Podlasie

Władcy Puszczy Augustowskiej. Podglądamy pracę bartników

Bartek Kaftan, 25.04.2017

Zlot bartników w Puszczy Augustowskiej

fot.: Julia Zabrodzka

Zlot bartników w Puszczy Augustowskiej
Słońce grzeje, trzciny szeleszczą cicho, nurt leniwie niesie kajak. Wydaje się, że nad Czarną Hańczą czas płynie wolniej. Są i tacy, którzy wierzą, że współpracą ludzi i pszczół da się go nawet zawrócić. Zobacz, na czym polega praca bartników w Puszczy Augustowskiej.

Karol, kończysz zatwór? – Chwila! – odkrzykuje chłopak i przymierza szczapę do otworu wyciętego w pniu. Ciągle za szeroka. Bierze siekierkę, podcina z obu stron. Obok Paweł ciosa oczkas, klin do zatykania oka, i żłobi w nim wejście dla pszczół. – Powinno być idealnie na wymiar, żeby szerszenie nie dały rady wcisnąć się do środka – wyjaśnia. Piotr maluje wnętrze roztworem propolisu, który ma zwabić rój. – I jak? – rzuca do Karola. Ten mierzy raz jeszcze, zatwór pasuje jak ulał. – Gotowe! – cieszy się. We trzech przetaczają pniak pod drzewo, wiążą zwisającą z bloczka linę. Piotr mocuje drugi koniec do pikapa, przekręca kluczyk, powoli rusza. Karol patrzy, jak kłoda unosi się w górę. To jego pierwsza. Puszcza Augustowska zyskuje właśnie nowego bartnika.

NA TEMAT:

Zdążyli na ostatnią chwilę. Jest początek maja, sosna pyli na potęgę. Roje obudziły się po zimie, niektóre szukają nowych miejsc na osiedlenie, najwyższy czas kończyć przygotowania.

– Pszczoły nie poczekają. Jeśli przegapisz odpowiedni moment albo popełnisz błąd, okazja do poprawy będzie dopiero za rok. Bartnicy pracują w rytmie przyrody, dostosowują się do niej – tłumaczy Piotr Piłasiewicz. Zajmuje się tym fachem od czterech lat. Przewodzi Bractwu Bartnemu zrzeszającemu miłośników dzikich pszczół głównie z Augustowa i okolic.

Dzień wcześniej wybieramy się razem na przegląd niektórych z barci i kłód bartnych, którymi się opiekują. Te pierwsze dzieje się (żłobi) w pniu, drugie zawiesza na drzewie. Zwykle w malowniczych zakątkach – na skraju poręb albo w miejscach, gdzie las jest bardziej świetlisty. Kłoda Karola zawisła na Sajenkach pod Augustowem, tuż obok dwóch płytkich jeziorek, które nazywa się tu sucharami.

Bartnicy
Piotr wiąże linę do pierwszej kłody Karola, fot. Julia Zabrodzka

Z Piotrem oglądamy pięć drzew bartnych w rezerwacie Kalejty. Idziemy do nich przez świerkowy bór, potem po poduchach mchu w dolinie rzeczki Dłużnianki. Piotr wydaje się zadowolony. Większość rodzin przezimowała w dobrym stanie. Jedną zaatakowały niestety czerwone mrówki, inną wyjadła kuna. Cóż, takie prawa przyrody.

Piotra cieszy za to ruch w barci na Królowej Wodzie. Dzień wcześniej widział, jak kręciło się przy niej kilka pszczół. – Pomyślałem, że może to zwiad. Najpierw mała grupka leci na przeszpiegi. Jeśli trafi na dogodne miejsce, stara się przekonać do niego resztę rodziny – wyjaśnia i sięga po telefon. – Słuchaj, masz pszczoły! – wesoło oznajmia koledze. Stoimy i patrzymy, jak owady uwijają się kilka metrów nad ziemią. Barć wtapia się w sosnowy bór, znać ją tylko po lekko wystającym z pnia oczkasie i obrysie zatworu. Wydaje się zrośnięta z lasem.

Bractwo Bartników w Puszczy Augustowskiej

Bractwo opiekuje się prawie 30 barciami i kłodami w Puszczy Augustowskiej. Tutejsze nadleśnictwa mają drugie tyle, kilkanaście jest w sąsiednim Wigierskim Parku Narodowym. Dawniej było ich więcej. Dokładnie 17 736 – tyle naliczono w 1827 r. w ówczesnym województwie augustowskim.

Fachem tym trudniono się tu co najmniej od średniowiecza. Barcie dziali już Jaćwingowie. Niewiele po nich zostało – kilka grodzisk, parę grobowców, trochę legend. Reszta zniknęła, gdy w XIII w. pokonali ich Krzyżacy.

Na kolejne 250 lat puszcza zmieniła się w bezludne ostępy – najpierw jako pogranicze wrogich sobie Państwa Zakonnego i Litwy, potem jako tereny łowieckie litewskich i polskich książąt i królów. Pierwsze osady – m.in. Augustów – założył w połowie XVI stulecia Zygmunt August. Do tego czasu władcami puszczy byli bartnicy.

