Żaden utwór zamieszczony w serwisie nie może być powielany i rozpowszechniany lub dalej rozpowszechniany w jakikolwiek sposób (w tym także elektroniczny lub mechaniczny) na jakimkolwiek polu eksploatacji w jakiejkolwiek formie, włącznie z umieszczaniem w Internecie - bez pisemnej zgody TIME S.A. Jakiekolwiek użycie lub wykorzystanie utworów w całości lub w części z naruszeniem prawa tzn. bez zgody TIME S.A. jest zabronione pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.
Szwajcaria Kaszubska. Co zobaczyć w sercu Kaszub?
Filip Niedenthal, 26.07.2018
W świetle zachodzącego słońca zasiadam do kolacji na tarasie. W dali, za pagórkiem, ostatnie promienie odbijają się w jeziorze. Zamawiam lampkę Chardonnay z winiarni Kumeu River Estate; u moich stóp pasą się owce, które lepiej strzygą nienaganny trawnik niż jakakolwiek kosiarka. Gdyby nie polskojęzyczna obsługa, mógłbym przysiąc, że znalazłem się w Nowej Zelandii. To wino, te owce, intensywność zieleni i woda dookoła. Ale to Polska, a konkretnie – Szwajcaria Kaszubska. Jak widać, nie tylko Mazury mogą uchodzić za jeden z najbardziej egzotycznych zakątków świata.
NA TEMAT:
Nowozelandzki klimat
Skojarzenie z antypodami nie jest przypadkowe. Kania Lodge, bo tak nazywa się hotel, w którym się zatrzymałem, to dzieło życia Nowozelandczyka Johna Borrella. Jako dziennikarz stacjonował m.in. w Wietnamie, na Bliskim Wschodzie oraz w Ameryce Łacińskiej; miłość do Polki sprowadziła go w połowie lat 90. do Sytnej Góry. Wtedy nad Jeziorem Białym stało kilka domków działkowych. Dziś na wzgórzu wznosi się Kania Lodge, z piętnastoma apartamentami i pokojami. Goście mają latem do dyspozycji kajaki, canoe, rowery, można też umówić się na jazdę konną.
Po całym dniu zwiedzania Szwajcarii Kaszubskiej, mnie wystarcza samo jezioro, z pomostem oraz pływającą platformą na wodzie. A dookoła... pusto, cicho – bosko. Jedno przepłynięcie jeziora tam i z powrotem i z czystym sumieniem mogę zasiąść do kolacji. Nie zamawia się z karty, lecz zdaje na Johna, który codziennie ustala menu i doradza, jakie wino najlepiej będzie pasować do potrawy. A jest z czego wybierać: za staranną selekcję ponad 250 win, amerykański miesięcznik „Wine Spectator” – największy autorytet w tej dziedzinie – przyznał Kania Lodge nagrodę Award of Excellence.
Jeśli wśród gości znajdą się sommelierzy, mogą umówić się na specjalną degustację, natomiast zwolennicy czegoś mocniejszego niech poproszą o kieliszek krystalicznej wódki, produkowanej pod nadzorem pana domu; trunek ten, przyrządzany według pradawnych receptur ze specjalnego gatunku ziemniaków cieszy się obecnie popularnością w najbardziej ekskluzywnych barach Londynu. Sam jednak odmawiam sobie wszelkich ekscesów – rano mam wyruszyć skoro świt, odkrywać uroki Szwajcarii Kaszubskiej.
W Kartuzach, gdzie zatrzymałem się na małe co nieco w kawiarni Perełka, pytam mieszkańców o miejsca lub rzeczy, które koniecznie powinienem zobaczyć. Odpowiedź na ogół brzmi: „Szymbark”. To tam turyści mogą robić sobie zdjęcia w domku do góry nogami (rzeczywiście, spoczywa na dachu) lub podziwiać najdłuższą deskę świata (36, 83 metrów). Perspektywa wyjątkowo ekscytująca, przyznaję, ale postanawiam najpierw przyjrzeć się kamiennym kręgom w Babim Dole.
Wokół Raduni
Na polanie w środku sosnowego lasu, nad brzegiem rzeki Raduni, mieści się cmentarzysko Gotów, którzy osiedlili się na Pomorzu w pierwszym wieku. Po kurhanach zostały już tylko porośnięte trawą muldy. Gdyby nie grupa studentów archeologii pracująca przy wykopaliskach, pewnie przeszedłbym tamtędy obojętnie. Dowiaduję się, że Goci przybyli tu ze Skandynawii, po czym ruszyli na południowy wschód.
