Żaden utwór zamieszczony w serwisie nie może być powielany i rozpowszechniany lub dalej rozpowszechniany w jakikolwiek sposób (w tym także elektroniczny lub mechaniczny) na jakimkolwiek polu eksploatacji w jakiejkolwiek formie, włącznie z umieszczaniem w Internecie - bez pisemnej zgody TIME S.A. Jakiekolwiek użycie lub wykorzystanie utworów w całości lub w części z naruszeniem prawa tzn. bez zgody TIME S.A. jest zabronione pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.
Wrocław: nowa wizytówka Polski. Za co wszyscy kochają to miasto?
Piotr Dugin, 9.02.2018
– A gdzie pan jedzie, jeśli można wiedzieć? – pyta mnie taksówkarz, kołując w okolicach warszawskiego Dworca Centralnego, gdy spieszę się na pociąg. – Do Wrocławia – odpowiadam. – Wrocław. Piękne miasto... Nigdy nie byłem, ale tak mówią.
Wszyscy lubią Wrocław. Nie mam w szufladzie wyników sondażu przeprowadzonego na poparcie tej tezy, ale poświadczyć mogą sami wrocławianie. Pokazując prawo jazdy policjantom na Pomorzu, wypisując polecony na poczcie w Warszawie, zawsze słyszę ochy i achy: „jakie piękne to miasto, sto mostów jest, rynek, i czemu to w Warszawie siedzi, takiej brzydkiej”. Zaznaczam, że podobnie jak pan taksówkarz, policjant ani pani z poczty zajrzeć do Wrocławia nigdy nie mieli okazji. Skąd ta sympatia?
Czy to świetny PR, strategia promocyjna oparta na podejmowaniu spektakularnych wyzwań? Starania o organizację EXPO, organizacja EURO 2012, wygrana tytułu Europejskiej Stolicy Kultury 2016 czy European Best Destoination 2018? A może to swego rodzaju efekt świeżości?
Wrocław jest młodszy od mojej babci. Ponad 70 lat temu zastąpił niemiecki Breslau. Co więcej, duża część Polaków odkryła go na mapie dopiero w 1997 roku. Z otchłani niepamięci przydryfował na fali powodzi stulecia, jawiąc się telewidzom jako „miasto heroina”, z oddaniem broniące bibliotek, gotyckich świątyń i uniwersytetu. Od tej pory ciągle i wszędzie Wrocławia pełno, i wróżę z fusów, że to dopiero początek. Wygląda na to, że to miasto skazane jest na sukces.
NA TEMAT:
Brama Wrocławia
Pociąg przecina Wrocław na pół, wlokąc się po ceglanym XIX-wiecznym wiadukcie kilka metrów ponad ulicami. Przejeżdżamy nad Świdnicką, główną ulicą Wrocławia, co oznacza, że podróż dobiega końca.
Jeśli traktować budynek Dworca Głównego jako wizytówkę miasta, to Wrocław zapowiada się nad wyraz spektakularnie. Potężne zamczysko w stylu późnego gotyku angielskiego z pięcioma okrytymi stalowo-szklanym ażurowym dachem peronami, to najbardziej okazały i najstarszy dworzec w Polsce. Po gruntownym remoncie pałacowe wnętrza odzyskały dawny blask.
Dzielnica Czterech Wyznań
Przydworcowy neon reklamujący nieistniejącą już popołudniówkę mruga zielonym światłem liter układających się w hasło „Dobry Wieczór we Wrocławiu”. „Dobry wieczór”, witam się z taksówkarzem, i proszę, by zawiózł mnie na ulicę Włodkowica.
