Żaden utwór zamieszczony w serwisie nie może być powielany i rozpowszechniany lub dalej rozpowszechniany w jakikolwiek sposób (w tym także elektroniczny lub mechaniczny) na jakimkolwiek polu eksploatacji w jakiejkolwiek formie, włącznie z umieszczaniem w Internecie - bez pisemnej zgody TIME S.A. Jakiekolwiek użycie lub wykorzystanie utworów w całości lub w części z naruszeniem prawa tzn. bez zgody TIME S.A. jest zabronione pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.
Jak przetrwać w lesie? Survival na wiślanej wyspie
Mateusz Łysiak, 13.06.2017
Mam ze sobą duży plecak, a w nim, jak mniemam, wszystko, co pozwoli mi przetrwać dwudniowy survival na wiślanej wyspie.
– Jeśli ktoś chce kupić coś picia albo pójść do normalnej łazienki, to teraz jest na to ostania szansa – mówi jeden z organizatorów wyjazdu. Po krótkich zakupach wszyscy, czyli ośmiu mężczyzn w różnym wieku, pakujemy się do pomarańczowej terenówki, a następnie ruszamy na północny-zachód w kierunku Wyszogrodu.
NA TEMAT:
Na wiślanej wyspie
Wysiadamy przy niewielkiej przystani nad brzegiem Wisły. Przy pomoście czeka już tramwaj wodny, który zabierze nas na wyspę. To ostatnia namiastka luksusu w przeciągu najbliższej doby. Płyniemy około 25 minut. Wokół nas rozciągają się skarpy do połowy porośnięte drzewami.
Survival rozpoczyna się już od samego zejścia z pokładu na podmokłe tereny wyspy. Zapadamy się błocie, ale udaje nam się dotrzeć w głąb lądu. Gęsto rosnące zielone krzewy utrudniają przejście. Nie ma jednak mowy o zatrzymaniu się czy szukaniu innej trasy. Wszyscy idą w zwartym szeregu, jeden za drugim. Po kilku minutach dochodzimy na niewielką zieloną łąkę, tylko po to, żeby po chwili znów zanurkować w zielonej gęstwinie.
Nagle z oddali słychać przerażone okrzyki. Ponoć na wyspie żyją łosie i dziki, ale to raczej nie one wywołały taki popłoch. Patrzymy po sobie z lekkim niepokojem, ale idziemy przed siebie. Dochodzimy do rozwidlenia dróg, poczekamy tu na resztę grupy, która została w tyle. Po chwili nas doganiają, ale nie są sami. Towarzyszą im zawodowi żołnierze z kompanii Dalekiego Rozpoznania.
– Każde szkolenie powinno mieć swój scenariusz, tak też będzie tym razem – mówi Przemek, jeden z wojskowych – Sytuacja wygląda następująco: jesteście w pracy na wyjeździe dziennikarskim, ale na skutek ataku terrorystycznego straciliście kontakt ze swoimi burami prasowymi. Musicie do nich dotrzeć, jednocześnie nie dając się złapać wrogowi.
Od tej pory działamy w dwóch zespołach – Alpha i Bravo. Naszym wspólnym celem jest znalezienie bezpiecznego miejsca na rozbicie biwaku.
Przeprawa na drugi brzeg
Do przedzierania się przez gęsty las jesteśmy już przyzwyczajeni. Nikt z nas nie spodziewał się jednak, że kolejną naturalną przeszkodą na naszej drodze będzie woda – niewielki dopływ Wisły.
– Czy wszyscy potrafią pływać? – upewnia się Sławek, jeden z żołnierzy przydzielony mojej grupie. Kiwamy głowami, ale czy naprawdę mamy zanurzyć się z całym dobytkiem? Tu przydatna okazuje się... apteczka. Spokojnie zmieszczą się do niej sprzęty takie jak aparat fotograficzny lub komórka. Szczelna budowa zestawu do udzielania pierwszej pomocy chroni zawartość nie tylko przed wodą, ale także przed piaskiem, kurzem i brudem. Ponadto apteczka unosi się na powierzchni wody, a okno w worku pozwala na używanie elektroniki z dotykowym ekranem. Apteczka jest również wyposażona w praktyczny gwizdek ratunkowy.
Kiedy wchodzę do wody w butach i z ciężkim plecakiem w ręku, przypomina mi się hasło gloryfikujące wychodzenie ze swojej strefy komfortu. Moja zdecydowanie została za mną, na brzegu.
