Żaden utwór zamieszczony w serwisie nie może być powielany i rozpowszechniany lub dalej rozpowszechniany w jakikolwiek sposób (w tym także elektroniczny lub mechaniczny) na jakimkolwiek polu eksploatacji w jakiejkolwiek formie, włącznie z umieszczaniem w Internecie - bez pisemnej zgody TIME S.A. Jakiekolwiek użycie lub wykorzystanie utworów w całości lub w części z naruszeniem prawa tzn. bez zgody TIME S.A. jest zabronione pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.
Wyspy Zielonego Przylądka - dobry wybór na pierwsze spotkanie z Afryką
Materiał sponsorowany, 25.02.2020
Z Polski na wyspę Sal (największa wyspa Cabo Verde) przylecimy samolotem czarterowym bez przesiadki, a klimat spokoju i wyluzowania poczujemy już na niewielkim lotnisku. Nie spotkamy tu zabieganych ludzi, nie musimy przemierzać długich korytarzy, nie będziemy stać długo w kolejce po bagaż. Przywita nas za to ciepłe i dość suche powietrze – temperatura w czerwcu wynosi ok. 29 stopni Celsjusza, i wszechogarniający spokój. W oczekiwaniu na transport do hotelu naszą jedyną aktywnością prawdopodobnie szybko stanie się machanie do niewielkich grupek turystów, którzy co jakiś czas na pace auta prowadzonego przez mieszkańców będą nas pozdrawiać w drodze na objazd wyspy. Kilka dni później zapewne to my będziemy machać kolejnym turystom.
NA TEMAT:
Przywitanie z Afryką
Według ekspertów z portalu turystycznego Wakacje.pl Wyspy Zielonego Przylądka to dobry wybór na pierwsze spotkanie z Afryką, również na podróż z dziećmi.
– Z jednej strony poczujemy prawdziwie afrykański klimat, staniemy na pustyni, zobaczymy spaloną słońcem ziemię, rybaków łowiących ryby na pomoście czy kobiety z koszami na głowach. Jednocześnie spędzimy czas w hotelu o wysokim, europejskim standardzie, a do miasteczka bez przeszkód możemy wybrać się sami, bez przewodnika i czuć się bezpiecznie – mówi Klaudyna Fudala z Wakacje.pl.
To prawda, że wpływy europejskie, przede wszystkim portugalskie, czuć tutaj mocno, a jednocześnie na ulicach spotkamy wielu Senegalczyków, którzy przybyli tu z głębi lądu. Większość hoteli na wyspie Sal położona jest w pierwszej linii brzegowej, więc do szerokiej piaszczystej plaży będziemy mieli zaledwie kilka kroków. Żółty piasek miejscami przechodzi w czarny, tworząc niepowtarzalną mozaikę. Na plażach możemy po prostu odpocząć albo skorzystać z popularnych tutaj sportów wodnych lub wybrać przejażdżkę konno o zachodzie słońca. Wciąż jest tu stosunkowo niewiele hoteli i turystów, nie będziemy więc musieli szukać swojego kawałka plaży. Nic z tych rzeczy. Mimo że jesteśmy w Afryce, hotele mają bardzo wysoki standard, w wielu jest więcej niż jeden basen i aquapark, są zadbane i czyste. Bez problemu kupimy pobyt z wyżywieniem all inclusive, co na pewno się sprawdzi biorąc pod uwagę dostępność barów i restauracji w okolicy.
Poza tym, że jest tu pięknie, to jest też bezpiecznie i wygodnie. Sal jest niewielką wyspą, którą bez problemu zwiedzimy w jeden dzień. Na taką wyprawę śmiało możemy zabrać dzieci, które z pewnością będą zachwycone pustynią, gdzie przy odrobinie szczęścia dostrzeżemy zjawisko fatamorgany, czy bliskim spotkaniem z rekinami żółtymi. Tak, tak, te niewielkie stworzenia nie tylko można nakarmić, ale też poczuć, jak przepływają koło naszych nóg!
No stress…
W ciągu dnia i wieczorem można wybrać się do miasteczka i przyjrzeć się z bliska życiu mieszkańców wysp. Spokojni, wyluzowani, początkowo mogą wydawać się nieco zamknięci – zwłaszcza starsze pokolenie, które pamięta jeszcze czasy niewolnictwa. Do Santa Marii dojdziemy spacerem z hotelu lub podjedziemy bezpłatnym busem. Zanim dotrzemy do plaży i pomostu, na którym rybacy pozwolą nam podejrzeć swoją pracę przy oczyszczaniu ryb, przejdziemy dość szerokimi uliczkami pełnymi pamiątek, w tym rękodzieła. Wielu sprzedawców pochodzi z Senegalu, o czym na pewno poinformują nas rdzenni mieszkańcy Sal, próbując was przyciągnąć do swojego sklepiku. Możecie być pewni, że na początek dostaniecie w prezencie bransoletkę z napisem „No stress”. To hasło usłyszycie jeszcze dziesiątki razy, bo jest prawdziwym mottem Kabowerdyjczyków. Wieczorem warto wybrać się do miejscowego pubu i wypić z lokalsami ich ulubiony trunek – poncz. Wielu mówi po angielsku, wszyscy po portugalsku, więc chętnie zaproszą nas na nienachalną pogawędkę. Miejscowi wiedzą, że turyści są ich gwarancją pracy w hotelach i źródłem utrzymania, ale w rozmowie przy ponczu nie zobaczymy nieszczerości. Warto wybrać się na objazd wyspy i zobaczyć codzienne życie poza hotelem. Czas płynie wolno, spotkamy ludzi przechadzających się na bazarach czy siedzących na ławce przy domku-lepiance. To ta mniej dla nas, Europejczyków, przyjemna część tej wyprawy. Możecie być jednak pewni, że i oni powiedzieliby wam „no stress”…
Za tydzień wakacji na Wyspach Zielonego Przylądka zapłacimy już ok. 4000 zł z przelotem i pęłnym wyżywieniem w hotelu 4-gwiazdkowym. Większość Polaków wybiera rodzinny hotel Oasis Atlantico Belorizonte, położony bardzo blisko miasteczka Santa Maria. Jeśli szukamy hotelu nastawionego bardziej na dorosłych, idealnym wyborem będzie Melia Tortuga czy Clubhotel Riu Funana z opcją all inclusive Ultra 24h.
Polub nas na Facebooku!