Żaden utwór zamieszczony w serwisie nie może być powielany i rozpowszechniany lub dalej rozpowszechniany w jakikolwiek sposób (w tym także elektroniczny lub mechaniczny) na jakimkolwiek polu eksploatacji w jakiejkolwiek formie, włącznie z umieszczaniem w Internecie - bez pisemnej zgody TIME S.A. Jakiekolwiek użycie lub wykorzystanie utworów w całości lub w części z naruszeniem prawa tzn. bez zgody TIME S.A. jest zabronione pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.
Borne Sulinowo. Najbardziej tajemnicze miasto w Polsce
Małgorzata Straszewska, 1.09.2019
To nie jest normalne miasto – pisał w 1995 r. na łamach »Gazety Uniwersyteckiej UŚ« profesor socjologii Jacek Wódz. – Jeśli prawdą jest, że w pewnych okresach koszarowano tam ponad 20 tys. żołnierzy, to nie ma się co dziwić, iż z urbanistycznego punktu widzenia Borne to nie miasto, a jedne wielkie koszary. (…) Dziedziczy cały układ przestrzenny po dawnej bazie wojskowej. Jakkolwiek osobliwie to brzmi, tak właśnie jest w istocie. Borne Sulinowo wyglądem nie przypomina żadnej polskiej miejscowości. Wcześniej mieścił się tu duży garnizon niemiecki, później wkroczyła armia radziecka i stacjonowała aż do 1992 r. (przez ostatni rok jako wojsko Federacji Rosyjskiej). Główna ulica – znana z rekordowej liczby znaków drogowych aleja Niepodległości – nosiła przedtem kolejno nazwy im. Adolfa Hitlera i Józefa Stalina. Obszerne dawne budynki koszarowe sąsiadują z „Leningradami”, charakterystycznymi blokami z wielkiej płyty. A wszystko to w wyjątkowo sielskich okolicznościach przyrody tuż nad jeziorem Pile.
NA TEMAT:
Cisza, spokój i dużo, dużo drzew, głównie sosen. Od zakończenia II wojny światowej aż do 1993 r. na mapach w tym miejscu nie było zupełnie nic. Dzisiaj mieszka tutaj około pięciu tysięcy ludzi. Pierwsi z nich zaczynali życie na zupełnie nieznanym terenie, który do tej pory formalnie nie istniał. Należał do innego państwa i owiany był tajemnicą. Wśród pierwszych osadników byli pracownicy Uniwersytetu Śląskiego, którzy w zamian za dzierżawę skrawka ziemi zaoferowali przeprowadzenie badań terenowych m.in. z zakresu nauk o ziemi, biologii, socjologii i psychologii. Powstał tutaj ośrodek naukowo-dydaktyczny. Wraz z naukowcami przybył tu Zbigniew Konieczny z Siemianowic Śląskich, dzisiaj właściciel pensjonatu Gościniec Rossija w wyraźny sposób nawiązującego do historii tych okolic.
– Najpierw zorganizowałem tutaj obóz jeździecki, przez przypadek odkryłem znakomite zaplecze w postaci stajni – opowiada. – Każdy, kto tu przyjechał, szukał nowego sposobu na życie. To specyficzne miejsce, nie istnieje tu właściwie żaden przemysł. Pan Zbigniew zauważył, że Borne ma duży potencjał turystyczny: czyste powietrze, wodę, dziką przyrodę i przede wszystkim niezwykłą historię. Postanowił kupić jeden z koszarowców i otworzyć pensjonat. Z jego inicjatywy powstał przewodnik „Borne Sulinowo z GPS po bunkrach” – w okolicy jest dużo fortyfikacji Wału Pomorskiego, czyli części wschodnich umocnień granicy III Rzeszy. Dzisiaj wśród jego gości są nie tylko przybysze z Polski i zagranicy, ale także dawni mieszkańcy radzieckiego garnizonu. Wraz z sąsiednimi pensjonatami organizuje przeróżne imprezy, np. pozorowane manewry wojskowe na byłym poligonie. – A kiedy uczestnicy wracają do miasta, legitymujemy ich przebrani za radzieckich oficerów – uśmiecha się. – Mamy sporą kolekcję mundurów.
