Żaden utwór zamieszczony w serwisie nie może być powielany i rozpowszechniany lub dalej rozpowszechniany w jakikolwiek sposób (w tym także elektroniczny lub mechaniczny) na jakimkolwiek polu eksploatacji w jakiejkolwiek formie, włącznie z umieszczaniem w Internecie - bez pisemnej zgody TIME S.A. Jakiekolwiek użycie lub wykorzystanie utworów w całości lub w części z naruszeniem prawa tzn. bez zgody TIME S.A. jest zabronione pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.
Podróżowanie czy zaliczanie miejsc? Felieton Moniki Witkowskiej
Monika Witkowska, 27.04.2017
Napisał do mnie niedawno pewien człowiek. Miał dobre intencje. Otóż dowiedział się, że odwiedziłam 180 państw na świecie, i zapytał, czy zamierzam być pierwszą Polką, która zaliczy wszystkie kraje świata. Nie wiem, czy go rozczarowałam, ale uczciwie przyznałam, że nie mam takich ambicji. Bo owszem, odwiedzonych krajów trochę mi się nazbierało, ale od zaliczania ważniejsze jest dla mnie poznawanie.
NA TEMAT:
Błyskawiczna podróż dookoła świata
Minęło kilka dni od naszej korespondencji, gdy w jednym z polskich portali internetowych ukazała się informacja podana wcześniej przez CNN, że 27-letnia Amerykanka Cassie De Pecol została pierwszą kobietą, która „zwiedziła” (tak właśnie napisano, choć mam wątpliwości, czy to dobre słowo) wszystkie kraje świata. Zajęło jej to półtora roku i 26 dni, w trakcie których, według deklaracji dziewczyny, była w 196 państwach. Podliczyłam. Na jedno miejsce wypada 2,89 dnia, uwzględniając czas na przemieszczanie się, niestety czasochłonne kontrole graniczne, o potrzebie jedzenia czy spania nie wspominając.
Akceptuję, że ktoś może mieć inne niż ja podejście do podróżowania. Jedni wolą zwiedzać miasta, inni przemierzać dżungle i pustynie. Są tacy, którzy wolą mieć wszystko zorganizowane, podczas gdy inni stawiają na surwiwalowy spontan. Jednak niezależnie od upodobań Amerykanki głowę daję, że o „zwiedzonych” krajach niewiele wie.
Mało tego, to smutne, że pojęcie podróżowania zaczyna się dewaluować i sprowadzać do wrzucanych na portale społecznościowe słit foci, podczas gdy na rozmowy z miejscowymi i obserwację ich codziennego życia brakuje czasu.
Szczerze mówiąc, to nawet w San Marino czy Monako po zaledwie kilku godzinach miałabym wrażenie powierzchowności doznań, a co przy takiej Rosji, Chinach czy USA, gdzie nawet wielokrotne powroty nie dają szansy, by powiedzieć, że się te kraje poznało? W każdym miejscu trzeba mieć czas, żeby poczuć jego klimat.
Pamiętam, jak jechałam do Kuwejtu, na który zaplanowałam 10 dni, choć wszyscy znajomi pukali się w głowę: „Co ty chcesz na tej pustyni tyle czasu robić?”. Zleciało błyskawicznie. Fakt, atrakcji typowo turystycznych za wiele tam nie ma, ale choćby dla wesela beduińskiego, na które mnie zaproszono, czy też dla rozmów z miejscowymi pokazującymi mi inne spojrzenie na świat arabski warto było posiedzieć tam dłużej niż jeden czy dwa dni.
Zaliczanie miejsc
Zdaję sobie sprawę z tego, że większość z nas lubi zaliczanie. Widzę to choćby na pilotowanych przez siebie wycieczkach. Przy okazji wizyty nad wodospadami Iguazu, które ogląda się zarówno ze strony argentyńskiej, jak i brazylijskiej, zawsze mam prośby o wjazd do położonego obok Paragwaju. To nic, że oznacza to dodatkowe koszty, a cały wypad ogranicza się do przygranicznego miasta, w którym poza pełnym kontrabandy bazarem nie ma nic ciekawego. Ale można pochwalić się, że się było w Paragwaju. O tym, że tylko przez godzinę, już się nie wspomina.
A tak na marginesie, jak liczyć odwiedzone kraje? Na oficjalnej liście ONZ jest ich 194, wspomniana Amerykanka podaje 196, a ja biorę pod uwagę zarówno państwa, jak i terytoria zależne. Daje to plus minus 220 wskazań. Różnica wynika z tego, że ja np. Tajwan, Saharę Zachodnią czy Gujanę Francuską liczę jako kraje, choć nie figurują na liście ONZ.
Ale pal sześć – tak jak pisałam na początku, nie o licytowanie się chodzi. Podsumowania robię rzadko, tylko gdy mnie przyciśnie jakaś redakcja czy organizator festiwalu podróżniczego. Na co dzień nie sporządzam listy, nie mam też mapy, na której wbijam chorągiewki poświadczające, że gdzieś byłam (co też mi niektórzy sugerują).
Uważam, że ktoś, kto poznał choćby trzy kraje, ale zrobił to naprawdę dobrze, wkładając w to dużo serca i pasji, nie jest gorszym podróżnikiem od tego, który odhaczył wszystkie państwa, ograniczając się głównie do lotnisk. Przeciwnie.
Polub nas na Facebooku!
Zobacz również:
- Mistrzowie świata w podrabianiu. Felieton Moniki Witkowskiej
- Pierwszy kraj, do którego nie chcę wracać. Felieton Moniki Witkowskiej
- Marzysz o napisaniu książki podróżniczej? Zastanów się dwa razy [Felieton...
- Kroniki hotelowe. Felieton Filipa Springera
- Couchsurfing – wybawienie czy ograniczenie w podróży? Felieton Moniki...
- Spódnica w proszku i inne rebusy językowe. Felieton Moniki Witkowskiej