Żaden utwór zamieszczony w serwisie nie może być powielany i rozpowszechniany lub dalej rozpowszechniany w jakikolwiek sposób (w tym także elektroniczny lub mechaniczny) na jakimkolwiek polu eksploatacji w jakiejkolwiek formie, włącznie z umieszczaniem w Internecie - bez pisemnej zgody TIME S.A. Jakiekolwiek użycie lub wykorzystanie utworów w całości lub w części z naruszeniem prawa tzn. bez zgody TIME S.A. jest zabronione pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.
O czym śpiewa bambusowy las? Czyli dlaczego warto zabrać dzieci do Japonii
Aleksandra Merecz, 12.06.2018
Nasz prom powoli zbliża się do zielonej wyspy Miyajima. W oddali widać wielką cynobrową bramę torii, jeden z symboli Japonii. Wokół niej przechadzają się turyści. Jeszcze nie wiemy, że wieczorem, w czasie przypływu, nie będzie to możliwe. Woda zaleje bramę od dołu, dostać się do niej będzie można tylko łodzią. Ale dzieci czekają na coś innego.
Wychodzimy na brzeg, żar leje się z nieba. Malinka wybiega do przodu. – Jest, jest jelonek! – krzyczy podekscytowana. Tosia dostrzega drugiego i trzeciego. Bo Miyajima znana jest nie tylko ze świętej bramy, ale też ze swobodnie przechadzających się jelonków. Nie boją się nas. Wręcz przeciwnie – zjadają nam mapę i bez żadnych oporów próbują wyciągać rzeczy z torby. Tosia piszczy, Malinka się śmieje, a roczna Miłka niezupełnie wie, o co chodzi, ale jej się podoba. A to dopiero początek naszej podróży po Japonii. Przejedziemy środek i południe kraju, od wulkanu Aso na wyspie Kiusiu po Tokio – to 1500 km!
NA TEMAT:
Aso – wulkan, który dymi
Z drżeniem serca idziemy do wypożyczalni samochodów w Kumamoto. Stąd mamy ruszyć na wulkan Aso. Pożyczą czy nie pożyczą? Tyle się naczytaliśmy o problemach z polskim międzynarodowym prawem jazdy. Uff, pożyczyli. Chyba przez przypadek, ale nie wyprowadzamy ich z błędu.
Mamy ograniczony czas, więc szybko pakujemy się do białej toyoty i jedziemy w kierunku Aso, wulkanu o jednej z najrozleglejszych kalder na świecie. Mówiono nam, że nie da się do niego dotrzeć, bo drogi pozrywało ostatnie trzęsienie ziemi. Ale ryzykujemy, chcemy dojechać jak najbliżej.
Wspomagamy się dwoma GPS-ami – japońskim i tym w komórce. Mijamy wioski, w których uszkodzone i zapadnięte dachy ciągle jeszcze przykrywa niebieska folia. – Czy ci ludzie nie boją się tu mieszkać? – zachodzi w głowę Tosia. Kolejna droga zamknięta, kolejne zbocze góry, które zjechało w dół. To smuci, ale widoki gór i osnutego mgłą wulkanu w oddali zapierają dech w piersiach. Jeden zakręt, drugi, trzeci, co będzie za następnym? W końcu nie da się już jechać – dalej wstęp tylko dla naukowców i pojazdów naprawczych.
– Hej, dzieci! Słyszycie? – pytam. – Ale co? – dziwią się dziewczynki. – Tę ciszę – odpowiadam. Tu nie docierają turyści. Słychać jedynie koniki polne i ptaki. Jesteśmy my i natura. Wdech, wydech. A wulkan dymi.
Japonia jak z bajki
– Dlaczego my ciągle musimy się śpieszyć! – skarży się zdesperowana Malinka, gdy zdyszani wpadamy do punktu informacji w parku Moricoro. Co począć, zawsze chcemy zobaczyć tak dużo. W Moricoro, położonym na przedmieściach Nagoi, aż roi się od leśnych duszków, łącznie z naszym ulubionym Totoro.
Spóźniliśmy się, ale koordynator punktu życzliwie się do nas uśmiecha. Termin zwiedzania domku Satsuki i Mei, bohaterek filmu anime „Mój sąsiad Totoro”, udaje się przełożyć o pół godziny. Całe szczęście! To dokładnie tyle, ile potrzebujemy, żeby zabrać walizy, sprzęt do filmowania, wózek z Miłką w środku i niemal sprintem przemierzyć spory park.
Wreszcie docieramy do upragnionego domku i... wszyscy czujemy się jak w bajce. Jest tu nawet ogródek, w którym dziewczynki wykonują taniec, zupełnie taki jak w filmie. Jest też przystanek autobusowy, na którym w bajce czekał Totoro, a do tego zaczyna kropić deszcz. I dobrze, niech pada – gdy las się cieszy, to Totoro też.
Makaki z Kioto
– Mamo, spójrz, kocia kawiarnia, pójdziemy tam? – woła Tosia, gdy spacerujemy po Kioto. Po obejrzeniu filmików na YouTubie wie o miejscach, o których nie piszą w przewodnikach. Zachęceni przez Tosię idziemy. W środku Japończycy głaszczą koty, bo ponoć nie mogą trzymać ich w domach. Zwierzaki łaszą się i miauczą. Ale my przyjechaliśmy do Kioto dla małp.
