BUŁGARIA

Bułgaria: Złote Piaski - nowoczesny kurort, czy wczasy rodem z PRL-u?

Plaża k. kempingu Lazuren briag, 6 km od Warny

fot.: Karolina Domagalska i Zuzanna Kisielewska

Plaża k. kempingu Lazuren briag, 6 km od Warny
Czy warto jechać do Złotych Piasków? To miejsce, gdzie bez trudu można przenieś się w czasie i poczuć klimat wczasów pracowniczych doby PRL-u. Bilans naszej podróży to: 1 bus, 14 dni, 14 butelek Targoviszte, 28 burków i 4200 km.

Pracownicze wczasy nad Morzem Czarnym

"30 lat temu to ja miałam 600 osób dziennie na wyżywieniu", chwali się pani Ewelina, pracownica Polskiego Domu Wypoczynkowego w miejscowości Święty Konstantyn i Elena. Z nostalgią wspomina czasy, kiedy nad bułgarskim morzem każdego lata wypoczywało 200 tysięcy Polaków. Na ich przybycie z utęsknieniem czekali nie tylko właściciele kwater i restauracji, ale także ci, którzy urządzali sobie mieszkania w świeżo wybudowanych blokach. "U nas w lecie potrafi być bardzo gorąco, dlatego na zasłony najlepiej nadawał się plusz. Świetnie izolował, ale niestety u nas go nie było". Na ratunek skwierczącym w domach Bułgarom przybywali nasi rodacy, przywożąc całe jego belki. Hitem były też perfumy Być Może, krem Nivea i lakiery do paznokci. Kiedyś wczasy w Bułgarii to był szczyt marzeń, luksus i szpan. Jechało się sleepingiem albo samochodem z przyczepą, każdego roku na tę samą kwaterę albo pod namiot. Plaży w Złotych Piaskach nie dało porównać się do niczego innego; tak samo smaku brandy Słoneczny Brzeg. A miejscowość Święty Konstantyn i Elena nosiła wtedy nazwę Drużba, czyli Przyjaźń. Sam generał Kiszczak paradował po niej z opalonym torsem. "Z tamtych czasów nic już nie zostało. Trudno będzie wam znaleźć pozostałości minionej epoki", wzdycha pan Cezary, kierownik Polskiego Domu Wypoczynkowego. Ciężko nam w to uwierzyć - w końcu nad bułgarskie morze przyjechałyśmy drogami, z których wiele pamięta lata świetności ład, dacii i wołg. Ale nasz bus, który przez dwa tygodnie był naszą kuchnią, sypialnią i salonem, zniósł to z godnością.

NA TEMAT:

Złote Piaski - legenda PRL

W legendarnych Złotych Piaskach witają nas szlabany - pamiątka po czasach, gdy do resortu dostęp mieli tylko wybrani. Ulice, którymi błądzimy, to nieudolnie połączone ze sobą dojazdówki do hoteli. Klucząc zapleczami kolejnych apartamentowców, cudem trafiamy do naszego hotelu. Prysznic, nareszcie! W centrum resortu pośród palm w donicach sterczy replika wieży Eiffla, kilka kasyn i karuzela. Wszystkie hotele powstały po prywatyzacji w latach 90. Według Izby Turystycznej w 2007 roku liczba miejsc hotelowych wynosiła ponad 30 tysięcy, ale dane są podobno zaniżone - może ich być nawet 90 tysięcy. "Oj, to bardzo daleko, same tam nigdy nie traficie. Może eskorta? Ja pojadę przodem i wam pokażę. Cena jak za normalny kurs", proponuje taksówkarz, którego pytamy o drogę do hotelu Warszawa. "Kiedyś wiele hoteli nazywano na cześć miast. Był Budapeszt, Praga, Bukareszt. Teraz została tylko Warszawa i jako jedyna ma nazwę pisaną cyrylicą", opowiada recepcjonistka, która pracuje tu od 30 lat. Pokoje prosto z peerelu, szwedzki bufet to stół z ceratą w truskawki i wystawką ze sztucznych kwiatów. Ku naszemu zdziwieniu pani świetne włada angielskim. "Obecnie mamy gości głównie z Wielkiej Brytanii". Słynna złota plaża to również pieśń przeszłości. Każdy milimetr piasku zajmują leżaki i parasole firm, które wzięły teren plaży w dzierżawę. Zgodnie z prawem dzierżawca musi zostawić do użytku publicznego tylko jedną piątą część plaży. Najczęściej jest to albo przy samej wodzie, albo od strony wejścia. Jeszcze nie tak dawno cena za parasol z dwoma leżakami równała się cenie pokoju.

Polki pierwsze opalały się topless

"W Warnie mieszka pół miliona ludzi. W lecie - milion", rzuca Blagoj, 30-letni warneńczyk, z którym spotykamy się na głównym deptaku. Głód sprawia, że nie odrywamy wzroku od ściśniętych wzdłuż niego knajp. W małej piekarni, jedynej, przed którą nie ma ani jednego stolika, uderza nas fala gorąca. To burki. Cieniutkie ciasto nadziewane pysznym bułgarskim serem sirene. Z zawiniętymi w szary papier zdobyczami ruszamy na plażę. Przecinamy ciągnący się wzdłuż niej Park Primorski, ale wyjścia na plażę ni widu, ni słychu. W końcu postanawiamy pokonać mur ustawionych wzdłuż brzegu restauracji i wchodzimy do pierwszej lepszej. Z drugiej strony czeka na nas rozgrzany piasek. Popijany lokalnym winem Targoviszte burek nie ma sobie równych. Do niedawna chwilą tą nie mogłybyśmy delektować się w towarzystwie Blagoja: obowiązywał podział na plażę dla mężczyzn "Adam" i plażę dla kobiet "Ewa". "Pamiętam, że jako małe dziecko podglądałem kobiecą plażę. Ogółem byłem trochę rozczarowany, ale to Polki pierwsze opalały się topless", wspomina nasz przewodnik.

Polub nas na Facebooku!

Żaden utwór zamieszczony w serwisie nie może być powielany i rozpowszechniany lub dalej rozpowszechniany w jakikolwiek sposób (w tym także elektroniczny lub mechaniczny) na jakimkolwiek polu eksploatacji w jakiejkolwiek formie, włącznie z umieszczaniem w Internecie - bez pisemnej zgody TIME S.A. Jakiekolwiek użycie lub wykorzystanie utworów w całości lub w części z naruszeniem prawa tzn. bez zgody TIME S.A. jest zabronione pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.