Do radzieckiej przeszłości nawiązuje też restauracja Kafe Sasza prowadzona przez Ukraińca Aleksandra Piwienia, który pracował jako garnizonowy fotograf. Nadal równolegle wykonuje on swój zawód – gdy u jego żony zamawiamy obiad, a konkretnie solankę i pielmieni, akurat w sąsiedniej sali robi zdjęcia małemu chłopcu do dokumentów.
Przy restauracji działa też sklep z towarami zza wschodniej granicy. Jest tuszonka, szproty w oleju, marynowane pomidory. Ja kupuję kultową czekoladę Alionkę. W trakcie stacjonowania radzieckich wojsk w Bornem Sulinowie tego rodzaju produkty, niedostępne dla zwykłych obywateli PRL, cieszyły się ogromnym powodzeniem wśród mieszkańców okolicznych wsi. – Legendy o handlu z Rosjanami są trochę przesadzone – komentuje Dariusz Czerniawski, założyciel izby muzealnej w Budynku Kulturalno-Oświatowym i znawca historii Bornego Sulinowa. – Ale nie da się ukryć, że mimo oficjalnej niedostępności kontakty jak najbardziej istniały, zwłaszcza że choć teren należał do ZSRR, obowiązującą walutą był złoty. Poza tym potrzebni byli pracownicy techniczni, jak choćby elektrycy.
Niemcy, ZSRR, Polska
W powszechnej świadomości Borne Sulinowo kojarzy się głównie ze Związkiem Radzieckim. A przecież wielki kompleks Gross Born został wybudowany z inicjatywy rządu III Rzeszy. Sami na początku zastanawiamy się, spacerując po ogromnym, zrujnowanym Garnizonowym Domu Oficera (tak nazywał się w czasach radzieckich), w jakim stopniu jego imponująca forma i konstrukcja to dzieło Rosjan, a w jakim Niemców. We wzniesionej w latach 1934-36 reprezentacyjnej budowli mieściły się sale wykładowe szkoły Wehrmachtu, było tu również kasyno oficerskie. W wielkiej sali widowiskowej odbywały się oficjalne uroczystości. Później, za czasów radzieckich, obiekt pełnił funkcję centrum kulturalnego – było kino, teatr, sala koncertowa. – Czy przyglądaliście się dokładnie płaskorzeźbie nad wejściem od strony ulicy Chabrowej? – pyta pan Dariusz. – Za figurą żołnierza na koniu jest swastyka. A jeśli chodzi o rozróżnienie w mieście tego, co niemieckie, od tego, co rosyjskie, sprawa jest prosta: koszarowce o spadzistych dachach to dzieło III Rzeszy, a płaskie bloki to oczywiście ZSRR. Ale mamy tutaj charakterystyczny układ dla typowego militarnego miasta z czasów Hitlera. Koniecznie odwiedźcie kościół, drugiego takiego nie ma nigdzie indziej! Najpierw w miejscu dzisiejszej plebanii była niemiecka kantyna, potem Rosjanie dobudowali do niej kino. A Polacy stworzyli tu świątynię.
Izba muzealna prowadzona przez pana Dariusza to przede wszystkim hołd złożony jeńcom wojennym – w czasie II wojny światowej przez obozy rozlokowane w pobliżu Bornego Sulinowa przewinęło się ich ponad 50 tysięcy. Byli to żołnierze różnych narodowości: francuskiej, włoskiej, rosyjskiej, polskiej. Pozostało po nich mnóstwo pamiątek: rozmaite sprzęty własnej konstrukcji jak podgrzewacz czy obcinarka do papierosów, korespondencja, obiegowe pieniądze. Na mnie szczególne wrażenie robi lalka uszyta z obozowych ubrań. – Przez lata obecności armii radzieckiej nikt nie miał wstępu na ten obszar – mówi pan Dariusz. – Teraz odwiedzają nas potomkowie więźniów. Tę zabawkę przekazała mi córka jednego z nich.
