Żaden utwór zamieszczony w serwisie nie może być powielany i rozpowszechniany lub dalej rozpowszechniany w jakikolwiek sposób (w tym także elektroniczny lub mechaniczny) na jakimkolwiek polu eksploatacji w jakiejkolwiek formie, włącznie z umieszczaniem w Internecie - bez pisemnej zgody TIME S.A. Jakiekolwiek użycie lub wykorzystanie utworów w całości lub w części z naruszeniem prawa tzn. bez zgody TIME S.A. jest zabronione pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.
Dzika i spokojna Minorka. Zupełnie inne oblicze Balearów
Konrad Dulkowski, 2.02.2017
Na Minorce przyroda jest ważniejsza niż masowa turystyka
Oczywiście winę można zrzucić na system szkolnictwa, który każe wkuwać dorzecza Odry, za to nie opowiada o prawdziwym świecie. Ale też faktem jest, że Minorka to najmniej znana z wysp w Archipelagu Balearów.
Przy głośnych siostrach – Majorce i Ibizie, Minorka sprawia wrażenie Kopciuszka. Wyspa toczy życie kompletnie odmienne od imprezowo-turystycznych kombinatów reszty Balearów. Przez cały sezon przyjeżdża tu tylu turystów, co w dobry wakacyjny tydzień na pobliską Majorkę. Nie dlatego, że nie warto, ale z powodu polityki lokalnych władz, które nie chcą najazdu hord zwiedzających.
Miejsc noclegowych na wyspie jest w sumie 50 tys. Większość tutejszych terenów to rezerwat biosfery, region objęty szczególną ochroną, ale tym różniący się od parku narodowego, że w jego granicach mogą mieszkać ludzie. Za to nie wolno im stawiać domów wyższych niż 3 piętra i muszą dbać o środowisko.
Ciutadella i Mao – zwaśnione stolice Minorki
Sama prehistoria Minorki brzmi jak poetycka metafora – Minorka to góry, które przewróciły się do morza, kiedy wielki kontynent miliony lat temu rozpadał się na Afrykę i Europę. Najlepiej widać to na Cap de Favaritx, miejscu o krajobrazie księżycowym, z pięknymi skałami o łupkowych warstwach.
Stolica Minorki, fot. Shutterstock.com
Fenicjanie, Kartagińczycy, Rzymianie, Arabowie, Francuzi, piraci nieznanej narodowości – przez stulecia wyspa zmieniała właścicieli i okupantów, a każdy zostawił jakiś ślad. Widać to zwłaszcza w byłej stolicy zwanej Ciutadella, która jest jednym z dwóch największych miast na Minorce.
Drugie, Maó – obecna stolica, znajduje się po przeciwległej stronie wyspy. Choć oba łączy główna droga numer 1, jeszcze 200 lat temu miasta były od siebie odizolowane. Do tego stopnia, że brzmienie dialektu kastylijskiego różni się po dwóch stronach Minorki. Nawet dziś mieszkańcy jednego miasta rzadko zapuszczają się do drugiego, chociaż dzieli je tylko 45 km. Po części dlatego, że nie lubią się wzajemnie, jak krakowiacy z warszawiakami.
Do Maó przyjeżdża pan z Ciutadella i chce kupić baterie w sklepie – opowiada Santiago, nasz przewodnik. – Kiedy tylko mężczyzna się odzywa, sprzedawczyni natychmiast wyłapuje skąd pochodzi i odpowiada: "Nie ma dla ciebie żadnych baterii, ani tutaj, ani nigdzie w Maó!".
Jak to zwykle bywa ze sporami sąsiedzkimi, ich korzenie sięgają czasów, gdy "ojciec ojca zaorał nam miedzę na trzy palce". W przypadku Minorki historia rozpoczyna się w XVIII w., kiedy wyspę zajęli Brytyjczycy. Początkowo osiedlili się w Ciutadelli, ale katoliccy mieszkańcy niechętnie patrzyli na wyznawców anglikanizmu. Dlatego gubernator Richard Kane przeniósł stolicę do Maó.
Religijna zawziętość miała katastrofalne skutki ekonomiczne dla Ciutadelli, bo naraz zniknęło stamtąd ponad 12 tysięcy ludzi, potencjalnych klientów i podatników. Przez najbliższych 100 lat Maó kwitło, a Ciutadella nie była w stanie odbudować swojej dawnej świetności.
Jednak to w pierwotnej stolicy Minorki pozostały arystokratyczne rody, co widać choćby w architekturze. Budynki przy głównym placu Ciutadelli mają rozbudowane fasady, by odpowiednio się pokazać. Żeby mieszkańcy wyglądali na bogatszych, fasady sugerowały, że za nimi kryły się ogromne mieszkania, podczas gdy naprawdę kamienica była podzielona na wiele mniejszych lokali.
