PERU

Peru: Kanion Colca zdobyty przez Polaków

Agata Winnicka, 6.04.2011

Indianie nie mogli uwierzyć, że śmiałkowie z Polski spłynęli ich Rio Colca

fot.: archiwum domowe

Indianie nie mogli uwierzyć, że śmiałkowie z Polski spłynęli ich Rio Colca
  W tym roku obchodzimy 30-lecie jednego z najważniejszych odkryć geograficznych XX wieku. W 1981 roku grupa śmiałków z Jurkiem Majcherczykiem na czele jako pierwsza dokonała eksploracji głębokiego na 4 km kanionu, spływając peruwiańską rzeką Rio Colca  

Prof. Arias, który jako pierwszy napisał o istnieniu Kanionu Colca twierdził, że zdobyć go mogą tylko „eksperci lub szaleńcy, którym sprzyjać będzie szczęście”. Do której grupy zaliczała się drużyna Akademickiego Klubu Turystycznego Bystrze, której Pan przewodził?

Jerzy Majcherczyk: Myślę, że po trosze do obu. Gdy dotarliśmy w rejon kanionu 13 maja 1981 roku, byliśmy dobrze przygotowani do tak trudnego zadania, choć nie do końca świadomi, co nas tam spotka. Zanim przybyliśmy nad Colcę, przez dwa lata spływaliśmy – często jako pierwsi – górskie rzeki Ameryki Północnej, Meksyku, Ameryki Centralnej i Ekwadoru. Na wielu z nich dostaliśmy okrutnie w kość. Podczas spływu Rio Pescado w Meksyku i Rio Pacuare w Kostaryce przez kilka dni przemieszczaliśmy się bez jedzenia i z pogruchotanym sprzętem. Muszę też wspomnieć Rio Marańon w Peru, rzekę-ogrom, którą przepłynęliśmy jak szaleńcy w porze deszczowej, w marcu, na fali powodziowej. Tam nasze szaleństwo zostało wynagrodzone głównie tym, że przeżyliśmy. Gdy po tym wszystkim stanęliśmy u wrót Colci, byliśmy zatem doświadczeni w pływaniu w najtrudniejszych warunkach i na dziewiczych rzekach.

NA TEMAT:

Tubylcy ostrzegali, że na dnie kanionu mieszka diabeł...

JM: Tym diabłem w kanionie są gejzery, które co pewien czas wybuchają z ogromną mocą i to one napędzały wieśniakom takiego stracha. Nam w trakcie spływu napędzało go zupełnie co innego...

Co wzbudziło wasz największy lęk?

JM: Wyzwaniem było już strome i długie zejście na dno kanionu – cały sprzęt i jedzenie na wyprawę załadowaliśmy na własne plecy oraz na muły wynajęte we wsi. Zwierzęta co rusz nam uciekały i zrzucały bagaże.

W trakcie spływu posuwaliśmy się bardzo wolno, a żywności i sił ubywało coraz szybciej. Przez pierwsze dni płynęliśmy, starając się zgrać z rzeką. Chciałem ją wyczuć, gdyż dla mnie rzeka to żywa istota – ma swój charakter, a także i kaprysy. Okazało się to prawie niemożliwe, ze względu na ogromny stopień trudności bystrzy i rozległe zwaliska głazów, które zmuszały nas do żmudnego przenoszenia kajaków i sprzętu. Do tego świadomość, iż jesteśmy odcięci od świata zewnętrznego, zdani sami na siebie... Już drugiego dnia spływu wywrócił się nam ponton, którym oprócz nas samych płynęły sprzęt i jedzenie. Dla mnie, jako kapitana to było ostrzeżenie, że może być jeszcze gorzej. Wtedy zrozumiałem, że skończyła się przyjemność płynięcia, a zaczęła walka o przeżycie. Straciliśmy jeden kajak, a drugi, połamany, posklejaliśmy taśmą. W końcu, rozdarte przez podwodny głaz, pękło dno w pontonie i utopiła się część sprzętu oraz resztki jedzenia... Nie wiedzieliśmy, czy wyjdziemy z tego żywi. Przy życiu trzymała nas jedynie modlitwa. Gdy jedenastego dnia spływu, kompletnie wycieńczeni fizycznie i psychicznie, natrafiliśmy na kilkudziesięciometrowe wodospady, nadaliśmy im imię Jana Pawła II. Ta nazwa obowiązuje do dziś, a do wodospadów prowadzą obecnie szlaki turystyczne.

13 czerwca przepłynęliście ostatnie kilometry rzeki. Jak wyglądało powitanie przez miejscowych? Co pociągnęło za sobą to dokonanie?

JM: Do Arequipy dotarliśmy po 33 wyczerpujących dniach od wyjazdu z tego pięknego i jakże nam pomocnego miasta. Byliśmy bankrutami. W kasie wyprawy mieliśmy niecałe dwa dolary, wszystko zabrały wody Colci. Ale wiedzieliśmy, iż dokonaliśmy czegoś wielkiego, że niebawem świat o tym usłyszy. I tak się stało. W Arequipe, Cuzco i Limie zorganizowano nam konferencje prasowe. Zostaliśmy nawet przyjęci na audiencji u Prezydenta Peru Fernando Belaúnde Terry. Prezydent był zaskoczony i zachwycony naszym odkryciem. Zakwaterowano nas w 5-gwiazdkowym hotelu i poproszono o napisanie relacji z tego wyczynu.I tak 13 grudnia 1981 roku ukazała się w Limie nasza pierwsza książeczka „In kayak through Peru”.Było to możliwe dzięki temu, że przez cały okres eksploracji kanionu systematycznie prowadziłem dziennik.

