Żaden utwór zamieszczony w serwisie nie może być powielany i rozpowszechniany lub dalej rozpowszechniany w jakikolwiek sposób (w tym także elektroniczny lub mechaniczny) na jakimkolwiek polu eksploatacji w jakiejkolwiek formie, włącznie z umieszczaniem w Internecie - bez pisemnej zgody TIME S.A. Jakiekolwiek użycie lub wykorzystanie utworów w całości lub w części z naruszeniem prawa tzn. bez zgody TIME S.A. jest zabronione pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.
Street food – jak to ugryźć? 10 porad, jak uniknąć Delhi belly
Kasia Boni, 8.01.2016
Moja pierwsza egzotyczna podróż: kilkanaście lat temu, do Indii. Przejęłam się ostrzeżeniami bliższych i dalszych znajomych. Nie jedz nic, co nie zostało usmażone! Nie kupuj świeżych soków! Broń Boże nie jedz na ulicy! Zarazki! Ameby! Malaria! Całą podróż spędzisz w toalecie!
Więc przez dwa miesiące jadłam zasmażany ryż w różnej postaci, chlebki naan i banany, a i tak nie ustrzegłam się przed Delhi belly (problemami żołądkowymi, które dotykają większość podróżników w tym brudnym mieście).
Rok później, w Chinach, nie miałam już żadnych oporów – na tony kupowałam pieczone bułeczki z mięsem, pierożki z krewetkami gotowane na parze i mocno przyprawione ujgurskie kebaby z jagnięciny. W Indiach ominęło mnie bogactwo smaków! Naprawiłam błąd – za drugim razem nie odwiedziłam żadnej konwencjonalnej restauracji (chyba, że za taką uznamy plastikowe stoliki rozstawione wzdłuż jezdni).
Street food dla początkujących
Wielu turystów po raz pierwszy kupuje „uliczne jedzenie” właśnie w Indiach lub Tajlandii. Oba te kraje mogą pochwalić się kuchnią, która pachnie tak, że ślinka cieknie do ust, a kiszki zaczynają grać marsza.
Fot. Shutterstock.com
Z reguły wygląda to tak: dziewiczy turyści lądują w Bangkoku, jadą na słynną ulicę Khao San i pomiędzy straganami z ciuchami, sztucznymi dredami i pirackimi płytami dostrzegają wózek z zamontowanym wokiem i butlą gazową. Nie planowali kupować jedzenia na ulicy. „Ale tak ładnie pachnie, OK, spróbujemy”. Ale jak? Czym? Podchodzą. Rozglądają się dookoła. Może ktoś akurat będzie zamawiał? Odchodzą. Znowu podchodzą. Palcem pokazują na leżący makaron. Zawsze uśmiechnięty Taj woła: „Pad thai?”. Teraz już nie ma wyjścia. Kiwają głowami. „Chicken, tofu, fish? – Niech będzie wszystko”. Śmieją się nerwowo, niektórzy natychmiast wyciągają aparat.
Po trzech minutach stoją z pudełeczkami pełnymi parującego makaronu. Mają szczęście – sprzedawca widzi, że to pierwszy raz. Sam podsuwa pokruszone orzeszki, cukier, ćwiartkę limonki. Daje nawet widelec zamiast pałeczek. Siadają na krawężniku obok wózka i już wiedzą, że wsiąkli na dobre. A to dopiero początek.
Poznawanie kraju od kuchni
Na ulicy jedli już starożytni Rzymianie. Biedniejsi przychodzili do tawern podgrzać własne jedzenie. Bogatsi zajadali się słodyczami, zupą z soczewicy, kiełbasami i naleśnikami. Na stojąco, na szybko (odwrotnie niż na słynnych rzymskich ucztach).
Dziś uliczne jedzenie kojarzy się raczej z Azją, Ameryką Łacińską, Afryką. Jeżdżąc tam, możesz zachowywać się jak ja w Indiach: bać się zarazków, myć zęby wodą z butelki i każdy posiłek popijać colą. Ale możesz też otworzyć sobie drzwi do świata smaków, lokalnych produktów, dostępnych na każdym kroku łakoci.
Fot. Shutterstock.com
Poznawanie kraju od kuchni ma głęboki sens – na chwilę dotykasz codziennego życia jego mieszkańców. Nie trzeba od razu porywać się na świńskie uszy, robaki, pieczone świnki morskie, grillowane pająki czy sfermentowaną soję. Można zacząć spokojnie – od zup, makaronów, placków, naleśników, zapiekanych w folii ryb, tacos, deserów z czerwoną fasolą, bułeczek, pierożków, kebabów, tortilli.
Dekalog smakosza:
- Szukaj kolejek – czyli jedz tam, gdzie jest dużo lokalnych mieszkańców. Oni wiedzą, co jest dobre, świeże i jakościowe.
- Jedz tam, gdzie jedzenie szykują na twoich oczach. Widzisz, jak jest podgrzewane, co jest do niego dodawane – wiesz, co jesz.
- Kupuj tam, gdzie szykują tylko jedną potrawę. To gwarancja smaku – kucharz osiągnął mistrzostwo w przyrządzaniu danego specjału. Poza tym, zazwyczaj składniki kupowane są z samego rana na targu, a kiedy się skończą, interes się zamyka. Tu nie ma miejsca na lodówki i zamrażarki, a rzeczy świeże nie leżą obok tych sprzed tygodnia.
- Plusem są rękawiczki i szczypce używane przez sprzedawcę.
- Miej przy sobie płyn antybakteryjny, którym możesz zawsze umyć ręce (nie licz na łazienkę).
- Zabieraj ze sobą własny widelec albo pałeczki – masz pewność, że będą czyste. Możesz też zawsze mieć paczkę chusteczek antybakteryjnych, żeby przetrzeć miejscowe sztućce i talerz.
- Jeśli masz wątpliwości, czy produkty są świeże, albo jeśli po prostu coś ci nie odpowiada – nie zmuszaj się do jedzenia.
- Jeśli wpadniesz w gastryczną paranoję – kup colę. Skoro oczyszcza gwoździe z rdzy, na pewno poradzi sobie z zarazkami w twoim brzuchu.
- Nie przejmuj się zatruciem. Tu nie ma żadnych reguł: możesz przez dwa tygodnie żywić się tylko na ulicy, pić wodę z kranu i nic ci się nie stanie, a rozchorujesz się np. po wizycie w niezłej restauracji. Największym grzechem jest zupełne zrezygnowanie ze street food po niewielkim zatruciu.
- Dla osłony (jeśli to możliwe) pij codziennie jogurt, najlepiej miejscowy wyrób na bazie mleka: w Indiach lassi, w Chinach małe słodko-słone jogurty sprzedawane w glinianych dzbaneczkach.
Polub nas na Facebooku!
Zobacz również:
- Beskid Śląski: Od kuchni
- Najciekawsze puby i restauracje we Lwowie. Gdzie warto zajrzeć?
- Gdzie zjeść w Nowym Jorku? W tej restauracji obiad musisz... złowić sobie sam!
- Obiad z ogniska. Co ugotować na biwaku?
- Podróżu-JEMY! Czyli 7. Targi Książki Kulinarnej
- Stolice Europy szlakiem street foodu. Skosztuj największych przysmaków!