Przyklejona do fosy i staromiejskiej promenady, schowana za neogotyckim gmachem Nowej Giełdy ulica to obok św. Antoniego jedna z niewielu, jakie zostały po żydowskiej części Breslau. Dziś miasto promuje ten kwartał jako miejsce czterech wyznań, dzielnicę tolerancji, z synagogą pod Białym Bocianem, cerkwią, kościołem ewangelickim i świątynią katolicką w bliskim sąsiedztwie. Dla mnie odrobinę bardziej frapująca jest koegzystencja licznych tu klubów i pubów z zakładami pogrzebowymi. Witryny z wymyślnymi urnami i tzw. odzieżą czarną okupują roześmiani studenci. Memento mori drodzy klubowicze!
Ulica św. Antoniego łączy się z pobliskimi, tworząc tu podobne do berlińskich pasaże, systemy połączonych ze sobą podwórkowych studni. Takie oficyny to środowisko wybitnie knajpolubne. Dlatego Pasaż Niepolda i bliska okolica stały się imprezowym zagłębiem Wrocławia.
W podwórzu, do którego dociera się wąskim przejściem, przy Kinie Nowe Horyzonty, działa popularna wrocławska knajpa i hostel Mleczarnia, w którym zamierzam się zatrzymać. Po szybkim prysznicu ruszam szlakiem klubowym. Na pierwszy ogień Bezsenność, później Das Lokal – miejsce niewielkie, acz idealne na późnonocne elektro-tańce.
Na pożegnanie z wrocławskim wieczorem serwuję sobie spacer wzdłuż Psich Bud, czyli ciągu kolorowych minikamienic otulających pierścieniem zachodnią część starówki.
Które muzea we Wrocławiu warto zobaczyć
Muzealna trasa biegnie wzdłuż miejskiej fosy i zaczyna się od Zamku Królewskiego, a właściwie jedynego ocalałego skrzydła – pałacu Spatgena. Breslau był siedzibą króla bardzo krótko, bo przez jedną zimę, ale to tu Fryderyk Wilhelm III odczytał odezwę, tak ważną dla Prus, w której wzywał do walki z wojskami Napoleona. Dziś w historycznym budynku znajduje się Muzeum Miejskie Wrocławia.
Lekcja historii odrobiona, czas zatem na ucztę architektów. Promenada staromiejska krzyżuje ul. Świdnicką z Operą, sławnym hotelem Monopol i wspaniałym domem handlowym Renoma (dawniej Wertheim). Z jego elewacji na przechodniów spogląda 100 głów przedstawiających fantazję rzeźbiarza na temat ludzkich ras świata.
Wreszcie docieram do Muzeum Architektury. Przykryte kołderką bluszczu ceglane mury pobenedyktyńskiego klasztoru kryją wystawianą w zdekonsekrowanym gotyckim kościele ekspozycję dotyczącą architektury Wrocławia. Skrzydło klasztoru z uroczym dziedzińcem jest natomiast miejscem wystaw czasowych.
Muzeum Architektury sąsiaduje z ASP, rotundą Panoramy Racławickiej i przeglądającym się w Odrze gmachem Muzeum Narodowego w stylu renesansu niderlandzkiego. Obok muzeum znajduje się Zatoka Gondoli. Za przystępną cenę można wynająć m.in. kajak lub łódź motorową. Wystarczy wziąć na pokład „małe co nieco” i można już kręcić ósemki na Odrze w cieniu katedralnych wież, liczyć mosty i odpowiadać na pozdrowienia mieszkańców.
Wrocławski Manhattan
Wrocław zawsze poddaje się ostatni. To cytat z piosenki Kazika „Mars napada”. Coś w tym jest: Wrocław vel Breslau przemieniony w sierpniu 1944 w Festung Breslau skapitulował dopiero po prawie trzech miesiącach oblężenia; Berlin poddał się cztery dni wcześniej. W 1945 roku 700 tysięcy mieszkańców Breslau pieszo opuściło miasto, podczas gdy ze wschodu już nadciągało 100 tysięcy nowych mieszkańców Wrocławia – Polaków. Jeszcze przed upadkiem miasta, szalonym rozkazem dowództwa twierdzy wyburzono ogromny kwartał śródmieścia pod zapasowe lotnisko.
