KOPENHAGA

Kopenhaga – idealne miasto do życia!

Maria Brzezińska, 28.12.2015

Kopenhaga

fot.: www.shutterstock.com

Kopenhaga
Filtrowana woda w kranie, ekologiczna energia, kąpiele w centrum miasta. Bajka? Tak. Co najlepsze, ziściła się w Kopenhadze.

Znad wody dobiega śmiech i brzęk kieliszków. Jestem w porcie, spaceruję po szerokim pasażu. W zatoce kolebią się niby-łódki, które przypominają wielkie granatowe wanny. Pośrodku każda ma stół, na którym młodzi Duńczycy rozkładają wszystko to, co wzięli ze sobą na dzisiejszy piknik na wodzie. I tak u jednych pojawią się kieliszki i butelka białego wina, u innych leżą szachy czy książki, a nawet... nogi relaksujących się po pracy ludzi. Z jednej z łódek dobiegają krzyki. To grupa wesołych Brytyjczyków, którzy wybrali Kopenhagę na wieczór kawalerski i właśnie próbują zwrócić na siebie uwagę kilku blond piękności na brzegu.

NA TEMAT:

Miasto przyjazne mieszkańcom

Duńska stolica regularnie trafia na pierwsze miejsca w rankingach miast o najwyższej jakości życia. Pełno tu zieleni i otwartych przestrzeni skąpanych w słońcu. Kopenhaga sprawia wrażenie, jakby wiedziała doskonale, co jest potrzebne jej mieszkańcom. Przy nabrzeżu co krok znajdują się miejsca do siedzenia, ale oprócz tradycyjnych ławek są też drewniane podesty, na których zasiadają całe grupy.

– Tak, to miasto jest stworzone, by z niego korzystać – potwierdza Iwona Kuchna, altowiolistka, która przeprowadziła się do Kopenhagi, gdy dostała angaż w orkiestrze w Malmö (szwedzkie miasto połączone jest z Kopenhagą mostem nad cieśniną Sund). – Przestrzeń publiczna jest bardzo przyjazna dla ludzi, nie ma tu wielkich arterii ani przytłaczających swą wielkością budynków. Dookoła wszechobecne rowery, na które nie starcza miejsc w stojakach. Nic dziwnego, skoro na co dzień korzysta z nich więcej niż jedna trzecia mieszkańców. Śmiać mi się chce, gdy staję na skrzyżowaniu i czekam na zmianę światła. Przede mną wyrasta szpaler rowerzystów, gęsty niczym w wietnamskim Hanoi, tyle że tam ulice pełne są skuterów.

Rowery w Kopenhadze

Na rowerach jeżdżą wszyscy – od biznesmenów po listonoszy, policjantów, bezdomnych. Większość nie zsiada z nich nawet w zimie. Wystarczy, że ścieżka rowerowa jest odśnieżona, co w Kopenhadze czyni się w pierwszej kolejności, a dopiero potem usuwa się śnieg z ulicy. 400 kilometrów tras rowerowych i ponad stuletnia historia infrastruktury rowerowej sprawiają, że tutejsze rozwiązania są inspiracją dla miast na całym świecie, jak choćby dla Nowego Jorku. A jest na czym się wzorować. Ścieżki biegną po obu stronach ulicy, są jednokierunkowe i najczęściej oddzielone od samochodów wyraźnym garbem. Niektóre fragmenty oznaczone są jako „zielona trasa”, co oznacza, że dany odcinek przejeżdża się bez zatrzymywania się na czerwonym świetle.

Christianshavn – najmodniejsza dzielnica stolicy

kopenhaga

Po drugiej stronie zatoki rozciąga się Christianshavn (fot. shutterstock.com), kiedyś port zamieszkiwany przez kupców i robotników, a dziś modna część miasta, pełna klimatycznych knajpek, winiarni i eleganckich restauracji. Poprzecinana kanałami wyspa powstała w XVII wieku jako wyraz wielkich ambicji króla Chrystiana IV, pragnącego, by Dania stała się potęgą w Europie. Zanim wchłonęła je szybko rozwijająca się stolica, Christianshavn było niezależnym miastem. Do dziś zachowało swój unikatowy charakter, a mieszkańcy czują większą przynależność do tej dzielnicy niż do Kopenhagi. To trochę miasto w mieście, żyjące własnym życiem. Między kolorowymi XIX-wiecznymi kamienicami pływają turystyczne łódki. Kanały są tak wąskie, że można się niemal przejrzeć w oknach budynków. Czuję się trochę jak podglądacz. Ale też i mieszkańcy nie kryją się specjalnie.

Jedni przesiadują na zacumowanych przy brzegu jachtach, inni sączą piwo na ławkach lub przyglądają się turystom z góry, z balkonów nowo wybudowanych apartamentowców. W mało której stolicy żyje się tak niespiesznie jak tutaj. Kiedy wypływamy z powrotem na zatokę Københavns Havnebade, mijamy po prawej Experimentarium City, w budynku przypominającym bardziej stary hangar niż nowoczesne centrum nauki i techniki. Przed nim pełno leżaków, na których kopenhażanie łapią wiosenne promienie słońca.

– Korzysta się z każdej chwili, gdy jest dobra pogoda. Przesiaduje się nie tylko nad wodą, ale też w parkach, w których zawsze można chodzić po trawie – nawet w Ogrodach Królewskich (Kongens Have). Można w nich piknikować, grillować, opalać się, biegają psy i dzieci. Nie ma żadnych zakazów, ale mieszkańcy dbają o to, by po sobie posprzątać. Trochę brak mi tego w Warszawie – mówi Iwona. – A najbardziej podoba mi się słynne duńskie hygge, czyli tworzenie atmosfery przytulności i ciepła, bliskości. Dla Duńczyków to bardzo ważna cecha, a jednym ze sposobów, by wykreować taki klimat, są świece. Zapalają je wszędzie, nie tylko w knajpkach; świeczki widziałam też na przykład w pralni, a na targu Torvehallerne nawet na stoisku z mięsem – śmieje się. Hygge można też zdefiniować, nieco przekornie, jako brak czegokolwiek irytującego, negatywnie wpływającego na emocje. Innymi słowy – keep calm and hygge on!

Polub nas na Facebooku!

Żaden utwór zamieszczony w serwisie nie może być powielany i rozpowszechniany lub dalej rozpowszechniany w jakikolwiek sposób (w tym także elektroniczny lub mechaniczny) na jakimkolwiek polu eksploatacji w jakiejkolwiek formie, włącznie z umieszczaniem w Internecie - bez pisemnej zgody TIME S.A. Jakiekolwiek użycie lub wykorzystanie utworów w całości lub w części z naruszeniem prawa tzn. bez zgody TIME S.A. jest zabronione pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.