Z kolei w Maó po rodakach Szekspira zostały charakterystyczne rozwiązania architektoniczne oraz teatr. Teatre Principal de Maó ma 180 lat, a mieszkańcy Minorki bardzo cenią tę rozrywkę. Niejeden dyrektor polskiego teatru zzieleniałby z zazdrości, widząc kilkunastoosobową kolejkę czekającą już przed południem na otwarcie kasy.
Safari po Minorce: Cap de Cavalleria
Cap de Cavalleria, fot. Shutterstock.com
Francis zabiera nas terenówką na safari po Minorce. Odkryty Nissan Patrol mozolnie wspina się drogą o nachyleniu 45 stopni. Dookoła oglądamy wzgórza pokryte bujną roślinnością smaganą wiatrem, skały i wszechobecne araukarie, zwane tu drzewami piętrowymi.
Przejeżdżamy między pastwiskami podzielonymi kamiennymi murkami, każde wejście prowadzi przez charakterystyczną bramkę zrobioną z wygiętych gałęzi oliwnych. To lokalna tradycja, podobne bramy można znaleźć nawet w nowoczesnych budynkach. Dominują surowe, eleganckie formy: elewacje z kamienia, bielone domy – od razu przywołując myśl, że prawdziwe piękno leży w prostocie. Asfaltowa droga kończy się szybko, wrzucamy napęd na obie osie i grzebiemy się przez skalny tor przeszkód.
Z parkingu (no, czegoś takiego, co przypomina parking, a gdzie jedynie terenówka jest w stanie wjechać) mamy iść kawałek pieszo, kuszeni obietnicą zobaczenia czegoś niesamowitego. I rzeczywiście Cap de Cavalleria – najbardziej na północ wysunięty przylądek Minorki – to piękno wyrzeźbione z kamienia.
Stajemy na krawędzi klifu, 100 metrów poniżej fale rozbijają się o skały. Wysokość, wiatr i ogrom krajobrazu zatykają dech. – Jeśli się nie boicie, pokażę wam jaskinię – obiecuje Francis. Trzymając się za ręce, idziemy za przewodnikiem w kompletnych ciemnościach. Nie widzę nawet swojej dłoni, więc macam ręką nad sobą, by nie otrzeć głową o jakąś wystającą skałę. Kolejny zakręt i nagle pojawia się światełko w tunelu. Idziemy w stronę światła i okazuje się, że wylot jaskini znajduje się na poziomie dwóch trzecich skalnej ściany. Wyglądamy przez "okno" na wysokości sporego drapacza chmur. Francis tłumaczy, że jaskinia była niegdyś naturalnym ciągiem wentylacyjnym dla działa stojącego na górze, a w bocznych jej odnogach suszono proch.
Minorka aktywnie
Na Minorce warto wypożyczyć kajak i wypłynąć w morze, fot. Shutterstock.com
Słońce razi od samego rana, wreszcie prawdziwe lato. W ruch idą okulary przeciwsłoneczne, kremy z filtrami. Tym bardziej, że mamy cały dzień spędzić na spływie kajakowym po morzu. Start na plaży Playa San Adeodato w Sant Tomas. Jest nas w grupie ponad 150 osób, po dwie w każdym kajaku. Z Anią pakujemy się na nasz kajak i wiosłujemy zawzięcie w kierunku otwartego morza. Wydawałoby się, że przebicie się przez fale płynące do brzegu będzie cięższe, ale kajak lekko prześlizguje się po powierzchni. Szybko okazuje się, że jest też bardzo niestabilny, co wychodzi na jaw, gdy lądujemy w wodzie. Nie studzi to w najmniejszym stopniu naszych humorów, schniemy na słońcu zamieniając ubrania w zbroje sztywne od soli. Jest pięknie. Jasne skały schodzące pionowo do morza tworzą niesamowite formacje.
Przepływamy pod skalnym mostem Pont d'en Ali, wpływamy do kolejnych jaskiń, jak Cova Binigaus, do których dostęp możliwy jest tylko od morza. Niektóre mają wejścia tak wąskie, że trzeba złożyć wiosła i przeciskać się, odpychając dłońmi od ścian. A w środku strop oddala się, fale wpływają w zagłębienia wydając dziwne dźwięki, przez krystalicznie czystą wodę widać piaszczyste dno.