Stoję właśnie na jego krańcu, przy Moście Grunwaldzkim. Obok mnie przewodnik oprowadzający wycieczkę szkolną opowiada bajdy, że to największy most wiszący w Europie. Może i lepiej, że dzieci wolą słuchać iPodów. Ale most, choć nie największy, rzeczywiście jest spektakularny i nie tylko przewodnikowi może podziałać na wyobraźnię. Zwłaszcza wieczorem, gdy ruch jest mniejszy, a światła iluminacji podkreślają linową konstrukcję.
Patrząc na wprost, rysuje się wrocławski Manhattan, rarytas dla miłośników moderny lat 70. To sześć wysokich wieżowców z charakterystycznymi przeplatającymi się balkonami, dzięki którym budynki zyskały sobie miano „Sedesowców”.
Przechodząc na plac Strzegomski, patrzę na budynek tymczasowej siedziby Muzeum Współczesnego. Przysadzisty betonowy walec z oknami o średnicy lufy działka przeciwpancernego był kiedyś schronem przeciwlotniczym. Od tematu wojny we Wrocławiu nie da się uciec. „Trudna przestrzeń” pisały gazety, „naznaczona cierpieniem” współczuli dyrektor Muzeum dziennikarze. Grube stalowe drzwi prowadzą do schronu. Każde piętro składa się z dwóch pierścieni, oddzielonych siatką i szerokimi na metr ścianami z szarego surowego betonu. Wygłuszone, odcięte od słonecznego światła koliste korytarze rotundy połączone są krętymi schodami. Po 10 latach rewitalizacji plan przystosowania budynku pod muzeum powiódł się: stworzono świetną przestrzeń do wystaw i działań artystycznych.
Szemrana dzielnica artystów
Nadodrze i Ołbin to całkiem spory obszar zabudowany wysokimi XIX-wiecznymi kamienicami czynszowymi, z brukowanymi ulicami, nad którym słabym światłem świecą zawieszone pomiędzy pierzejami latarnie. Od wieków dzielnicę zamieszkiwała uboższa ludność miasta, Nadodrze kojarzono z dresiarzami i wrocławskim półświatkiem. Ale dla koneserów klimatu choćby warszawskiej Pragi to może być całkiem urocza okolica. Od centrum dzielnicę oddziela tylko rzeka, dlatego coraz więcej młodych kupuje tu swoje pierwsze mieszkania.
W 2016 roku Wrocław był Europejską Stolicą Kultury. Projekt, jaki miasto musiało przygotować, by pokonać innych kandydatów, oparty był właśnie na kulturalnej aktywizacji i rewitalizacji Nadodrza, zapomnianej dzielnicy. Otworzyły się kawiarnie i pracownie młodych artystów. Władze zainwestowały olbrzymie pieniądze w remont sypiących się elewacji i podwórek, a miastu powiększyła się i tak już liczna grupa sympatyków.
Na koniec muszę jednak uprzedzić: czytanie o Wrocławiu jest jak czytanie przepisu na pyszne ciasto, zapowiada się wspaniale, ale trzeba go spróbować, by wiedzieć, czy nam smakuje.
Polub nas na Facebooku!
Zobacz również:
- Włodawa: co warto zobaczyć. Zabytki i letnia atrakcja Włodawy – Festiwal Trzech...
- Wiosenne festiwale i wystawy w Poznaniu: World Press Photo, Ukraińska Wiosna,...
- Kogut kazimierski: jak kogut stał się symbolem miasteczka nad Wisłą
- Tu wszystko kręci się wokół lnu! Odwiedź Muzeum Lniarstwa w Żyrardowie
- W Poznaniu powstanie park kulturowy
- Noclegi w Zakopanem droższe niż w Pradze, Barcelonie i Rzymie