Ruszamy dalej. Małpi Park Iwatayama jest tuż, tuż – za rzeką Katsurą, lecz czeka nas wspinaczka. Niezmordowana Malinka pierwsza dociera do makaków. A te chodzą sobie, gdzie chcą, ale nie należy się do nich zbliżać ani ich zaczepiać. Trzeba wejść do przygotowanej dla ludzi klatki (sic!) i karmić je ze środka. Makaki chętnie biorą od nas kawałki jabłka. Ale ile można je tak karmić?
Ruszamy jeszcze wyżej. Obserwujemy małpy, które wieszają się na drzewach i siedząc na trawie, iskają jedna drugą. Te małe wydają się łagodne, ale nie dajemy się zwieść pozorom i trzymamy dystans. Słusznie: gdy wracamy, przeżywamy chwilę trwogi. Tuż nad naszymi głowami makak rzuca się i wali pięściami w daszek. Strażnicy reagują szybko i przeganiają rozsierdzone zwierzę.
Zostawmy te małpy w spokoju. Czeka na nas tu jeszcze bambusowy las.
Bambusowy las
– Widziałaś kiedyś taką wielką trawę? – Tosia pyta Malinkę podchwytliwie. Ta otwiera szeroko oczy, bo trawa przewyższa niejedno drzewo. Zachodzące już słońce prześwieca pomiędzy łodygami. Ludzi coraz mniej. W bambusowym lesie jest chłodno i magicznie.
Zrywa się wiatr. Tego dźwięku nie chciałabym nigdy zapomnieć. Gibkie bambusy uderzają jeden o drugi, a ich rurki wydają klekot. – Oj, gdyby mieć taki las gdzieś w Warszawie... – wzdychają dziewczynki.
Być częścią tłumu w Tokio
Kioto to urok dawnej Japonii, a Tokio – magnes, który przyciąga trendy. Tradycja miesza się tu z nowoczesnością, porządek z chaosem. Każde wyjście z tokijskiego metra prowadzi do zupełnie innego świata. Kolejne miejsca dają nam do myślenia.
Przechodzimy, na przykład, przez przejście dla pieszych. Ale jakie! To jest właśnie „to” przejście w Shibuyi, z pasami przez środek skrzyżowania. Naszą uwagę przykuwa jednak tłum, który nie wiadomo skąd wciąż napływa.
Przechodzimy i my, by stać się jego częścią. Wtem na środku staje mężczyzna z biało-czerwonym szalikiem z napisem „Polska”. Dziewczynki cieszą się: – To Polak! Mężczyzna będzie na zdjęciach wszystkich, którzy siedzieli z aparatami w pobliskiej kawiarni. Grunt to znaleźć się w odpowiednim miejscu o odpowiedniej porze.
Jak podróżować po Japonii
Transport
Najlepiej podróżować pociągami Japan Railways, korzystając z JR Pass – biletu dla turystów z zagranicy na 7, 14 lub 21 dni. Uprawnia on do nieograniczonej liczby przejazdów po Japonii superszybkimi pociągami shinkansen (poza typem Nozomi) i do korzystania z sieci miejskich połączeń, w tym z promów. JR Pass trzeba zamówić jeszcze przed wyjazdem z Polski (www.japan-rail-pass.com).
Internet
W podróży z dziećmi warto mieć internet. Wi-Fi Walkera wypożycza się na min. 5 dni i za jednorazową opłatą (od 49 EUR) ma się internet zawsze i wszędzie w postaci transmitera Wi-Fi, do którego da się podłączyć kilka urządzeń. Można go zamówić razem z JR Pass.
Zwiedzanie Tokio
Najlepiej jeździć metrem, korzystając z karty Tokyo Subway Ticket (24h, 48h lub 72h). Warto kupić kartę już na lotnisku, bo w mieście sprzedaje ją niewiele punktów. Jest ważna jedynie na liniach sieci Tokyo Metro i Toei Subway, ale dzięki niej da się dojechać do większości ciekawych miejsc (www.tokyometro.jp/en/ticket/value/travel).
Prawo jazdy
Polskie międzynarodowe prawo jazdy jest w Japonii nieważne – Polska i Japonia ratyfikowały inne konwencje. Tylko raz, na prowincji, udało się nam wypożyczyć samochód. I to raczej przypadkiem.
Napiwki
W Japonii nie daje się napiwków! Dla kelnera czy taksówkarza próba wręczenia przez klienta napiwku to sytuacja niezwykle niezręczna i przykra. Nie róbmy im tego!
***
Więcej relacji z podróży rodziny Mereczów na: MereczOnTheGo.com
Polub nas na Facebooku!
Zobacz również:
- Walki kogutów w Indonezji. Krwawe przedstawienie na wyspie Sulawesi
- 15 kapitalnych miejsc w Azji Południowo-Wschodniej. Zdecyduj, gdzie spędzisz...
- Jak wygląda kurs gotowania w Laosie?
- TOP 10 atrakcji Tajlandii. Miejsca, których nie możesz przegapić
- Wyspa niespodzianek. 7 miejsc na Cyprze, o których pewnie nie miałeś pojęcia
- Katar znosi wizy dla Polaków