Ja ruszam dalej piaszczystą drogą w poszukiwaniu Jaru Raduni – jak zapewniają mnie studenci, jest to jeden z najbardziej malowniczych punktów Szwajcarii Kaszubskiej. Chociaż uważnie wysłuchałem instrukcji, gubię się natychmiast, ale wiedziony wmówionym sobie kompasem wewnętrznym docieram wreszcie, przemokły i podrapany, nad wodę. Nie wiem, czy konkretnie tu mnie wysłano, ale jest pięknie. W głębokiej, gęsto zarośniętej kotlinie płynie szeroki strumień, a nad nim wisi spróchniała kładka. Panuje półmrok, tylko gdzieniegdzie na rwącej, rudawej tafli pojawia się kałuża złotego słońca. Bez dłuższego namysłu rzucam się do wody, następnie w kąpielówkach gramolę się na drugi brzeg i krętą, stromą ścieżką biegnę pod górę. Tam roztacza się przede mną widok na cały jar.
Szymbark i Wieżyca
Koniec zabawy, karnie jadę do Szymbarku, zwiedzić odwrócony domek. Podjeżdżam pod Centrum Edukacji i Promocji Regionu, w którego skład, poza wywróconą chatą oraz najdłuższą deską świata wchodzą m.in. „Dom Sybiraka” i rekonstrukcja sowieckiego gułagu. Sznur samochodów zarówno na drodze, jak i na poboczu, podpowiada mi, że ta przygoda będzie musiała niestety poczekać. A że w pobliżu znajduje się wieża widokowa – nomen omen – w miejscowości Wieżyca, mam możliwość po raz drugi tego dnia podziwiać Kaszuby z góry, a także odpracować tę sytą kolację.
U podnóża czytam, że Szczyt Wieżyca to najwyższe wzniesienie liczące 328,6 m n.p.m., najwyższe nie tylko na Kaszubach i Pomorzu, ale całej rozległej Nizinie Europejskiej od Uralu po Pireneje. Pech chce, że akurat zaczyna padać, ale nawet w taką pogodę warto się pofatygować. Dookoła faliste Pomorze, a w tle – czy to możliwe? – smuga Morza Bałtyckiego. Ogarnia mnie taki zachwyt, że dopiero gdy wieża zaczyna drżeć pod krokami wycieczki wspinającej się na górę, przypominam sobie, że przecież cierpię na lęk wysokości, i to poważny. Z zamkniętymi oczami udaje mi się dotrzeć na dół.
Muzeum Ceramiki Kaszubskiej
W Chmielnie, nad jeziorem Kłodno, czeka mnie wizyta w Muzeum Ceramiki Kaszubskiej. W środku, poza dzbanami, garnkami, talerzami oraz innymi wyrobami z gliny, znajduję Zygmunta Elasa – potomka rodu Neclów, którzy od dziesięciu pokoleń trudnią się garncarstwem. Pan Elas oprowadza mnie po salach, opowiada historie rodzinne, proponuje nawet lekcję na kole garncarskim. Na pytanie, czy w dzisiejszych czasach istnieje w ogóle jeszcze popyt na tego typu ceramikę, uśmiecha się. – Przy takiej ilości turystów, nie nadążamy z produkcją.
Wychodzę z błękitnym kubkiem. Tuż obok, nad samym brzegiem jeziora, mieści się knajpa Chëcz u Kaszëbë. Tu wreszcie mogę skosztować tradycyjnych kaszubskich potraw; decyduję się na rzucanki (placki z mięsem, pieczarkami i serem) oraz bulwe ze szpekom, czyli ziemniaka z boczkiem, a do tego kwaśne mleko. W sklepiku na dole mam do wyboru cały asortyment tabaki, łącznie z białym proszkiem adresowanym do młodzieży. Widząc moje zdziwienie, sklepikarz tłumaczy, że tabaka na Kaszubach bierze górę nad papierosami. Daję się namówić na małą szczyptę i, kichając całą drogę, wyruszam w dalszą podróż.
W drodze powrotnej do Kania Lodge zastanawiam się, kiedy ostatni raz się tak naprawdę zgubiłem? Okolicznościom sprzyja fakt, że co krok tracę zasięg. I w sumie co w tym złego? Po wstępnym ataku paniki zaczynam się tym stanem rozkoszować. Z czasem rozpoznaję jednak główną drogę, wiem, że trzeba skręcić w lewo, i pod pensjonat zajeżdżam w samą porę na kolację. Z ogrodu wita mnie beczenie, a z kuchni zapach jagnięciny.
Polub nas na Facebooku!
Zobacz również: