Żaden utwór zamieszczony w serwisie nie może być powielany i rozpowszechniany lub dalej rozpowszechniany w jakikolwiek sposób (w tym także elektroniczny lub mechaniczny) na jakimkolwiek polu eksploatacji w jakiejkolwiek formie, włącznie z umieszczaniem w Internecie - bez pisemnej zgody TIME S.A. Jakiekolwiek użycie lub wykorzystanie utworów w całości lub w części z naruszeniem prawa tzn. bez zgody TIME S.A. jest zabronione pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.
Narty w Gruzji? W Gudauri poczujesz się jak władca stoków
Anna Alboth, 23.11.2016
O zimowej wyprawie na narty do Gruzji zdecydowały tanie loty. Z Polski można niskim kosztem dolecieć na Kaukaz w dwa miejsca: do Tbilisi albo do Kutaisi. Sam przelot kosztuje mniej niż dojazd samochodem do Austrii czy Włoch. Na miejscu też wydaje się o wiele mniej: tygodniowy karnet narciarski jest tańszy niż weekendowy w Alpach. Jeśli chce się zaoszczędzić jeszcze więcej, warto wynająć mieszkanie i gotować samemu. Wtedy koszty naprawdę stają się śmieszne. Za to jakie warunki jazdy! I widoki! I jedzenie na stoku!
Gudauri
Gudauri, wioska położona na wysokości 2000 m n.p.m., jest popularna wśród Gruzinów, Rosjan i Ukraińców. Ale w porównaniu ze znanymi europejskimi kurortami świeci pustkami. Dobrymi, nowymi wyciągami można wjechać powyżej 3200 m n.p.m. i jeździć kilkunastoma trasami o różnym poziomie trudności i łącznej długości 50 kilometrów. Kiedy świeci słońce, jest jak w bajce: widać Kazbek, jeden z najwyższych szczytów Kaukazu. A słońce świeci w Gudauri często. I śnieg na stokach zimą jest prawie zawsze.
Infrastruktura w Gudauri
Infrastruktura wokół tras też jest porządnie przygotowana: kilkanaście barów z gruzińskim jedzeniem, park śniegowy, w którym można próbować skoków na sankach, jazdy na snowboardzie i śnieżnych rowerach, jest wyciąg-taśma dla dzieci i masa atrakcji także dla tych, którzy nie jeżdżą na nartach. W słoneczny dzień sam wjazd wyciągiem może być atrakcją.
Kiedy moje córki mają dość nart, a ich tata wciąż jeździ, wsiadamy na wyciąg i „odwiedzamy” go na górze. Opalamy się, podziwiamy góry, lepimy bałwana, idziemy wszyscy razem zjeść obiad, a potem zjeżdżamy na dół wyciągiem albo na sankach. Sanki różnej wielkości można wypożyczyć w kilku miejscach w Gudauri.
A jeśli komuś adrenaliny mało, wybiera jedną z trzech dodatkowych opcji: leci paralotnią, wybiera się na zorganizowaną wyprawę narciarską poza stok albo leci helikopterem i zostaje zrzucony w dziewiczy śnieg. Instruktorzy paralotniarstwa pojawiają się na stoku w każdy weekend i można się z nimi dogadać: gdzie zacząć lot (z samej góry widoki są niezwykłe!), gdzie skończyć (np. w barze, w którym rodzina czeka z obiadem) i ile zapłacić. Ja od pierwszej chwili, kiedy widzę na niebie kolorowe skrzydła paralotni, marzę, by zobaczyć szczyty z lotu ptaka. Udaje mi się polecieć nie tylko za grosze, ale jeszcze w najbardziej słoneczny dzień naszego pobytu.
Fot. Anna Alboth
Gruzińskie apres-ski
Żeby złapać oddech od nart, wybieramy się na wycieczkę. Tylko 30 kilometrów od Gudauri leży Stepancminda – miasteczko, z którego wszyscy wyruszają do znanego z pocztówek klasztoru Cminda Sameba, a potem dalej na lodowiec i na szczyt Kazbek. Po drodze zatrzymujemy się na wysokości 2379 m n.p.m., w najwyższym punkcie tzw. Gruzińskiej Drogi Wojennej, która prowadzi z Tbilisi do granicy z Rosją. Taksówki zazwyczaj podwożą z parkingu w Gudauri pod wyciąg narciarski (to niewielki dystans) za 6 euro, a całodniowa wycieczka pełnym autem do Stepancmindy kosztuje tylko 20 euro. Taksówkarz czeka na miejscu, ile trzeba, podpowiada, gdzie kupić najświeższy lawasz i przynosi cukierki dla dzieci.
Z samą nazwą Stepancmindy są problemy. Bo przecież wszyscy mówią Kazbegi! Stepancminda pochodzi od imienia św. Szczepana, gruzińskiego mnicha, który założył tu niegdyś punkt poboru opłat za przejście górskim szlakiem. W czasach sowieckich nazwę zmieniono na bardziej „cywilne” Kazbegi, ale od 2006 r. stara nazwa oficjalnie powróciła na mapy.
Do malowniczego klasztoru niestety nie udaje nam się dotrzeć. Ścieżka jest kompletnie zasypana i nieprzejezdna nawet na sankach. Pozostaje więc spacer po szarym miasteczku, szaszłyki, chinkali i grzane wino, no i rozmowy z napotkanymi Gruzinami. O historii i zmianach nazw miejscowości... Wieczory w Gudauri spędzamy w barach, pijąc czaczę (czyli tutejszą wódkę), wznosząc toasty gruzińskim winem albo wygrzewamy się w bani.
Na narty w Gruzji dobrze wyjazd pojechać większą grupą – można się wtedy sprytnie zamieniać opieką nad dziećmi.
Fot. Shutterstock.com
Narty w Gruzji praktycznie
Z Polski do Gruzji latają linie Wizz Air (Katowice – Kutaisi, Warszawa – Kutaisi) i linie LOT (do Tbilisi). Z obu tych miast można dotrzeć do Gudauri marszrutką (z Kutaisi za 7-10 euro, z Tbilisi 5 euro), zorganizowanym busikiem (z Kutaisi 20 euro, z Tbilisi 10 euro) albo umawiając się bezpośrednio z kierowcą busa. My pojechaliśmy w 12 osób z Tbilisi, o bardzo niedogodnej godzinie, z nartami i wielkimi zakupami za niecałe 80 euro.
Gdzie spać w Gudauri
Noclegi w Gudauri nie są tanie. Najtańszy hostel kosztuje 22 euro za noc, ale ma niewiele miejsc i w sezonie nie ma szans na wolne łóżko. Przeciętny hotel jest w cenie 100 euro za noc. Ale coraz więcej Gruzinów wynajmuje swoje pokoje albo mieszkania przez portal Airbnb i to jest rzeczywiście dobra opcja. Można samemu gotować, a przy okazji mieć kontakt z mieszkańcami. Wychodzi ok. 20 euro za noc za osobę.
Co jeść
W Gruzji trzeba koniecznie spróbować szaszłyków, chaczapuri i pierogów chinkali. My zajadaliśmy się też lobio, czyli taką gruzińską fasolką po bretońsku, potrawami z bakłażana i sosem adżika z papryki, czosnku i orzechów włoskich.
Warto wiedzieć
W Gudauri w piątki i soboty między 20 i 22 otwarte są stoki na nocne jazdy!
Jeśli zamierzacie wynająć mieszkanie i sami gotować, lepiej zaopatrzyć się w jedzenie jeszcze w Tbilisi. Tam w supermarkecie kupicie wszystko, w Gudauri natomiast głównie alkohole i słodycze.
Przed kupnem biletów lotniczych warto sprawdzić warunki transportu nart: w różnych liniach wygląda to trochę inaczej i czasem za narty przyjdzie zapłacić więcej niż za tani lot. W zależności od tego, na ile dni się wybieracie – niekiedy bardziej opłaca się wypożyczyć sprzęt na miejscu, a do plecaka zabrać tylko buty.
Polub nas na Facebooku!
Zobacz również:
- Szklarska Poręba narty: Z Krakowa do Szklarskiej Poręby pociągiem lub autobusem
- Narty w Górnej Austrii. Tutaj poszusujesz z dala od tłumów
- Folgaria i San Martino di Castrozza. Zima w Dolomitach to nie tylko narty
- Na stoku bez tłoku! TOP 7 niedocenianych ośrodków narciarskich
- Szklarska Poręba narty: Jak dojechać do Szklarskiej Poręby samochodem [Mapy]
- Jak się ogrzać zimą? Sprawdzone sposoby, porady ekspertów