latem i w weekendy Sokoliki są obwieszone jak choinka. – Często trzeba stać w kolejce do ściany. Obłęd! – śmieje się Magda. Z Jeleniej Góry mają tu z Rafałem niedaleko, wybrali więc na wspinanie spokojniejszy dzień. Wzięli wolne i przez cały słoneczny, październikowy wtorek mieli skały niemal wyłącznie dla siebie. Poza nimi Sokoliki szturmowało dziś ledwie kilka par wspinaczy.
Teraz, późnym popołudniem schodzą ku przełęczy, powoli opuszczają granitowy labirynt, obsypaną bukowymi liśćmi ścieżką. Tam, pod rozłożystą lipą, stoi Szwajcarka – małe schronisko pełne jest górskich wspomnień.
Na fotografiach w jadalni bieleją śniegi Pamiru i Tienszanu. – Z himalaistów regularnie bywa u nas Aleksander Lwow – opowiada gospodyni, pani Bożena. – Teraz już rzadko się wspina. Tylko w kwietniu, w rocznicę swojej pierwszej wspinaczki w Sokolikach, regularnie przechodzi jakąś drogę – wskazuje na podpisane przez niego zdjęcie.
Z innego spogląda Wanda Rutkiewicz. Nocowała na poddaszu – z drewnianą podłogą i łóżkami nakrytymi kocami.
Do dziś schludnie tu i skromnie. Tylko kominek w sali na piętrze zdradza dawne przeznaczenie chaty. Szwajcarka, najstarsze schronisko w Polsce, istniała tu na długo przed tym, jak w Rudawach Janowickich pojawili się pierwsi wspinacze. Przed 200 laty w oknach mieniły się witraże, a kolorowe promienie słońca oświetlały ozdoby z kości słoniowej. Wyprawy w góry wyglądały wtedy zupełnie inaczej. Po nich także pozostały w skałach ślady.
Lew z Rudaw
– Z lwem to nawet mam zdjęcie, zrobione ze 30 albo i 40 lat temu… – drwal odkłada piłę i drapie się w głowę. – Jeszcze za Niemca go na skale zainstalowali. A potem ktoś lwa zwalił, zabrał, wywiózł gdzieś. Tylko odłamki żeliwa się w trawie znajdowało. Tak samo było z orłem z Sokolików. Wielkie ptaszysko, skrzydła to miał na 2 metry szerokie. A teraz co? Nic nie zostało! – macha ręką ze zrezygnowaniem.
Faktycznie, w Starościńskich Skałach po lwie nie ma śladu. Zerwano też metalowe litery, ale niewyraźne zacieki na granitowej ścianie wciąż układają się w imię Marianna. To na jej cześć prawie 200 lat temu 2-tonową rzeźbę przywleczono na grzbiet Rudaw Janowickich. Próbuję wyobrazić sobie ten dzień – 15 maja 1822 r. Musiało być ładnie, inaczej nie wybraliby się tu w swoich powozach, sukniach i frakach. Śniegi pewnie już stopniały, buczyna jarzyła się seledynem młodych liści. Stangreci zostali przy bryczkach. Książę Wilhelm poprowadził Marię Annę ścieżyną ku skałom, a potem po specjalnie wykutych w granicie stopniach na samą górę, skąd ponad koronami drzew ujrzeli bielejący w słońcu grzbiet wiosennych Karkonoszy. Niewykluczone, że zamaszystym gestem ofiarował żonie rozciągającą się u ich stóp krainę zwana dziś Doliną Pałaców i Ogrodów.
Były to czasy, gdy romantyczny widok uchodził za najlepszy podarunek dla ukochanej. Zdarzały się i skromniejsze prezenty, choćby wybudowana rok później Szwajcarka. Podobno Wilhelm chciał, by chatka myśliwska w stylu alpejskim koiła w księżnej tęsknotę za rodzinnymi stronami.
Polub nas na Facebooku!
Zobacz również:
- Kotlina Jeleniogórska: Atrakcje na weekend - Mistrzostwa świata w grze na pile
- Maroko: Góry Atlas to raj dla aktywnych – kolarstwo górskie, wspinaczka...
- 5 pałaców Dolnego Śląska, które warto poznać od środka
- Indyjskie Himalaje: relacja z wyprawy i zdjęcia
- Festival dell’ Arte – Romantyka w Dolinie Sztuk
- Indyjskie Himalaje: jak zorganizować kurs wspinaczkowy i wyprawę