W 2008 roku postanowił Pan spłynąć

20-kilometrowy odcinek Rio Colci, którego nie udało się Wam zdobyć w 1981.

JM: Kiedy teraz na to patrzę, to cieszę się, że nie podjęliśmy się tego w 1981 roku. Myślę, że wtedy to by nas przerosło. Po wielu latach zdecydowałem się jednak na ten spływ, ponieważ chciałem, aby rzeka od początku do końca była zdobyta przez Polaków.

Czy ekspedycja Colca Condor przypominała Wasz pierwszy wyjazd?

JM: Nie, charakter tej wyprawy był już zupełnie inny. To nie była już studencka przygoda. Tym razem poza eksploracją przyświecały nam cele naukowe. W naszym spływie wziął udział m.in. geolog. Zabraliśmy ze sobą drogi sprzęt i codziennie prowadziliśmy specjalistyczne badania hydrologiczne i geologiczne.

Na spływ odcinkiem Cruz del Condor pojechał Pan z ekipą, w której skład weszli m.in. Pana trzej synowie... Czy to nie było szaleństwo?

JM: Tak określiła to moja żona. Kiedy usłyszała o naszym pomyśle, wzięła na stronę każdego z synów, by dowiedzieć się, czy to ja nie wymusiłem na nich udziału w ekspedycji...

Jaki był najtrudniejszy moment tej drugiej wyprawy?

JM: Los chciał, że najbardziej niebezpieczne zdarzenie miało miejsce w Dzień Ojca,

21 czerwca 2009 r. Tego dnia na rzece mało brakowało, a jeden z moich synów straciłby życie. Niesamowite jest to, że kilka dni wcześniej miejscowy szaman ostrzegł mnie przed takim niebezpieczeństwem.

Podczas tej szamańskiej ceremonii obecni byli wszyscy uczestnicy wyprawy poza tym właśnie synem. Wszyscy zostali „zaakceptowani” przez szamana do uczestniczenia w wyprawie. Zapytałem go, co mam zrobić z tym jednym nieobecnym uczestnikiem – szaman nie wiedział, że jest nim mój syn. Wtedy on poprosił mnie, abym dał mu jakąś rzecz czy część ubrania tej osoby. Na jego kombinezon szaman nasypał kilkanaście listków coca i pokropił napojem chicha. Następnie zwinął ubranie i mocno je przytulił do siebie. Po chwili wprowadził swoje ciało w pewien rytm kołysania, wsparty szeptaniem tajemniczych słów w języku quechua. Trwało to blisko pół godziny. Następnie usłyszałem takie zdanie (przetłumaczone z języka quechua na hiszpański przez jego syna): twój chory syn może wyzdrowieć do jutra i wziąć udział w wyprawie, mimo iż matka ziemia nie jest mu przychylna. Tylko jeżeli ty będziesz tego bardzo chciał, tylko twoja miłość do niego i twoje zasługi dla tej ziemi mogą go uratować. Ale ty musisz o tym zadecydować...Z tą decyzją zostałem do rana na dnie kanionu. Syn wziął udział w wyprawie i dzięki Bogu przeżył, ale co wtedy przeszedłem, wiem tylko ja.

Dzięki Waszemu odkryciu nad Kanion Colca przybywa obecnie prawie tylu turystów, co do Machu Picchu!

JM: Kanion przyciąga zarówno zorganizowane wycieczki, jak i turystów podróżujących z plecakiem. Dla pierwszej grupy przygotowano punkty widokowe na krawędzi kanionu. Dla drugich liczne trasy trekkingowe z możliwością noclegu w wioskach rozsianych w dolinie lub pod gołym niebem w kanionie. Istnieje także możliwość odbycia kilkugodzinnego komercyjnego spływu Rio Mahez, w którą przechodzi Colca po wyjściu z kanionu.

A jeśli komuś marzy się spłynięcie samym kanionem?

JM: Żeby wziąć udział w spływie pod opieką przewodnika, trzeba się legitymować konkretnymi umiejętnościami kajakarskimi i być przygotowanym na wydatek rzędu 3 tys. dolarów.

Rosnąca liczba turystów pociąga za sobą dynamiczny rozwój regionu, ale niekoniecznie w korzystnym dla Kanionu Colca kierunku...

JM: To moja największa bolączka. W dzikim i dziewiczym niegdyś kanionie buduje się obecnie mosty i drogi, które nie tylko

naruszają jego strukturę, ale niszczą siedliska kondorów – jednej z głównych atrakcji tego regionu.

W tym roku przypada-30 lecie Waszej wyprawy. Jak będzie świętowana ta data?

JM: Z tej okazji nie planuję hucznych obchodów. W okrągłą rocznicę pragnę jedynie zwrócić uwagę miejscowych oraz mediów na całym świecie na czarne chmury gromadzące się nad Rio Colca.Moim jedynym życzeniem jest zaprzestanie dewastacji środowiska naturalnego w obrębie odkrytego przez nas kanionu.

Polub nas na Facebooku!

Żaden utwór zamieszczony w serwisie nie może być powielany i rozpowszechniany lub dalej rozpowszechniany w jakikolwiek sposób (w tym także elektroniczny lub mechaniczny) na jakimkolwiek polu eksploatacji w jakiejkolwiek formie, włącznie z umieszczaniem w Internecie - bez pisemnej zgody TIME S.A. Jakiekolwiek użycie lub wykorzystanie utworów w całości lub w części z naruszeniem prawa tzn. bez zgody TIME S.A. jest zabronione pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.