TORUŃ

Co robić w weekend w Toruniu z dziećmi? 2 niezawodne atrakcje

Maria Brzezińska, 30.05.2014

Weekend w Toruniu z dziećmi: Muzeum Piernika

fot.: Maria Brzezińska

Weekend w Toruniu z dziećmi: Muzeum Piernika
Co dla dzieci jest najciekawsze w podróży? Raczej nie zabytki i piękne widoki. Aby odpowiedzieć na to pytanie, jadę z pięcio- i siedmiolatką na weekend do Torunia.

Planetarium

Jak wypadnie najbardziej znana atrakcja, której podczas weekendu w Toruniu, zwłaszcza dziećmi, nie wolno pominąć? Zanim nastąpi kluczowy punkt programu, czyli film wyświetlany na kopule Planetarium, zaglądamy na wystawę Orbitarium. Główny element, który od razu przykuwa uwagę, to sonda kosmiczna Cassini, tylko dwukrotnie mniejsza od oryginału. Jest mrok, zza sondy wydobywają się opary, migoczą czerwone punkciki i moje dziewczynki, które z rozpędu wbiegły do sali, stają z wrażenia jak wryte. Zaraz potem zaczynają się dziesiątki pytań, na które nie nadążam odpowiadać.

W tym samym czasie co my, weekend w Toruniu spędza (niejedna pewnie) szkolna wycieczka. W sali Planetarium robi się więc tłoczno. Przy każdym eksponacie trzeba czekać, przekrzykiwać co głośniejsze grupki, więc trudno utrzymać uwagę Zosi i Hani. Do tego na ramieniu ciężka torba z kanapkami, soczkami, wodą, a w rękach sterta kurtek – niestety, w Planetarium nie ma szatni. Z trudem, ale jakoś sobie radzę.

NA TEMAT:

Kiedy nadchodzi nasza kolej, stawiam dziewczynki na wadze i patrzymy: ile ważą na Ziemi, a ile na Księżycu. ­ Tyle co nic, unosiłybyście się jak balonik! – przekładam kilogramy na język dziecka. – A na Słońcu nie mogłybyście się ruszyć, pewnie nawet nóżki nie podniosłybyście do góry! Dziewczynki patrzą na mnie szeroko otwartymi oczami; widzę, że nie dowierzają. Na szczęście obok są ciężarki, obrazujące to, co przed chwilą pokazała waga. Ten „słoneczny” ani drgnie, nawet kiedy chwytają go cztery drobne rączki. Mój autorytet ocalony.

Niepostrzeżenie mija czas, zaraz rozpocznie się seans „Cudowna podróż”. Wchodzimy do sali z ogromną kopułą i siadamy w odchylonych do tyłu fotelach, tym razem z przedszkolakami. Robi się ciemno, słyszymy głos astronoma, który będzie wyświetlał dla nas kolejne planety i sterował naszą podróżą. Niebo nad nami rozświetla się tysiącem gwiazd. Nagle wszystko wiruje i pędzimy! Przedszkolaki piszczą wniebogłosy – patrzę na moje, czy się nie boją, ale na buziach uśmiech od ucha do ucha. Zosia wykrzykuje: – Ale super, ciociu! I jaka fajna muzyka! I tak lecimy przez gwiazdozbiory. Lądujemy na Księżycu, a potem na Marsie. Planeta nie wygląda przyjaźnie.

Kiedy osiadamy na dnie wielkiej niecki, a nad nami w czerwonej poświacie wznoszą się surowe, rdzawe urwiska, dzieciaki milkną. Potem lecimy w stronę Jowisza – ale na nim nie wylądujemy, bo to kłębowisko kolorowych chmur. Na Saturnie też nie da rady. A może na otaczającym go pierścieniu? No to spróbujmy – rety, to przecież... wirujące odłamki lodu! Od Słońca bucha gorąco – ale ten Wszechświat niegościnny. Wreszcie daleko przed nami wyłania się zielono-niebieska kula. Jest coraz bliżej i bliżej. Jak pięknie kwitną kwiaty, śpiewają ptaki i szumią drzewa. Jesteśmy na Ziemi.

Muzeum Piernika

Nadchodzi czas na zajęcia jeszcze bardziej praktyczne niż dotąd. Weekend w Toruniu nie może minąć bez wizyty w piernikarni! Opowiadam, jak to kilkaset lat temu tutejsze pierniki znane były w całej Europie, a piernikarze zazdrośnie strzegli swych receptur. Wchodzimy po skrzypiących drewnianych schodach do Muzeum Piernika. Wita nas mistrz piernikarski i ledwo zdążymy odwiesić kurtki, już zostajemy zagonione do pracy.

Co dla dzieci jest najciekawsze w podróży? Raczej nie zabytki i piękne widoki. Aby odpowiedzieć na to pytanie, jadę z pięcio- i siedmiolatką na weekend do Torunia, niniejszym otwierając nasz nowy dział – „Podróże z dziećmi”.

Pachnie kardamon z cynamonem, od imbiru aż kręci w nosie. Tu dolejemy miodu, tam powietrze zaprószy mąka, jeszcze chwila, jeszcze moment i już jesteśmy przy ogromnym stole, gdzie na każdego – i dużego, i małego – czeka pokaźna gruda brązowego ciasta. Wałkujemy, pędzelkiem wcieramy oliwę, po czym sięgamy po drewniane foremki, na których układamy piernikowe placki. Dociskamy mocno palcami, by ciasto wypełniło najdrobniejsze zagłębienia. Potem na tacę, zapamiętujemy, kto ma jaki piernik, do pieca i gotowe.

– Czekanie? Jakie czekanie, roboty co niemiara! – zagania nas czeladnik. – Proszę, tu mamy żarna, trzeba zmielić zboże, zaraz przyjdą kolejni aspiranci, a tu mąki brak! Ledwo zmielimy kilka garści, umyjemy ręce, a tu z pieca już wyjeżdżają pachnące wypieki. Każde dziecko dostaje wypisany piórem certyfikat, znajdujemy na tacy swoje ciastka i jeszcze gorące wrzucamy do torebek. Dokupuję kilka pierników i idziemy nad Wisłę. Kładziemy się na trawie, grzeje słońce, a w ustach mamy czekoladowo-korzenny smak katarzynek. Pytam dziewczynek: – Fajny ten weekend w Toruniu? – Taaak!

Polub nas na Facebooku!

Żaden utwór zamieszczony w serwisie nie może być powielany i rozpowszechniany lub dalej rozpowszechniany w jakikolwiek sposób (w tym także elektroniczny lub mechaniczny) na jakimkolwiek polu eksploatacji w jakiejkolwiek formie, włącznie z umieszczaniem w Internecie - bez pisemnej zgody TIME S.A. Jakiekolwiek użycie lub wykorzystanie utworów w całości lub w części z naruszeniem prawa tzn. bez zgody TIME S.A. jest zabronione pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.