Plaże Minorki
Playa Trebaluger jest jedną z bardziej urokliwych plaż Minorki, fot. Shutterstock.com
Minorka ma 120 plaż. Od lądu osłonięte wzgórzami, otwierają się na morze w odcieniach pięknego seledynu. Żadnych prywatnych terenów, brzeg jest dla wszystkich, co gwarantuje prawo zakazujące też stawiania budynków bliżej niż 500 m od wybrzeża. Dzięki temu wciąż istnieją tak urokliwe miejsca jak Playa Trebaluger – piaszczysty brzeg z lazurową wodą w skalnej zatoczce. Nie ma tłumów, ani parasoli do wynajęcia czy sprzedawców wiatraczków. Z odosobnienia skorzystały dwie plażowiczki, opalając się bez kostiumów. Nie przewidziały desantu setki ludzi na kajakach i nagle ocknęły się we freudowskim śnie pt. "Jestem naga pośrodku tłumu". Jeszcze przez kilka minut dzielnie udają, że nic się nie dzieje, ale zaraz przykrywają się ubraniami i chyłkiem ewakuują się w głąb lądu.
Kolejna zatoka Mitjana, następna plaża i skała, z której chłopcy skaczą do wody. Z ciekawości wdrapujemy się tam. – Skocz! – namawiają. – Ile tu jest metrów wysokości? – pytam. – Jakieś 8 – słyszę odpowiedź. Podchodzę do krawędzi, by spojrzeć w dół. Wysokość drugiego piętra, woda tak przejrzysta, że sprawia wrażenie jakby sięgała na głębokość brodzika. A przed chwilą skoczył chłopak, nie trzymając nóg dostatecznie razem i teraz pływa w pozycji płodowej ciesząc się pewnie, że woda przynajmniej chłodzi obolałe czułe miejsce.
– Jak się zastanawiasz, to już po wszystkim, nie skoczysz – słyszę opinię. No, więc nie zastanawiam się, tylko ze słowami "posadźcie na mym grobie orchidee", odbijam się i lecę. Lądowanie okazuje się być łagodniejsze niż sądziłem, a może to adrenalina powoduje, że za chwilę wdrapuję się po skalnej ścianie i pełen entuzjazmu staję z powrotem na krawędzi.
Smaki Minorki
Wysiłek wiosłowania przez cały dzień nie jest w stanie spalić wszystkich kalorii, jakie pochłonąłem w czasie pobytu na Minorce. Nadziewane kalmary, miecznik z grilla, krewetki, małże, zupa rybna, do tego świetne miejscowe wina. Nic dziwnego, że przesiadujemy przy posiłkach po dwie godziny, odpuszczając sobie występek przeciwko grzechowi obżarstwa. Targi rybne oferują wszystko, co łodzie są w stanie złowić. A za kilkanaście euro można kupić własne pozwolenie i wybrać się z wędką nad morze.
Cova d'en Xoroi, najpopularniejszy klub Minorki, fot. Shutterstock.com
Wieczorem jedziemy do Cova d'en Xoroi, najpopularniejszego klubu Minorki. Dyskoteka okazuje się miejscem na miarę wyspy – żadnej ogromnej imprezowni. Klub mieści się w pięknej, długiej jaskini, na wysokości 60 m na ścianie klifu. Zgodnie z legendą ukrywał się tu rozbójnik Xoroi ze swoją rodziną. Kiedy został otoczony, rzucił się do wody wraz ze swoim 6-letnim synem. Dzisiaj, przyklejone do skalnej ściany, stoją platformy ze stolikami, gdzie można wypić pomadę – drinka z lokalnym ginem Xoriguer, pędzonym na wyspie od czasów brytyjskiej okupacji. Lokalnych specjalności jest tu wiele.
Wynalazek z Minorki w lodówce
Po drodze zajeżdżamy do Ferreries, małego miasteczka z białych domków na wzgórzu, gdzie koleżanka zamawia u szewca avarques – charakterystyczne buty wytwarzane tu od stuleci. Szewc robi je na poczekaniu, przyszywając paski skóry do podeszwy. Poza tym mieszkańcy Minorki szczycą się jeszcze jednym wynalazkiem na miarę światową – to od Maó pochodzi nazwa majonez, który został wynaleziony na Minorce.
Czar Minorki
Stoimy na szczycie Monte Torro. Najwyższe wzniesienie Minorki ma tylko 357 m n.p.m., ale przy płaskim krajobrazie widać całą wyspę. Wskazujemy kolejne punkty na horyzoncie, z których wywozimy wspomnienia. Za szybko wszystko się odbyło, następnym razem trzeba zarezerwować więcej czasu, by poczuć spokojny rytm życia wyspy. Posiedzieć na skalistym brzegu, wypić napar z rumianku w lokalnej restauracji, może pójść na ryby. Trzeba tylko uważać, by nie zostać zaczarowanym jak nasz przewodnik Santiago, który zwiedził pół świata, mówi w pięciu językach, a jednak osiedlił się tutaj. I nigdzie już nie chce wyjeżdżać.
Polub nas na Facebooku!
Zobacz również: