Żaden utwór zamieszczony w serwisie nie może być powielany i rozpowszechniany lub dalej rozpowszechniany w jakikolwiek sposób (w tym także elektroniczny lub mechaniczny) na jakimkolwiek polu eksploatacji w jakiejkolwiek formie, włącznie z umieszczaniem w Internecie - bez pisemnej zgody TIME S.A. Jakiekolwiek użycie lub wykorzystanie utworów w całości lub w części z naruszeniem prawa tzn. bez zgody TIME S.A. jest zabronione pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.
Kuba otwiera się na świat? „Trzeba ją skleić na nowo – z emigracji i mieszkańców wyspy”
Rozmawiała Joanna Szyndler, 25.03.2016
Joanna Szyndler: Mówi pan, że turysta nie jest w stanie poznać prawdziwej Kuby? Co to znaczy?
Maciej Stasiński: Turystyka na Kubie od 40, 50 lat jest domeną dyktatury. Władza decyduje o tym, kto, gdzie i co na Kubie zobaczy. Turystyka jest gałęzią gospodarki i w pewnym sensie także oficjalnej ideologii. Tam nie jest się swobodnym człowiekiem, który robi, co chce. Turysta jedzie do kurortu, ma takie rozrywki, jakie zapewnia mu państwo. Jeszcze kilka lat temu zwykły Kubańczyk nie miał prawa wejść do hotelu dla cudzoziemców. To był apartheid! Wyizolowany świat, wydzielony dla luksusowej turystyki po to, żeby ściągać z niej gigantyczne pieniądze i sprzedawać obraz Kuby – szczęśliwej wyspy.
Ale przecież już od wielu lat można wynająć samochód, prywatne pokoje u Kubańczyków...
Od kilku lat tak.
Czyli poznanie Kuby na własną rękę jest już możliwe.
W ostatnich latach staje się możliwe. Istnieją prywatne kwatery, chociaż kontrolowane cały czas przez służby bezpieczeństwa. Można wypożyczyć samochód i podróżować po Kubie. Wszystko powoli się zmienia. Po nawiązaniu stosunków ze Stanami Zjednoczonymi napłynie kapitał amerykański i oferta turystyczna jeszcze się poszerzy. A już w tej chwili przedsiębiorstwa, także z Europy, przebierają nogami, by na Kubie inwestować.
Kiedyś słyszałam wypowiedź Bartosza Węglarczyka, że nie powinno się jeździć na Kubę, gdyż wspiera się tym samym reżim. Bardzo mnie to zaskoczyło.
Ja sam to pisałem w gazecie, ponieważ przez całe lata czy dekady pieniądze, które pani jako turystka zostawiała w kurortach, szły na utrzymanie nomenklatury, służb bezpieczeństwa i aparatu represji. Prosty Kubańczyk nic z tego nie miał.
Coraz więcej osób jeździ indywidualnie, wspierają prywatną działalność Kubańczyków.
Tak, tylko trzeba wyjść z kurortów, by liznąć trochę prawdziwej Kuby, a to wymaga więcej wysiłku.
A pamięta pan swoją pierwszą podróż na Kubę?
Oczywiście. To był 2001 rok.
fot. shutterstock.com
Czy Kuba z 2001 i z 2015 roku to ten sam kraj?
W skali mikro zmieniło się bardzo dużo. Prawie milion Kubańczyków żyje z drobnej przedsiębiorczości, z rodzinnych, małych biznesów. Zaczęli pracować na własny rachunek. Wciąż nie mają prawa założyć dużego przedsiębiorstwa i zatrudniać ludzi, ale członków swojej rodziny mogą. Dyktatura się zliberalizowała i pojawiły się nowe możliwości. Dwieście zawodów zostało „otwartych” dla prywatnej przedsiębiorczości. Dziś milion ludzi pracuje na swoim, a jeszcze 5 lat temu – 200 tysięcy. To duża zmiana. Ale zasadniczo życie na Kubie niewiele się zmieniło. Średnia płaca wynosi tyle, ile wynosiła – 20, 30$ miesięcznie. Istnieje obieg dwóch walut: jedna to twarda dywiza, która umożliwia chodzenie do peweksów, drugą płaci się w sklepach państwowych. Racjonowany jest olej, fasola, ryż. Represje i kary więzienia dla opozycji są, jak były. Wszelkie wolności obywatelskie są ograniczane. Dyktatura marzy od wielu lat, żeby pogodzić ogień z wodą, tzn. kontrolę i władzę nad społeczeństwem z kapitalizmem, który pozwoli tej nomenklaturze, ale też ludziom, żyć lepiej. Realizuje się politykę według chińskich wzorców. Ale to się nie uda. Ani nie ta skala...
... i nie ta mentalność...
... i nie ta mentalność, i nie to otoczenie. Z chwilą, kiedy puszczą lody dyktatury i policyjnego państwa, razem z wolnym rynkiem rozleje się demokracja. Nie będzie już sposobu na utrzymanie reżimu pod kontrolą. Zresztą cały świat czeka na koniec dyktatury. Nie tylko Amerykanie. Kuba to żyła złota, gdziekolwiek włoży się jednego dolara, wyjmie się dziesiątki.
Popyt jest ogromny.
Tak, wszystko trzeba odbudować: ulice, domy, miasta. Hawana jest zniszczona przez czas i zaniedbanie. Tam wszystkiego potrzeba, a niczego nie ma. Panuje gospodarka powszechnego i permanentnego niedoboru. A ponieważ zwornikiem politycznym i ideologicznym dyktatury jest Fidel Castro i jego klanowa nomenklatura, z chwilą kiedy on umrze (a ma już prawie 90 lat, jego brat – 4 lata mniej), nic już nie będzie w stanie utrzymać reżimu. On nie przetrwa po śmierci swojego założyciela i dożywotniego dyktatora. Notabene, już teraz pułkownicy, generałowie, oficerowie służb bezpieczeństwa i armii zajmują się miękkim lądowaniem w nowej rzeczywistości. Myślą, jak się tam urządzić. Ich dzieci często studiują za granicą. Wszyscy już wiedzą, że system dogorywa i przygotowują się na jego upadek. Czekają na informację o zgonie dyktatora.
Wiele osób mówi, że chce pojechać na Kubę, zanim wszystko się pozmienia, że to ostatni moment na podróż.
fot. shutterstock.com
Rzeczywiście to ostatnia szansa, żeby poznać tę Kubę ze skansenu, reżimu komunistycznego. W tej chwili Kuba jest krajem hybrydą, w przeddzień otwarcia się na zewnątrz. Z jednej strony wszystko jest zastygłe w czasie, zatrzymane w kadrze. A z drugiej strony kiełkują pędy nowego życia. Kubańczykom łatwiej się podróżuje, już nie muszą mieć pozwolenia na wyjazd. Oknem na świat są też ich rodziny na emigracji. A emigracja jest potężna, liczy prawie trzy miliony ludzi! Większość w Stanach, ale też w Meksyku, w Hiszpanii i Kanadzie. To pieniądze od rodzin pozwalają Kubańczykom wiązać koniec z końcem i pozwolą im przejść przez transformację.
A czego boją się Kubańczycy?
Przede wszystkim wciąż boją się represji, choć mniej niż w przeszłości. Nie boją się już sarkać, dyskutować, psioczyć albo nawet wrzeszczeć na przystanku, godzinami czekając na autobus, który nigdy nie przyjeżdża. Pewnie obawiają się też, co będzie, jak system się zmieni, bo nie wszyscy się w nim odnajdą. Ale wielu na pewno tak – dzięki swojej chęci do życia, przedsiębiorczości i energii. Bo to nie jest tak, jak niektórzy mówią, że Kubańczycy nie umieją pracować. Oni tylko nie mają ku temu warunków! Kiedy komunizm wreszcie upadnie, tym ważniejsza będzie pomoc rodzin na emigracji. Kubańczycy mieszkający poza Kubą wiedzą, na czym polega przedsiębiorczość i gospodarka rynkowa. Wiedzą też, co to znaczy demokracja. Ich powrót na wyspę będzie trochę jak łączenie NRD z RFN w 89 roku. Dwa państwa niemieckie, jedno pod dyktaturą i drugie wolne. Kubę trzeba skleić na nowo. Z emigracji i z mieszkańców Kuby.
Wierzy pan, że emigracja pomoże w transformacji. A ja mam wrażenie, że Kubańczycy na wyspie obawiają się tych spoza.
Nie, to są ich rodziny.
fot. shutterstock.com
Ale jest mnóstwo osób, które nie mają nikogo za granicą, mają za to puste kieszenie. Boją się, że lepiej od nich wykształcona i bogatsza emigracja wróci, a oni znowu zostaną na lodzie. Mówi się też, że wielu wracających będzie chciało zemsty. Wielu popierało embargo. Łączenie chyba nie będzie takie proste.
Nie, nie będzie. Nie ma róży bez kolców. Jest stara emigracja, taka bardzo zawzięta, której można się obawiać. Wiele osób jest ideologicznie zapiekłych i żądnych odwetu. Ale to najstarsze pokolenie, tzw. właściciele Kuby, którzy uciekli lub zostali wypędzeni w latach 60. To było 50 lat temu! Od tamtej pory, po pierwsze, wyrosło nowe pokolenie na emigracji, a po drugie – cały czas trwała emigracja młodych. Oni nie chcą odwetu, chcą żyć w normalnym, uczciwym kraju.
Wśród kubańskiej emigracji poparcie dla embarga maleje, a rośnie poparcie dla Obamy, który jest zwolennikiem jego zniesienia. Oczywiście to będzie trudny proces. Pojawią się spory, zawzięte dyskusje i być może dojdzie też do wyrównywania rachunków. Chodzi o to, żeby to zminimalizować. My mieliśmy ten sam problem. Padały pytania, czy po okrągłym stole zrobimy wspólne państwo, czy będziemy brać odwet na komunistach. Myślę, że społeczność międzynarodowa powinna Kubańczykom pomóc zbudować kraj na zasadach wolności, równości i demokracji. Bez odwetu, bez rozlewu krwi, broń Boże wojny domowej. Bardzo życzę Kubańczykom, żeby potrafili przejść suchą stopą przez to Morze Czerwone.
Maciej Stasiński - autor zbioru reportaży „Diabeł umiera w Hawanie”. Dziennikarz „Gazety Wyborczej”, od lat 80. korespondent barcelońskiego dziennika „La Vanguardia”.
Polub nas na Facebooku!
Zobacz również:
- Indie: to jest raj dla wegetarian
- Droga ważniejsza niż cel. Bea Uusma śladami tajemniczej wyprawy polarnej
- Smakowanie świata. Wywiad z Martą Dymek – autorką „Nowej Jadłonomii”
- Kuchnie świata - WIETNAM: Pho-to Story
- Ważniejsze jest wspólne przebycie drogi niż szczyt. Rozmowa z Piotrem...
- O poszukiwaniu skarbów opowiada Tomek Michniewicz