WARSZAWA

W Warszawie powstał hotel dla pszczół. W planach są kolejne

Julia Zabrodzka, 21.09.2018

Królową pszczół oznacza się opalitką, czyli kolorową kropką

fot.: Julia Zabrodzka

Królową pszczół oznacza się opalitką, czyli kolorową kropką
Bractwo założyli nocą, przy pełni księżyca. Ale to spisek w szlachetnym celu. Członkowie Warszawskiego Bractwa Bartnego chcą, by pszczołom było w stolicy jak najlepiej.

– To co? Budujemy jeden duży hotel, takiego Radissona dla pszczół? Czy każdy sam robi mały? – Bartosz Świętek patrzy na dzieci zgromadzone w Pracowni Rój na warszawskiej Pradze.

– W mieście kosi się trawę, zbiera gałęzie, do tego jest mnóstwo betonu, więc dzikie zapylacze nie mają gdzie się schować. Warto zrobić im schronienie. Może wyglądać dowolnie, ważne, żeby wystawić je w maju – tłumaczy prowadzący. – Właśnie pod koniec tego miesiąca dzikie zapylacze, jak pszczoła murarka, zaczynają się mnożyć. Muszą mieć miejsce do gniazdowania, do złożenia jaj, taką bazę – ciągnie.

NA TEMAT:

A grupa podejmuje decyzję: będą budować razem. Dzieci nieśmiało wybierają odpowiednie kawałki drewna, ojcowie łapią za wiertarki, żeby zrobić dziury. – To jak z kolejką pod choinkę: najbardziej cieszy tatę – żartuje ktoś z sali. Na podłodze powstaje prostokąt z desek, w środku lądują nawiercone drewniane klocki. Przestrzeń między nimi dzieci wypełniają pociętą trzciną.

– W takiej słomce pszczoły składają jajko za jajkiem. Potem się wylęgają, zapylają. Domki trzeba wieszać po nasłonecznionej, południowej stronie. Pszczoły lubią mieć ciepło – tłumaczy Jerzy Kowalczyk, najbardziej doświadczony pszczelarz w bractwie. Po dwóch godzinach cięcia, wiercenia, układania i skręcania powstaje hotel dla dzikich zapylaczy. Zostanie na praskim podwórku, koło pracowni. – Niedawno prowadziłem warsztaty w Muzeum Etnograficznym – opowiada Bartosz po zajęciach. – Przyszło 25 dzieci i każde chciało zrobić swój domek. Wolę, gdy wszyscy pracują razem, jak dziś.

Warszawskie Bractwo Bartne
Daszek chroni lokatorów hotelu przed deszczem, fot. Julia Zabrodzka

Warszawskie Bractwo Bartne

Bartosz i Jerzy należą do Warszawskiego Bractwa Bartnego. Nazwa może być myląca, bo póki co zajmuje się ono pszczołami mieszkającymi w ulach. Marzenie o barciach wciąż czeka na realizację.

– Kiedy to się zaczęło? – pytam Jakuba Kozaka, współzałożyciela stowarzyszenia. – W nocy z 20 na 21 kwietnia 2016 r., w pełnię księżyca i imieniny Bartosza – odpowiada na jednym wdechu, a ja mam wrażenie, że żartuje. – To naprawdę była magia – przekonuje. – Miałem bilety na film „Łowcy miodu”, ale nie mogłem pójść. Oddałem je Bartkowi. Po filmie napisał, że ma pomysł i musimy się spotkać. Tej samej nocy postanowiliśmy założyć bractwo i napisaliśmy prawie cały statut. W Śnie Pszczoły, klubie, który prowadziliśmy, był wtedy koncert zespołu Ŝanĝo „Zmiana wibracji Ziemi”. Dla nas to była taka zmiana wibracji – w opowieści Jakuba wszystko składa się w całość.

