Porady

Kim jest cyfrowy nomada i dlaczego będziesz chciał nim zostać

Grzegorz Dzięgielewski, 25.04.2018

Nie dajcie sobie wmówić, że praca cyfrowego nomady to leżenie na plaży z laptopem

fot.: Arch. prywatne / www.LosWiaheros.pl

Nie dajcie sobie wmówić, że praca cyfrowego nomady to leżenie na plaży z laptopem
W sieci znajdziecie tysiąc porad, jak rzucić pracę w korporacji i wyruszyć dookoła świata. O wiele trudniej natknąć się na wskazówki, jak wrócić z długiej wędrówki i znaleźć sobie nowe miejsce na świecie. Historia Andrzeja Budnika pokazuje, że tych miejsc może być sporo i wcale nie trzeba dla nich rzucać pracy. Wystarczy zostać cyfrowym nomadą.

Raport instytutu Infuture Hatalska wskazuje, że za niecałe dwie dekady na świecie będzie nawet miliard cyfrowych nomadów. Liczba ta robi wrażenie i budzi niedowierzanie, szczególnie, że w Polsce to zjawisko jest wciąż niszowe. Coraz więcej ludzi mogłoby określić się w ten sposób, odbywają się pierwsze konferencje dla entuzjastów takiego stylu życia, ale wciąż dla wielu osób termin „cyfrowy nomada” brzmi tajemniczo.

Nieco łatwiej jest z już pojęciem „praca zdalna” czy też „praca z domu”. Nawet jeśli nigdy nie zarabialiśmy pieniędzy bez wychodzenia z własnych czterech ścian, zapewne znamy kogoś, kto nie bywa codziennie w biurze. Wystarcza mu biurko – to własne, domowe.

Cała zabawa polega na tym, że dzisiaj nie musi być ono już ani własne, ani domowe. Może być stolikiem w kawiarni w Rio de Janeiro, łóżkiem w plażowym bungalowie w Tajlandii, a nawet siedzeniem kampera zaparkowanego u stóp Dolomitów. Ważne tylko, by w tych pięknych miejscach był internet na tyle sprawny, by móc skontaktować się z szefem czy klientem. Nic dziwnego, że cyfrowy nomadyzm przypadł do gustu fanom podróżowania.

NA TEMAT:

Polska z drona

Kiedy od dronach słyszało się tylko w telewizyjnych relacjach z operacji wojskowych, Andrzej Budnik był wraz z Alicją Rapsiewicz w podróży dookoła świata. W Hongkongu zobaczył drona – tak po prostu do nabycia w sklepie – i postanowił, że sprawi sobie takiego po powrocie do Polski. Nie spodziewał się, że pilotowanie drona i tworzenie z jego pomocą materiałów filmowych to zajęcie sprzyjające łączeniu pracy z podróżami.

Oboje po powrocie z ponad czteroletniej wyprawy wiedzieli, że nie pojadą na kolejną przez długi czas. Ale czuli też, że niebawem zacznie ich „nosić”, a 26 dni urlopu na etacie może im nie wystarczać. Postanowili spieniężać swój „dorobek”, występując na festiwalach z opowieściami z drogi i zarabiać na swym blogu Los Wiaheros, jednym z najstarszych w podróżniczej blogosferze. Andrzej wrócił też do zajęcia sprzed wyjazdu, czyli tworzenia stron internetowych.

Zarobione w ten sposób pieniądze zainwestowali w profesjonalnego drona i ruszyli z nowym projektem dronowym – CrazyCopter. Ani się obejrzeli, a żyli już znowu w drodze – tym razem prowadzącej po Polsce, do kolejnych zleceń na zdjęcia z drona i filmy z perspektywy lotu ptaka.

Los Wiaheros
Dron w akcji, fot. Archiwum prywatne / LosWiaheros.pl

Samochód czy dom?

– Kiedy kupowaliśmy samochód, zależało nam, aby można było łatwo przerobić go na opcję sypialną. Jest zabudowany i nie rzuca się w oczy, więc można w nim nocować nawet w Krakowie w pobliżu Rynku Głównego, co w kamperze nie wchodzi w grę – opowiada Andrzej.

W swoim aucie dokonał kilku usprawnień, aby mieć dostęp do dużej ilości prądu z gniazdek 220V. To było konieczne do ładowania komputerów, jak i samych dronów. W ten sposób stali się samowystarczalni, choć Andrzej przyznaje, że chętnie odwiedzali także rozsianych po kraju znajomych, którzy służyli wsparciem logistycznym.

Niebawem okazało się jednak, że w polskich warunkach zdjęcia z drona można robić tylko przez ładniejszą połowę roku. Wraz z jej końcem zamówienia przestały się pojawiać. Nie był to jednak problem, gdyż tworzenie materiałów to nie tylko robienie zdjęć i filmów, ale też ich obróbka i montaż. Tym zaś można zająć się w długie, zimowe wieczory. Nie one zresztą takie znowu długie, gdy zimę spędza się w... Australii, Nowej Zelandii czy na Wyspach Kanaryjskich.

Los WIaheros
Samochód, dom i biuro w jednym, fot. Archiwum prywatne / LosWiaheros.pl

Work-travel balance

Na Antypodach Alicja i Andrzej zastosowali sprawdzony patent z samochodem-sypialnią. Podróżowali głównie po outbacku, więc wieczory, gdy nie było dokąd pójść, wykorzystywali na postprodukcję filmów. Pracowali też nad pozycjonowaniem swojej strony internetowej. Rejestrowali również samą podróż z myślą o przyszłych publikacjach, prezentacjach i warsztatach. W ten sposób byli w stanie pokryć część kosztów pobytu w drogich przecież krajach.

Zwykle jednak logika działania cyfrowych nomadów jest odwrotna. Finansowo wychodzi się na swoje, kiedy zatrudni się w bogatszym kraju, a mieszka tam, gdzie koszty życia są niskie. – Znam dziewczynę, która optymalizuje strony internetowe i jeździ rowerem po Ameryce Środkowej. Pracuje dla niemieckiej firmy i zarabia według tamtejszych stawek, więc wystarczy jej, gdy popracuje przez trzy dni w tygodniu – opowiada Andrzej.

Niekoniecznie jednak pieniądze są główną motywacją dla przyjęcia takiego stylu życia. Za europejską mekkę cyfrowych nomadów uchodzą Wyspy Kanaryjskie. Andrzej, który wraz z Alicją pojechał na kolejne zimowanie na Teneryfę, ocenia, że koszty życia są tam podobne jak w Warszawie. Z kilkumiesięcznego pobytu nie wróci się z plikiem zaskórniaków, jednak pozafinansowe benefity, jak łagodny klimat, bliskość oceanu i egzotyczna przyroda, są wystarczającą nagrodą za rezygnację z ciepłej posady.

Cyfrowy nomadyzm: oczekiwania vs rzeczywistość

Andrzej zwraca jednak uwagę na to, że wizerunek cyfrowego nomady, który spędza godzinkę w hamaku z laptopem, a przez resztę czasu cieszy się życiem na wakacjach to tylko medialna kreacja. Można zaaranżować takie prowokujące zdjęcie dla znajomych, jednak nie da się w taki sposób efektywnie pracować.

Opowiada, że podczas podróży dookoła świata przez pewien czas reperowali budżet, pracując zdalnie dla polskich firm z Tajlandii. – Szybko doszliśmy do wniosku, że musimy wynająć małe mieszkanie. W hostelu, gdzie z początku próbowałem pracować, ciągle ktoś przychodził i zagadywał. Było mnóstwo pokus, by zamknąć laptopa i pracę odłożyć „na później”. W miejscach, gdzie freelancerów i cyfrowych nomadów jest dużo, powstają centra coworkingowe, gdzie wynajmuje się biurko. Zyskuje się też dostęp do zaplecza i... współpracowników. Wystarczy tam rzucić pytanie, czy na sali jest jakiś grafik, by po chwili mieć nową osobę w projekcie – wspomina.

Przyznaje też, że choć lubi taki sposób łączenia pracy z podróżami, jest jego propagatorem i prowadzi facebookową grupę dla cyfrowych nomadów, nie chciałby w ten sposób funkcjonować non stop przez długi czas. Po dwóch „partyzanckich” sezonach dronowych, na kolejne miał już bazę w postaci mieszkania w Warszawie. Za to kolejną zimę zapewne znowu spędzi gdzieś w cieplejszych rewirach.

Więcej o cyfrowym nomadyzmie

Poza blogiem Andrzeja i Alicji – Los Wiaheros – sporo o cyfrowym nomadyzmie dowiecie się na blogach: Cyfrowi Nomadzi i The Blond Travels, specjalnej grupie na Facebooku, a także na organizowanych cyklicznie konferencjach „Tam Gdzie Chcę”.

Polub nas na Facebooku!

Żaden utwór zamieszczony w serwisie nie może być powielany i rozpowszechniany lub dalej rozpowszechniany w jakikolwiek sposób (w tym także elektroniczny lub mechaniczny) na jakimkolwiek polu eksploatacji w jakiejkolwiek formie, włącznie z umieszczaniem w Internecie - bez pisemnej zgody TIME S.A. Jakiekolwiek użycie lub wykorzystanie utworów w całości lub w części z naruszeniem prawa tzn. bez zgody TIME S.A. jest zabronione pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.