Żaden utwór zamieszczony w serwisie nie może być powielany i rozpowszechniany lub dalej rozpowszechniany w jakikolwiek sposób (w tym także elektroniczny lub mechaniczny) na jakimkolwiek polu eksploatacji w jakiejkolwiek formie, włącznie z umieszczaniem w Internecie - bez pisemnej zgody TIME S.A. Jakiekolwiek użycie lub wykorzystanie utworów w całości lub w części z naruszeniem prawa tzn. bez zgody TIME S.A. jest zabronione pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.
Jastarnia: Z pamiętnika windsurfera
Monika Witkowska, 4.02.2011
Dzień I: Sztag Prawie Idealny
W samo południe melduję się w Szkole Zdrowia. Najpierw omawiane są sprawy organizacyjne i kwestie bezpieczeństwa. Potem podział na grupy. Do wyboru są trzy - dla początkujących, średnio zaawansowanych i zaawansowanych. Trafiam do środkowej. Jest nas pięcioro, wiek: od 15 do 50 lat. Instruktor Adam Kaczmarek, dwudziestokilkulatek z przeszłością zawodniczą i pasją nauczania, omawia system zajęć. Codziennie mamy 4 godz. pływania - od 10 do 12 i od 16 do 18.Na pierwszych zajęciach Adam ocenia, co każdy z nas potrafi. Potem zaczynamy robić zwroty. Co jakiś czas zbieramy się w grupkę, siadamy na bujających się na fali deskach, a Adam tłumaczy, co robimy źle. Pokazuje też prawidłową wersję. Gdybym tak umiała, nie byłabym na kursie... Akurat kiedy zaczynam rozumieć, co zrobić, by mój sztag wychodził bardziej dynamicznie, nadchodzi koniec zajęć. Wieczorem biorę do ręki książkę o windsurfingu. Pierwsze opisy surfingu, czyli ślizgania się na desce po falach, znalazły się w dzienniku kapitana Jamesa Cooka już w 1778 r. Trzeba było jednak czekać niemal 200 lat, aż do roku 1964, aby Amerykanin Newman Darby wpadł na pomysł czegoś podobnego do deski z ruchomym masztem i kwadratowym (!) żaglem. Fanami surfowania stali się też Jim Drake, konstruktor lotniczy, i matematyk Hoyle Schweizer. To ich uważa się za "ojców" sprzętu do żeglarstwa deskowego, który w 1968 r. został opatentowany pod nazwą Windsurfer. Od tamtego czasu zmieniły się materiały i technologia. Zasady funkcjonowania pozostały takie same.
Dzień II: Rufa z Podtopieniem
Przed godz. 10 nasza piątka czeka na Adama. - Dzisiaj zwrotów ciąg dalszy. "Trzaskamy" rufę - mówi instruktor. Szybko okazuje się, że jest z nas zadowolony, wykracza poza program szkolenia i pokazuje rufę regatową. Z tym jest gorzej - co rusz wpadam do wody. W przerwie miedzy zajęciami idziemy w ramach integracji naszej grupy do plażowej knajpki na smażoną flądrę. Reprezentujemy pełen przekrój zawodowy... Jeden z kolegów jest informatykiem, inny lekarzem, jest też nauczycielka i studentka. Po południu dobrze wieje. Zaczynamy od ćwiczeń startu z plaży, czyli wsiadania na deskę bez konieczności wyciągania leżącego w wodzie żagla. Trzeba odpowiednio unieść maszt, dać krok na deskę, a drugą nogą odbić się od płytkiego dna. Proste? Nie za bardzo. Udaje mi się dopiero za dziesiątym razem.Ćwiczenia kończymy planowo o 18, bo o 20 jest wykład. Mimo że są to zajęcia nieobowiązkowe, przychodzi większość kursantów. Omawiamy teorię żeglowania i manewrowania oraz przepisy regatowe.
Początki mojej windsurfingowej "kariery" były trudne. - Mąż cię bije? - współczująco pytali znajomi, widząc siniaka pod okiem i pręgi na rękach. Niektórzy nie wierzyli, że uczę się pływać na desce. Deska była stara, żagiel za duży, a ja musiałam zdrowo pokombinować, aby zrozumieć, o co w tej zabawie chodzi. W ostatnie wakacje pomyślałam: umiem dopłynąć tam, gdzie chcę, nie wpadam co chwila do wody. Ale to jeszcze nie to. Postanowiłam zainwestować w instruktora. Wybór padł na Szkołę Zdrowia w Jastarni...
