Żaden utwór zamieszczony w serwisie nie może być powielany i rozpowszechniany lub dalej rozpowszechniany w jakikolwiek sposób (w tym także elektroniczny lub mechaniczny) na jakimkolwiek polu eksploatacji w jakiejkolwiek formie, włącznie z umieszczaniem w Internecie - bez pisemnej zgody TIME S.A. Jakiekolwiek użycie lub wykorzystanie utworów w całości lub w części z naruszeniem prawa tzn. bez zgody TIME S.A. jest zabronione pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.
Wyspa Borneo jest jak inna planeta. Tutejsza przyroda zapiera dech w piersiach
Anna i Piotr Mojżyszkowie, 13.02.2017
Zobaczymy jakieś węże? – pytamy, przechodząc po drewnianym mostku wiszącym nad brązową rzeką. – Actually… Będziemy mieć szczęście, jeśli zobaczymy jakiegoś – odpowiada Nicolas, nasz przewodnik. Idziemy do Camp 5, obozu w środku gęstej dżungli, gdzie mamy spędzić dwie noce. – To może jakieś małpy albo ptaki? – Actually… – poznajemy ulubione słowo Nicolasa – zwierząt jest tu bardzo dużo, wśród nich sporo gatunków endemicznych. Niedźwiedzie malajskie, orangutany, dzikie świnie, żaby, mrówki, insekty, ptaki. Do tego przeróżne paprocie, grzyby, mchy, orchidee. Pewnie zobaczymy coś ciekawego, ale to nie takie proste. Większe szanse są w nocy!
Rozglądamy się, przystajemy, sprawdzamy i nic. Minęliśmy tylko 30-centymetrowego patyczaka wiszącego na tabliczce wskazującej drogę do obozu.
Park Narodowy Gunung Mulu
By dostać się do parku Mulu, wsiadamy w Miri w nieduży samolot. Stewardesa częstuje nas sojowym napojem, a my przyklejeni do szyby obserwujemy z góry ogrom zieleni poprzecinany nitkami mulistych o tej porze roku rzek. Zupełnie płaski z początku las zaczyna łagodnie falować, aż wreszcie z tych pagórków wyrastają potężne ściany gór.
Jesteśmy na miejscu. Lotnisko to niewielki budynek z pięknie rzeźbioną bramą. Jest początek monsunu. Siadamy, wdychamy duszne kwiatowe powietrze i wpatrujemy się w góry. Nie widać nawet kawałka gołej skały, wszystko jest dokładnie pokryte dywanem drzew, krzewów i porostów. Leje jak z cebra, z małymi przerwami na słońce. Mokniesz, za chwilę wysychasz i zaraz znów przemakasz.
Park Narodowy Gunung Mulu leży w malezyjskiej części wyspy Borneo i w 2000 r. został wpisany na listę UNESCO. Teren zachwyca badaczy. Wciąż odkrywane są na tym obszarze nowe gatunki fauny i flory. Jest tu las deszczowy, nizinny, są bagna, torfowiska i wysokie góry – najwyższy szczyt to Gunung Mulu (2377 m n.p.m.). Znajdziemy tutaj też największą komnatę jaskiniową na świecie – Sarawak Chamber, czy najdłuższą jaskinię w Azji Południowo-Wschodniej – Clearwater Cave.
Jaskinia Jelenia
W ciągu najbliższych pięciu dni chcemy zobaczyć Pinnacles, czyli wysokie wapienne iglice wyrastające wprost z dżungli, oraz słynne na cały świat jaskinie. Park jest jak mokra zielona gąbka. Rzeki, bagna, jeziorka, wodospady – nie dałoby się wśród nich przemieszczać, gdyby nie sieć drewnianych kładek ułożonych w tematyczne trasy. Część z nich można pokonać samodzielnie, ale na te prowadzące głęboko w dżunglę wolno wchodzić tylko z przewodnikiem.
– Deer Cave to największe na świecie przejście jaskiniowe – mówi Sentan, nasz przewodnik, wskazując na wyłaniające się z gąszczu białe strzeliste skały. Wchodzimy do Jaskini Jelenia. W nozdrza wdziera się zapach „perfum z Mulu”. Guano trzech milionów nietoperzy jest wszędzie. Zanurzamy się w wielką czeluść. Gigantyczna komnata jest długa na dwa kilometry. W przyjemnym podziemnym chłodzie i ciszy przechodzimy na drugą stronę góry. Nasze zachwyty zagłusza huk podziemnej rzeki. – Po zawaleniu się stropu powstał tu teren nazwany Rajskim Ogrodem – opowiada Sentan.
Czekając na nietoperze
Gdy wychodzimy z jaskini, uderza nas gorąco. Las tętni życiem. Zbliża się czas wielkiego widowiska. Codziennie między 16 a 18.30 14 gatunków nietoperzy wylatuje z jaskini na kolację i przesłania prawie całe niebo. Dziś szanse są marne, bo zaczęło padać, ale siadamy na drewnianych ławkach. W ciszy i skupieniu czekamy.
Nagle jeden z przewodników wskazuje na niebo. Chyłkiem wyleciały z groty dwie grupy nietoperzy. Podobno każdy osobnik zjada codziennie pięć do dziesięciu gramów owadów. Ile guana zostawiają codziennie trzy miliony nietoperzy? Możemy sobie tylko wyobrażać.
Powrót to prawdziwy spektakl. Rozpętała się tropikalna burza, jest zupełnie ciemno. Przemykamy kładkami oświetlanymi przez kolejne błyskawice. Wszystko zjawiskowo pachnie, a błyski wydobywają najdziwniejsze kształty. Wyobraźnia pracuje.
Nocny marsz
Żeby zobaczyć Pinnacles, potrzebny jest czas. Z siedziby parku ruszamy w dwugodzinny rejs łodzią. Potem długi spacer przez las do obozu Camp 5. Znów idziemy w ulewie.
– Najlepszym strojem w tropiki jest strój piłkarski, a nie kurtki z membraną – wyjaśnia nam roześmiany Nicolas, który się tu wychował. – Koszulka, spodenki, proste plastikowe buty, wszystko wysycha w mgnieniu oka. A na pijawki przydają się piłkarskie skarpety za kolano – dodaje.
Po kolacji idziemy na poszukiwania. Naszym przewodnikiem po nocnym życiu dżungli jest strażnik parku Henry. Brodząc boso w kałużach, co chwila wskazuje jakieś świecące punkty. Na biało jarzą się oczy pająka, na czerwono oczy ćmy. Mały, zielony, zwinięty w kłębek wąż odpoczywa na krzaku, jadowity parecznik wspina się po drzewie.
– Słyszycie to dziwne buuu buuu? – pyta Henry. – To nie ptak, tylko żaba. Jest nieduża, ale jej głos brzmi basowo. To dlatego, że schowała się w dziupli.
Nagle Henry zrywa się i biegnie w krzaki. – Chodźcie szybko! – woła. Na brzegu strumyka siedzi Megophrys nasuta, żaba w Polsce zwana narożnicą nosatą. Zwraca do nas swoją dużą kanciastą głowę. Jakiej uważności trzeba, by dostrzec tak zachwycające rzeczy.
Słynne Pinnacles na wyspie Borneo
Około trzeciej w nocy przestaje padać. Ruszamy o świcie. Idziemy małą grupką – sześć osób i dwóch przewodników. Do przejścia mamy niecałe trzy kilometry, ale z obozu do punktu widokowego musimy pokonać 1200 m przewyższenia. Śliskie korzenie i ostre jak brzytwa kamienie zwalniają tempo wspinaczki. Kilka lat temu pracownicy parku skuli nieco kamienie na szlaku, by nie rozcinały butów i skóry, ale niewiele to pomogło.