Miód
Kawałek bartnego plastra, fot. Julia Zabrodzka

– Otrzymywali prawo wchodu – wyjaśnia Piotr. – Na jego mocy dziali na wyznaczonych terenach barcie. Z dokumentów wiemy, że istniały one nad puszczańskimi jeziorami Serwy czy Tobołowo. W pobliżu stawiali budy, czyli tymczasowe, letnie osady, a w nich banie – opowiada.

Ten zwyczaj przyjął się tu na dobre. Do dziś nad płynącą przez puszczę Czarną Hańczą stoją drewniane sauny, z których można wskoczyć prosto w chłodny nurt rzeki. Z czasem coraz bardziej zawadzały natomiast barcie. Prawa wchodu prowadziły do wielu komplikacji. Barć należała na ich mocy do bartnika, ale pień, w którym się znajdowała, do właściciela lasu, któremu nie wolno było wyciąć zasiedlonego przez pszczoły drzewa. Podobnie było z leśnymi jeziorami czy łąkami. W połowie XIX w. konflikty rozstrzygnięto jednym pociągnięciem pióra, znosząc statuty litewskie i likwidując prawne podstawy bartnictwa. Miód miał być odtąd wytwarzany w bardziej wydajnych pasiekach, drewnem zaś postanowiono gospodarować w sposób uporządkowany. Tym bardziej że ambitne przedsięwzięcie odmieniło właśnie oblicze leśnych ostępów.

Barciowisko

Nad jeziorem Necko w Augustowie panuje sielska atmosfera. Plażowicze wygrzewają się na piasku, spacerują po molo i promenadzie. Nagle przez gwar przebija się dźwięk myśliwskiego rogu, a potem warkot. Ludzie podchodzą zaciekawieni. Piły wyją, wióry lecą. Zaczyna się Barciowisko.

Barciowisko
Barciowisko czas zacząć! Fot. Julia Zabrodzka

W dorocznych zawodach na najlepszą kłodę zmierzy się kilkanaście dwuosobowych zespołów. To jedyna taka impreza w Polsce. Na początku można pomóc sobie piłą spalinową, ale resztę pracy trzeba wykonać tradycyjnymi narzędziami. Dla niektórych uczestników to nowość. – Najpierw drążycie piesznią, to ten długi trzonek z prostym dłutem. Potem pogłębiacie cieślicą, a na koniec wygładzacie wnętrze skobliczką, tą z okrągłym ostrzem na krótkiej rękojeści – Grzesiek robi przyspieszony kurs reprezentantom Nadleśnictwa Janów Lubelski, którzy będą dziać kłodę po raz pierwszy. On wykonał ich już kilka, wszystkie wiszą w Borach Stobrawskich na Opolszczyźnie. Do Augustowa przyjechał na zaproszenie Piotra, który przy okazji Barciowiska organizuje nieformalny zlot bartników.

Obok w drzewie dłubie Rafał z Kolska w Lubuskiem i Karol ze Starachowic. W parze z Pawłem, którego poznaliśmy w maju, pracuje Ivan. Przyjechał z Mińska, prowadzi portal o bartnictwie na Białorusi. Szacuje, że w kraju jest prawie tysiąc używanych jeszcze kłód.

Gdy zacząłem zajmować się tym fachem, pojechałem po naukę właśnie na Białoruś. Rozpytywałem o bartników, prosiłem, by pokazali mi kłody. Mamy wspólne tradycje – opowiada Piotr, gdy po zawodach wracamy do leśniczówki Buduk. To tu odbywa się bartniczy zlot. Rozpalamy ognisko, siadamy na polanie przed domem. – U nas zachowały się ostatnie ślady. Pszczoły w kłodach trzymał pan Niemkiewicz ze wsi Stanowisko, Piotrowi Szyryńskiemu z Posejneli została ostatnia kłoda z rodzinnej pasieki. Chciałem ją odkupić, ale się nie zgodził. „Sam musisz zrobić własną”, powiedział. Zaprowadził mnie do szopy, pokazał narzędzia i kawał drzewa. Zabrałem się do pracy. Szło powoli, w końcu poprosiłem o pomoc Pawła, we dwóch skończyliśmy kłodę na czas – wspomina.

Nazajutrz idziemy ją zobaczyć. Wisi na skraju lasu we Frąckach, tuż obok płynie Czarna Hańcza. Pod daszkiem z kory jakiś ptak uwił gniazdo. Rozgrzane powietrze pachnie żywicą, w leśnej ciszy słychać bzyczenie pszczół. Mieszkają tu od czterech lat. Przypominam sobie wczorajszą rozmowę z Rafałem. Wracaliśmy znad rzeki przez pole kwitnącej gryki. Opowiadał o kłodach, które wiesza u siebie w Kolsku. – Gdy idziesz przez las i widzisz swoją barć, jest w tym jakaś magia – powiedział. – Chodzi o to, żeby coś po sobie zostawić. A kłoda to taki pomnik jest.

Polub nas na Facebooku!

Żaden utwór zamieszczony w serwisie nie może być powielany i rozpowszechniany lub dalej rozpowszechniany w jakikolwiek sposób (w tym także elektroniczny lub mechaniczny) na jakimkolwiek polu eksploatacji w jakiejkolwiek formie, włącznie z umieszczaniem w Internecie - bez pisemnej zgody TIME S.A. Jakiekolwiek użycie lub wykorzystanie utworów w całości lub w części z naruszeniem prawa tzn. bez zgody TIME S.A. jest zabronione pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.