Dzień III: Ślizgowy Odlot
Od rana wieje regularna "czwóreczka" (wiatr o sile 4 stopni w skali Beauforta). Zakładamy trapezy - pasy z haczykiem, którym żeglujący wpina się w uchwyt na bomie, dzięki czemu łatwiej jest utrzymać żagiel, równocześnie odciążając ręce i kręgosłup. Z boku wygląda to efektownie - przy mocnym wietrze pędzi się odgiętym do tyłu, często dotykając plecami wody. Pływanie w trapezie wymaga wyczucia wiatru i deski. Przekonuję się o tym kilkakrotnie, kiedy wiatr niespodziewanie "zdycha". Przerabiam różne wersje wywrotek. A to do tyłu, wówczas żagiel leci na mnie, spadając mi na głowę i przytapiając, a to robię efektowny pad na żagiel... Po południu biorę sobie bardziej wyczynową deskę i inny niż do tej pory żagiel. - Będzie lepiej pracował - zapewnia Adam. Mamy ćwiczyć ślizg, czyli to, co windsurferom sprawia największą frajdę. Płynie się z dużą szybkością, jakby fruwając po falach. Rewelacja! Tego dnia wieczorem nie ma wykładu. - Zapraszamy na grilla, a potem na koncert - ogłasza kadra. Tego typu imprezy organizowane są na każdym turnusie Szkoły Zdrowia. Bawimy się do późnej nocy. Windsurfing to w końcu nie tylko pływanie...
Dzień IV: O Rekordach Przy Burzy
Rano Adam elektryzuje nas newsami o pogodzie. - Zapowiadana jest burza. Jeśli tylko dam wam znak, wszyscy natychmiast wychodzimy z wody. To nie żarty - węglanowe maszty ściągają pioruny. Zaczynamy ćwiczyć ósemki, robimy na przemian zwroty przez sztag i rufę. Nagle zaczyna lać. Adam daje znak - schodzimy. W plażowej knajpie wszyscy czekają, aż burza przejdzie. Po burzy zajęcia popołudniowe to trochę "wożenie się". Flauta, czyli cisza totalna. Sami prosimy instruktora o wcześniejsze zakończenie zajęć. -Pamiętajcie o wykładzie! - słyszymy. Pamiętamy. Temat ciekawy - sprzęt. Oglądamy różne deski - my pływamy na allroundowych (najbardziej uniwersalne, stabilne), dowiadujemysię, czym różni się freeride'owa (do jazdy swobodnej) od freestyle'owej (do ewolucji w stylu dowolnym), speedowej (do bicia rekordów szybkości) czy wave'owej (do jazdy po falach). Dyskusje sprzętowe trwają do późnej nocy...
Dzień V: Wodny Helikopter
Płyniemy na wyspę odległą 3 km od bazy. Na początek "halsówka" - żeglujemy zygzakiem, jako że idealnie pod wiatr płynąć się nie da. Następnie ćwiczymy tzw. helikopter - trik polegający na obrocie masztu z żaglem. Przy dynamicznym wykonaniu wygląda to efektownie. Po godzinie wpadania do wody zaczynam łapać, o co chodzi z rękami, ale plączą mi się nogi. Cóż, trzeba to będzie jeszcze dopracować...
Dzień VI: Dawka Emocji
Czas na egzamin. Rano wieżę oblegają ins-truktorzy oceniający pływających w pobliżu kursantów. Do egzaminu podchodzą ci, którzy chcą otrzymać patent Polskiego Stowarzyszenia Windsurfingu. W naszej grupce rezygnuje jedna osoba, reszta zdaje bez problemu. Po południu regaty. Po starcie wszyscy kombinują, jak być lepszym od innych. W pierwszym biegu ktoś się wywraca, inni na niego wpadają, słychać mocne słowa. Ja omijam kłębowisko ludzi i sprzętu, ale dryf spycha mnie na boję zwrotną. Muszę ją karnie okrążyć - tracę czas. W tej sytuacji dopada mnie peleton, do mety dopływam już w tłumie. Wieczorem na pożegnalnym spotkaniu zwycięzcy regat dostają upominki, ci, co zdali egzamin, patenty, a wszyscy wisiorki w kształcie windsurfingowej deski. Przy piwie obiecujemy sobie: jeszcze się spotkamy. Oczywiście na desce!
Polub nas na Facebooku!