Żaden utwór zamieszczony w serwisie nie może być powielany i rozpowszechniany lub dalej rozpowszechniany w jakikolwiek sposób (w tym także elektroniczny lub mechaniczny) na jakimkolwiek polu eksploatacji w jakiejkolwiek formie, włącznie z umieszczaniem w Internecie - bez pisemnej zgody TIME S.A. Jakiekolwiek użycie lub wykorzystanie utworów w całości lub w części z naruszeniem prawa tzn. bez zgody TIME S.A. jest zabronione pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.
Nieznana Bratysława: Zwiedzanie stolicy Słowacji kulinarnym szlakiem
Joanna Szyndler, 19.01.2017
Jana narysowała w moim notatniku mapkę. Z ratusza idzie się prosto w stronę lodowiska, lodowisko będzie po lewej, po prawej najlepszy poncz w Bratysławie. Spotkałyśmy się w warszawskiej kawiarni. Chciałam podpytać ją, co zobaczyć w jej rodzinnym mieście. Jana pochodzi z Bratysławy, ale mieszka w Polsce. Co zwiedzić, dokąd pójść wieczorem, jak zaplanować parodniowy wypad. Zamiast atrakcji w moim notatniku pojawiły się nazwy kolejnych przysmaków. I nie rozmawiałyśmy wcale o bryndzowych haluszkach. Po pierwsze, cygańska pieczeń (cigánska pečienka), po drugie, loksze (lokše), po trzecie, langosz (lángoš). – Ach, i jeszcze nakládaný hermelin! To marynowany ser z czosnkiem i cebulką. O ponczu już wiesz, spróbuj też miodu pitnego i gorącego wina z winnic spod Bratysławy – polecała Jana. Przewróciłam kartkę notatnika i głośno przełknęłam ślinę.
Zimowa Bratysława – najlepsze smaki ulicy
Jana parę razy podkreślała, że do Bratysławy lepiej pojechać latem niż zimą. Cieszyć się miastem otoczonym wzgórzami Małych Karpat, wybrać na wycieczkę rowerową wzdłuż Dunaju, odwiedzić pięknie położony zamek Devín czy jedną z wielu okolicznych winnic. W niepogodę Bratysława kurczy się do rozmiarów Starego Miasta. Mało który turysta wystawia nos poza mury miejskie, bo i niby po co. Za XVII-wieczną Bramą Michalską milkną głosy, każdy rozchodzi się w swoją stronę.
Stolica zapada w sen zimowy i budzi się tylko na chwilę – w grudniu przed Bożym Narodzeniem. Gdy z wieży ratusza spojrzy się na Rynek Główny, widać rzędy równo rozstawionych straganów. Dachy w biało-czerwone pasy, każdy ozdobiony światełkami. Oddziela je od siebie scena, z której dobiegają dźwięki muzyki raz bożonarodzeniowej, innym razem biesiadnej, potem znów jazzowej. Każdy wolny skrawek placu wypełnia tłum. Głównie Słowaków, rzadko kiedy słychać inny język niż słowacki. Turystów jak na lekarstwo. Choć jarmarki organizuje się w wielu europejskich miastach, to tu jest to wydarzenie wyczekiwane, pretekst do spotkania z rodziną, ze znajomymi. Niewielu szuka prezentu czy pamiątki z Bratysławy. Na jarmark przychodzi się popić i przede wszystkim suto pojeść. I jak to podczas świąt – nie liczyć kalorii. Bo i trudno byłoby znaleźć tu coś zdrowego, bez tłuszczu, z warzywami. No, chyba że wyrzuty sumienia uspokoją rumiana cebulka, ziemniaki i dużo, dużo czosnku.
Zwiedzanie szlakiem kulinariów i sztuki
Tak jak radziła Jana, zaczynam od cygańskiej pieczeni, czyli smażonej karkówki z dużą ilością cebuli i musztardy w przekrojonej pszennej bułce. Głód znika natychmiast, przechodzę zatem prosto do deseru. Wybieram loksze z białym serem na słodko. Choć nadzienie w tych ziemniaczanych naleśnikach mogłoby być też wytrawne, np. ze smażoną wątróbką albo gęsim smalcem. Po takiej uczcie langosz znany z kuchni węgierskiej musi poczekać na kolejny dzień. Grubym plackiem z gotowanych ziemniaków z solidną warstwą świeżego czosnku i żółtego sera będę zajadać się kolejnego wieczoru. Jana uprzedzała, że nie będzie lekko.
Ciasto na loksze – słowackie naleśniki, powstaje z gotowanych ziemniaków, fot. Oscar Peña
Jarmark świąteczny organizowany jest nie tylko na Rynku Głównym, ale i przed Słowackim Teatrem Narodowym. Tłum wędruje od ponczu do grzanego wina, od grzanego wina do miodu. Jest głośno i wesoło, swojsko w dobrym tego słowa znaczeniu. Chciałoby się spędzić w taki sposób jeszcze parę wieczorów. A jak zagospodarować zimne i deszczowe dni? – Pojedźcie do Danubiany, centrum sztuki nowoczesnej, które znajduje się na małym półwyspie na Dunaju – przychodzi z pomocą Jana. W dobrą pogodę można tam dojechać trasą rowerową, spacerować po pełnym rzeźb parku, w okolicy pojeździć na rolkach. Ale zimą też warto się wybrać, oczywiście dla wystaw stałych i czasowych. I dla samego budynku. Prawie ośmiu tysiącom metrów kwadratowych przestrzeni wystawienniczej nadano kształt galery, rzymskiego okrętu. To tędy przebiegała granica Imperium Rzymskiego. Dziś Słowacja styka się nieopodal z Austrią i Węgrami.
Most Wolności – nowy smymbol Bratysławy
– Austrię dojrzysz z samej Bratysławy – mówi Arek Kugler, który w wolnych chwilach oprowadza turystów po mieście, a raczej, jak sam o sobie pisze, tłumaczy miejsca, ich historię i znaczenie. Najlepszy widok jest z restauracji Ufo 5 górującej nad mostem Słowackiego Powstania Narodowego. W latach 60., aby połączyć brzegi Dunaju nowoczesną, czteropasmową trasą, wyburzono większość zabudowań historycznej dzielnicy żydowskiej. Zniknęła także synagoga. Jednym z niewielu budynków, które przetrwały, jest kamienica w stylu rokoko przy ul. Żydowskiej 1, a w niej cudne Muzeum Zegarów. Z okien latającego spodka Arek opowiada turystom, co widzą. Tłumaczy też, czego zobaczyć już nie mogą. Z restauracji Ufo roztacza się widok na całe Stare Miasto, ścianę Petrżalki – jednego z najgęściej zaludnionych blokowisk Europy – i właśnie na zieloną granicę z Austrią.
Bratysława, lalki kochanków przed sklepem z zabawkami, fot. shutterstock.com
Arek często zabiera turystów na Szlak Żelaznej Kurtyny, bo z Bratysławy wiele osób, nie tylko Słowaków, próbowało przedostać się na Zachód. Zachowały się bunkry i zasieki. Popularnym miejscem nielegalnej przeprawy były też okolice ruin zamku Devín. Wystarczyło przekroczyć Dunaj i już było się w Austrii. Ponoć jeden z uciekinierów skoczył z zamkowych ruin na paralotni i tak udało mu się przefrunąć nad rzeką. Dziś mnożą się projekty zbliżenia Wiednia z Bratysławą. W 2012 r. na Morawie powstał most rowerowy łączący oba państwa. W plebiscycie na nazwę wygrał most Chucka Norrisa. Władze nie miały jednak tyle odwagi, zdecydowano się na drugą w kolejności nazwę – most Wolności.
Słowacy jeżdżą do Wiednia na kawę, do opery. Austriacy powoli przypominają sobie o istnieniu Bratysławy. – Dopiero poznają ją także Polacy. Bo dla nas Słowacja to przede wszystkim słowackie Tatry i baseny termalne, mało kto myśli o miastach. Pokutuje też opinia, że poza zabytkowym centrum nie ma w Bratysławie nic do zobaczenia, że to brzydkie, komunistyczne miasto – Arek obala stereotypy podczas swoich wycieczek.
Polub nas na Facebooku!
Zobacz również:
- Weekend w Puszczy Knyszyńskiej – Supraśl, kajaki i tatarskie smaki
- Lanckorona na weekend. Drewniane wille i artystyczny slow life godzinę drogi od...
- Najciekawsze trasy rowerowe w Warszawie
- Krynica-Zdrój z dziećmi. Weekend pełen przygód
- Dni wolne i długie weekendy w 2017 roku. Sprawdź, kiedy zaplanować kilkudniowy...
- Safari na Podlasiu. Spędź weekend w pływającym domu