W końcu docieramy do pierwszej drabinki. Przed nami jeszcze 15. Idziemy gęstym, roślinnym tunelem, który osłania nas przed piekącym słońcem. Wreszcie po dwóch i pół godziny czuć powiew wiatru. Wychodzimy na skalną półkę i nagle otwiera się ogromna przestrzeń, robi się jasno. Przed nami rozciąga się tropikalny las, z którego strzelają w niebo stalowoszare miecze.
Stoimy zapatrzeni. 45-metrowe wapienne iglice w kontraście z delikatnie pofałdowaną zielenią robią ogromne wrażenie. Rozsiadamy się w cieniu, wyciągamy wodę, kanapki – wiatr delikatnie chłodzi. Chłoniemy powietrze, delektujemy się widokiem.
– Trzeba już ruszać, actually… – ponagla Nicolas ze słuchawkami w uszach. Wszedł na Pinnacles niezliczoną ilość razy i wygląda na nieco znudzonego.
Popołudniami często pada, wtedy droga powrotna robi się niebezpieczna, bo szlak zamienia się w błotną rzekę. Schodzenie to istna męka. Zaliczamy kilka lądowań z telemarkiem i po niecałych trzech godzinach jesteśmy na dole. Kąpiel w krystalicznej rzece Melinau płynącej nieopodal obozu dodaje energii.
Wieczorem obserwujemy buszujące pod dachem nietoperze wyjadające komary, sączą się leniwie rozmowy, Henry brzdąka na gitarze. I znów tak nieziemsko pachnie!
Borneo praktycznie
Dojazd i noclegi
Do Mulu najłatwiej dostać się z Miri, Kota Kinabalu czy Kuchingu liniami lotniczymi MASwings lub Malaysia Airlines. Miejsc noclegowych w okolicach parku jest dużo, ale warto wcześniej dokonać rezerwacji, szczególnie w sezonie – od czerwca do września. Można spać u miejscowych, w hostelach czy eleganckich bungalowach w samym parku, gdzie ceny wahają się między 53 a 319 RM. W Mulu River Lodge – dwie minuty od bramy parkowej, za nocleg w wieloosobowej sali ze śniadaniem zapłacimy 35 RM. 1 RM to niecała złotówka. Woda i jedzenie są stosunkowo drogie, np. półtoralitrowa woda mineralna to koszt 7 RM.
Koszty
Wstęp do parku wykupuje się na pięć dni – 30 RM. Dodatkowo płatne są wycieczki do jaskiń, Pinnacles oraz przejście Szlakiem Łowców Głów (w sezonie konieczna rezerwacja!). Zarówno przewodnicy z parku, jak i z różnych agencji są z reguły świetnie wyszkoleni, mają dużą wiedzę na temat parku. Aby wejść do Lang i Deer Cave potrzeba pół dnia i 30 RM. Na zdobycie Pinnacles należy zarezerwować 3 dni/2 noce, cena parkowa to 406 RM – wliczone są dwa noclegi, przeprawa łodzią i przewodnik, wyżywienie we własnym zakresie. www.mulupark.com
Jedna z agencji oferuje też wyprawę na Pinnacles z pełnym wyżywieniem, wówczas cena zaczyna się od 1336 RM. www.mulunationalpark.com
Kondycja
Władze parku zastrzegają, że choć wycieczka na Pinnacles jest najpopularniejsza, to nie jest najłatwiejsza. Osoby o dobrej kondycji potrzebują około 2-3 godzin na wejście. I tyle samo na zejście. Wszystko zależy też od pogody. Jeśli pada deszcz, strażnik parku nie zezwala wchodzić na szlak.
Polub nas na Facebooku!
Zobacz również:
- Walki kogutów w Indonezji. Krwawe przedstawienie na wyspie Sulawesi
- 15 kapitalnych miejsc w Azji Południowo-Wschodniej. Zdecyduj, gdzie spędzisz...
- Jak wygląda kurs gotowania w Laosie?
- TOP 10 atrakcji Tajlandii. Miejsca, których nie możesz przegapić
- Cartoon Network Amazone – bajkowy park wodny w Tajlandii
- TOP 25. Niesamowite mosty świata. Zobacz najciekawsze konstrukcje!