Lipa i wojsko
Dziś jedynym śladem „przedwojskowej” historii Bornego Sulinowa jest niewielka ulica Lipowa prowadząca do malowniczego (zwłaszcza z lotu ptaka) półwyspu Głowa Orła na jeziorze Pile. Jej nazwa nawiązuje do wioski Linde (niem. Lipa), która znajdowała się tutaj, zanim zapadła decyzja o budowie garnizonu. Dzisiaj zresztą w herbie miasta widnieje właśnie to drzewo. Wieś Gross Born, od której niemiecki garnizon wziął swoją nazwę, leżała kilka kilometrów na południowy wschód. Obecnie nie ma po niej śladu. Niemcy wysiedlili ludność, by zbudować bazę będącą koszarami, zapleczem dla ogromnego poligonu i gdzie mogła działać szkoła artylerii Wehrmachtu. Właśnie tutaj stacjonowały jednostki dywizji pancernej generała Heinza Guderiana szykujące się do ataku na Polskę. Na terenie poligonu ćwiczyły zaś oddziały Afrika Korps pod wodzą feldmarszałka Erwina Rommla.
Na południowym krańcu kompleksu – kilkanaście kilometrów od Bornego Sulinowa – znajdowała się miejscowość Westfalenhof, w czasach radzieckich zwana Grodkiem. Dzisiaj znana jako osada Kłomino jest mekką fanów urbexu (eksploracji opuszczonych, niedostępnych miejsc). Na wyrost nazywana bywa polską Prypecią. W przeciwieństwie do terenów Bornego Sulinowa nie udało się jej zasiedlić. Z roku na rok burzone są kolejne budynki, obecnie ostało się ledwie kilka bloków, dwa częściowo zamieszkane koszarowce i garaż wojskowy.
Czarnobyl. Jak dostać się do miejsc niedostępnych dla turystów? WYWIAD
Gdy Armia Czerwona wkroczyła na tereny Gross Born, nie zastała na miejscu nikogo. Trudno powiedzieć dlaczego – może chodziło o to, by w razie czego kompleks pozostał nienaruszony i by można było ponownie go wykorzystać? Rosjanie docenili ten „prezent” i stworzyli jedną z najpilniej strzeżonych baz Północnej Grupy Wojsk, będącą największym zgrupowaniem radzieckich wojsk lądowych na terenie Polski. 25 tysięcy żołnierzy miało do dyspozycji poligon o powierzchni 18 tys. ha. Obecność Rosjan na tych terenach to jednak nie tylko garnizon. Około 12 km od Kłomina, nieopodal wsi Brzeźnica-Kolonia, znajdował się supertajny Obiekt 3002, czyli skład broni jądrowej wraz z koszarami. Dziś pozostała z niego jedynie opuszczona konstrukcja, całe wyposażenie doszczętnie rozebrano. Aby zobaczyć, jak wyglądał taki magazyn, trzeba pojechać na północ, do Podborska niedaleko Białogardu. Bliźniaczy Obiekt 3001 (jeden z trzech na terenie Polski) tam zachował się w niemal idealnym stanie. Działa w nim Muzeum Zimnej Wojny.
Nowe miejsce na mapie
W październiku 1992 r. z nieistniejącej już stacji kolejowej odjeżdża ostatni wagon z żołnierzami 6. Witebsko-Nowogródzkiej Gwardyjskiej Dywizji Zmechanizowanej. Przystosowanie obiektów wojskowych dla nowych, cywilnych mieszkańców stanowi nie lada wyzwanie. Data oficjalnego otwarcia Bornego Sulinowa to 5 czerwca 1993 r. 15 września obszar otrzymuje status miasta. Zaczyna się proces zasiedlania, mieszkańców przyjmuje ówczesna wójt sąsiedniej gminy Silnowo, Teresa Knopik. Telewizja emituje ogłoszenia zachęcające do przeprowadzki w nowe miejsce na mapie Polski. – Pamiętam, jak rok później pojawiła się pierwsza skrzynka pocztowa – mówi pan Dariusz, który pochodzi z Oleśnicy, wcześniej przez wiele lat mieszkał w Szwajcarii. – Wtedy poczułem, że naprawdę udało się coś niezwykłego.
Polub nas na Facebooku!
Zobacz również:
- Najlepsze smażalnie nad polskim morzem. Gdzie zjeść dobrą rybę? TOP 18 smażalni...
- Wiosenne festiwale i wystawy w Poznaniu: World Press Photo, Ukraińska Wiosna,...
- Kogut kazimierski: jak kogut stał się symbolem miasteczka nad Wisłą
- Tu wszystko kręci się wokół lnu! Odwiedź Muzeum Lniarstwa w Żyrardowie
- W Poznaniu powstanie park kulturowy
- Noclegi w Zakopanem droższe niż w Pradze, Barcelonie i Rzymie