Dolny Śląsk

Góry Sokole – tu zaczynała Wanda Rutkiewicz. W Szwajcarce wciąż o niej pamiętają

Rudawy Janowickie jesienią

fot.: shutterstock.com

Rudawy Janowickie jesienią
Są w Polsce góry wyższe, znajdą się też rozleglejsze i dziksze. Mimo to Góry Sokole (Rudawy Janowickie) od lat cieszą się niesłabnącym zainteresowaniem wspinaczy, dawniej również himalaistów. Wśród nich Wandy Rutkiewicz.

Podobno znudziło się jej czekanie na dole. – Przyjechała tu z jednym ze wspinaczy. Nigdy wcześniej nie była w skałach i nikt się nią specjalnie nie interesował. A ona dla zabicia czasu zrobiła drogę. Bez asekuracji! I to od razu piątkową – białą od magnezji dłonią Rafał wskazuje na wschodnią ścianę Sukiennic. Właśnie tam, na jednej z najsłynniejszych skałek w Sokolikach, jakieś pół wieku temu po raz pierwszy w życiu wspinała się Wanda Rutkiewicz.

Potem wracała tu jeszcze wiele razy – podobnie jak inne legendy polskiego himalaizmu oraz tysiące mniej lub bardziej zaawansowanych wspinaczy. Bo całe Rudawy Janowickie, a zwłaszcza Góry Sokole, choć należą do najniższych gór w Polsce, są chyba najlepszym miejscem do nauki i treningu wspinaczki.

NA TEMAT:

Pośród bukowych i świerkowych lasów z ziemi wyrastają skalne iglice, bloki i grzyby. Wszystkie z szarego granitu – jest twardy, nie kruszy się, daje dobry chwyt i pewne oparcie stopom. Skały starannie wyrysowano i opisano w przewodnikach, wytyczono setki dróg. Na tych popularniejszych ekiperzy pozakładali stałe punkty asekuracyjne, a tysiące oprószonych magnezją dłoni poznaczyło ściany jasnymi plamami. Górski raj dla wszystkich, którzy wolą poruszać się w pionie niż w poziomie.

Himalaiści w Szwajcarce

Latem i w weekendy Sokoliki są obwieszone jak choinka. – Często trzeba stać w kolejce do ściany. Obłęd! – śmieje się Magda. Z Jeleniej Góry mają tu z Rafałem niedaleko, wybrali więc na wspinanie spokojniejszy dzień. Wzięli wolne i przez cały słoneczny, październikowy wtorek mieli skały niemal wyłącznie dla siebie. Poza nimi Sokoliki szturmowało dziś ledwie kilka par wspinaczy.

Szwajcarka – najpierw domek myśliwski, potem gospoda, obecnie schronisko
Szwajcarka – dawny domek myśliwski, obecnie schronisko, fot. J. Zabrodzka

Teraz, późnym popołudniem schodzą ku przełęczy, powoli opuszczają granitowy labirynt, obsypaną bukowymi liśćmi ścieżką. Tam, pod rozłożystą lipą, stoi Szwajcarka – małe schronisko pełne jest górskich wspomnień.

Na fotografiach w jadalni bieleją śniegi Pamiru i Tienszanu. – Z himalaistów regularnie bywa u nas Aleksander Lwow – opowiada gospodyni, pani Bożena. – Teraz już rzadko się wspina. Tylko w kwietniu, w rocznicę swojej pierwszej wspinaczki w Sokolikach, regularnie przechodzi jakąś drogę – wskazuje na podpisane przez niego zdjęcie.

Z innego spogląda Wanda Rutkiewicz. Nocowała na poddaszu – z drewnianą podłogą i łóżkami nakrytymi kocami.

Do dziś schludnie tu i skromnie. Tylko kominek w sali na piętrze zdradza dawne przeznaczenie chaty. Szwajcarka, najstarsze schronisko w Polsce, istniała tu na długo przed tym, jak w Rudawach Janowickich pojawili się pierwsi wspinacze. Przed 200 laty w oknach mieniły się witraże, a kolorowe promienie słońca oświetlały ozdoby z kości słoniowej. Wyprawy w góry wyglądały wtedy zupełnie inaczej. Po nich także pozostały w skałach ślady.

Lew z Rudaw

– Z lwem to nawet mam zdjęcie, zrobione ze 30 albo i 40 lat temu… – drwal odkłada piłę i drapie się w głowę. – Jeszcze za Niemca go na skale zainstalowali. A potem ktoś lwa zwalił, zabrał, wywiózł gdzieś. Tylko odłamki żeliwa się w trawie znajdowało. Tak samo było z orłem z Sokolików. Wielkie ptaszysko, skrzydła to miał na 2 metry szerokie. A teraz co? Nic nie zostało! – macha ręką ze zrezygnowaniem.

Faktycznie, w Starościńskich Skałach po lwie nie ma śladu. Zerwano też metalowe litery, ale niewyraźne zacieki na granitowej ścianie wciąż układają się w imię Marianna. To na jej cześć prawie 200 lat temu 2-tonową rzeźbę przywleczono na grzbiet Rudaw Janowickich. Próbuję wyobrazić sobie ten dzień – 15 maja 1822 r. Musiało być ładnie, inaczej nie wybraliby się tu w swoich powozach, sukniach i frakach. Śniegi pewnie już stopniały, buczyna jarzyła się seledynem młodych liści. Stangreci zostali przy bryczkach. Książę Wilhelm poprowadził Marię Annę ścieżyną ku skałom, a potem po specjalnie wykutych w granicie stopniach na samą górę, skąd ponad koronami drzew ujrzeli bielejący w słońcu grzbiet wiosennych Karkonoszy. Niewykluczone, że zamaszystym gestem ofiarował żonie rozciągającą się u ich stóp krainę zwana dziś Doliną Pałaców i Ogrodów.

Były to czasy, gdy romantyczny widok uchodził za najlepszy podarunek dla ukochanej. Zdarzały się i skromniejsze prezenty, choćby wybudowana rok później Szwajcarka. Podobno Wilhelm chciał, by chatka myśliwska w stylu alpejskim koiła w księżnej tęsknotę za rodzinnymi stronami.

Polub nas na Facebooku!

Żaden utwór zamieszczony w serwisie nie może być powielany i rozpowszechniany lub dalej rozpowszechniany w jakikolwiek sposób (w tym także elektroniczny lub mechaniczny) na jakimkolwiek polu eksploatacji w jakiejkolwiek formie, włącznie z umieszczaniem w Internecie - bez pisemnej zgody TIME S.A. Jakiekolwiek użycie lub wykorzystanie utworów w całości lub w części z naruszeniem prawa tzn. bez zgody TIME S.A. jest zabronione pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.