Pszczoły w ich życiu były już wcześniej. – Któregoś dnia piliśmy kawę przed lokalem i spytałem Bartka, czemu właściwie w Śnie Pszczoły nie mamy pszczół. I tak w 2015 r. na terenie klubu pojawiły się ule. Rok później w siedem osób założyliśmy stowarzyszenie, dziś jest nas ośmioro. Prowadzimy pasiekę m.in. na dachu Teatru Powszechnego i na terenie gazowni na Woli – wyjaśnia Jakub.

– Nasze główne cele? Zwiększenie liczebności pszczół i edukacja. Robimy warsztaty, takie jak te dzisiejsze w Roju. Współpracujemy z Muzeum Etnograficznym, a także z Grupą Pedagogiki i Animacji Społecznej Praga-Północ – opowiada i dodaje, że podczas zajęć widać przemianę uczestników. – Na początku te praskie dzieciaki są całe na nie – to taki wiek, że w ogóle jest się „anty”. Nie ma mowy, jak ja będę wyglądał w tym kapeluszu! Ale gdy posłuchają trochę Jerzego, to się wciągają. Albo gdy mogą pogłaskać pszczoły na ramce. To jest zajawa! – kończy Jakub. A jego kolega dodaje: – Przed zajęciami jestem dla nich frajerem. A po dwóch godzinach mówią już „proszę pana”. Tak działają pszczoły.

Warszawskie Bractwo Bartne
Jerzy Kowalczyk prowadzi zajęcia dla pracowników PGNiG w pasiece na terenie gazowni na Woli, fot. Julia Zabrodzka

Pszczoły w wielkim mieście

– Każdego zachęcam do pszczelarstwa, ale trzeba się nim zajmować w mądry sposób. Nie wystarczy kupić ul, pszczoły, kombinezon i robić sobie w nim zdjęcia – Jerzy odpowiada jednemu z uczestników spotkania na Ząbkowskiej.

– Trzeba pamiętać, że to żywe istoty. A także o tym, że w mieście mieszka dużo ludzi. Musimy więc znaleźć miejsce, gdzie nie będziemy nikomu przeszkadzać – wystarcza jedno pytanie i Jerzy jest w swoim żywiole. W bractwie nazywają go mistrzem. Pszczelarstwem zajmuje się od dziecka.

– Miasto to świetne miejsce do trzymania uli. Pozyskuje się tu więcej miodu niż na wsi. W Warszawie można uzyskać czysty miód akacjowy. Gdzie indziej pszczoły poszłyby na coś kwitnącego na ziemi. A tu trawniki są koszone, więc pozostają im drzewa – kończy. – Ale mimo koszenia owady mają w stolicy dobrze – uspokaja później Jakub. – Pośród budynków jest cieplej, sezon zaczyna się wcześniej i trwa dłużej. Ludzie sadzą dużo kwiatów i drzew. Warszawa jest bardzo zielona – wylicza.

– A co nam dają pszczoły w mieście? – pytam na koniec. Jerzego dziwi takie stawianie sprawy: – A po co nam miasta? Przecież jesteśmy tu gośćmi, tak jak pszczoły. To klocki tego samego ekosystemu, co my.

Pracownia Rój

Siedziba bractwa, Pracownia Rój, mieści się na podwórku przy ul. Ząbkowskiej 3. Stowarzyszenie prowadzi też fanpage: www.fb.com/warszawskiebractwobartne/

Bractwo jest też współorganizatorem inicjatywy Otwarta Ząbkowska. www.otwartazabkowska.pl

Polub nas na Facebooku!

Żaden utwór zamieszczony w serwisie nie może być powielany i rozpowszechniany lub dalej rozpowszechniany w jakikolwiek sposób (w tym także elektroniczny lub mechaniczny) na jakimkolwiek polu eksploatacji w jakiejkolwiek formie, włącznie z umieszczaniem w Internecie - bez pisemnej zgody TIME S.A. Jakiekolwiek użycie lub wykorzystanie utworów w całości lub w części z naruszeniem prawa tzn. bez zgody TIME S.A. jest zabronione pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.