Apteczka zadziałała. Co prawda wszyscy jesteśmy mokrzy od pasa w dół, ale telefony, aparaty fotograficzne i skarpetki są suche, a o to przecież chodziło.
Po drugiej stronie rzeki las wydaje się rosnąć jakby rzadziej. W końcu docieramy do porośniętej paprocią polany. Rozbijemy tu nasz obóz, na który złożą się: prowizoryczne miejsce noclegowe, palenisko, gdzie za chwilę zapłonie ogień i oczywiście latryna.
– Nadal nie wiemy gdzie jest nasz wróg – przypomina Sławek. – Udało nam się znaleźć względnie bezpieczne miejsce na obóz, ale to dopiero połowa sukcesu. Zanim rozstawimy osoby na czujki musimy się zakamuflować. Gałęzie wokół to za mało. Malujemy twarze zielonymi i brązowymi farbkami.
Tharpy, czyli sztuka spania w lesie
Po rozpaleniu ogniska i wykopaniu latryny każdy zaczyna szukać miejsca do spania. Lepiej zadbać o nocleg za dnia, zwłaszcza, że na wieczór przewidywane są opady deszczu. Większość spodziewała się, że będziemy spać w namiocie Okazuje się jednak, że są też alternatywne rozwiązanie, chociażby termo tharpy. To wodoodporne płachty ratownicze z warstwą termoizolacyjną, które dzięki wzmocnieniu taśmami i dogodnemu rozmieszczeniu uchwytów można rozłożyć na wiele sposobów.
Do rozłożenia tharpy można wykorzystać naturalne otoczenie oraz kijki trekkingowe, wiosła czy rower. Nie mam ze sobą zbyt wiele, dlatego jestem zmuszony użyć gałęzi i patyków – jak się okazuje, też się sprawdzają. Po dwóch kwadransach patrzę na swój nowy dom. A przynajmniej schronienie na najbliższą noc. Trochę koślawy, ale najważniejsze, że stabilny i nieprzemakalny.
Zbliża się wieczór. Najwyższa pora na posiłek. Chociaż na wyspie jest nieco chłodniej i tak każdy co chwilę schładzał się wodą. Im bliżej zmierzchu, tym mniej wody pitnej. Jak ja zdobyć? Kilka metrów od nas płynie Wisła, nie jest jednak tajemnicą, że królowa polskich rzek nie należy do najczystszych. Nie mamy jednak wyjścia.
Jak smakuje Wisła?
– Jest sposób na uzdatnianie wody, nawet tej z Wisły – przekonuje Łukasz. – Będziemy do tego potrzebowali trzech niedługich kijków, powiedzmy do wysokości uda. Będą rusztem naszego filtra. Ten zbudujemy z trzech chust trójkątnych oraz trawy, piasku i węgla – tłumaczy.
Wszyscy jesteśmy spragnieni, dlatego z miejsca zabieramy się do roboty. Wbijamy kije w ziemię. Wygląda to mniej więcej tak, jakby każdy z nich stał na wierzchołku trójkąta równobocznego. Przywiązujemy do nich w równych odstępach chusty. Na najwyżej podwieszoną Przemek sypie kilka kępek trawy, niżej garść piachu. Najniżej delikatnie umieszcza niewielką ilość węgla.
Nabieramy wiaderkiem wodę z rzeki i transportujemy nad filtr. Ostrożnie wlewamy ją na najwyżej przywiązaną chustę. Pod konstrukcją stawiamy niewielki pojemnik, do którego, mamy nadzieję, spływać będzie przefiltrowana, nadająca się do picia woda.
– To trochę zajmie – wyjaśnia Piotr z ekipy Bushmena. – Zanim filtr zadziała, napijemy się wody prosto z Wisły. Patrzymy po sobie z lekkim niedowierzaniem, Piotrek jest jednak niewzruszony i wyciąga z plecaka sprzęt przypominający podłużny przezroczysty tłok. Udaje się w stronę rzeki, by wrócić parę chwil później. Filtr w połowie wypełnia żółta, mętna woda. Piotr chwyta ustnik i zaczyna pić. – W momencie kiedy zasysam wodę, przechodzi ona przez filtr, dzięki czemu do ust trafia już czysta i uzdatniona – uspakaja nas. Filtr zaczyna krążyć z rąk. Faktycznie, Wisła smakuje jak woda butelkowana.
Poranek wśród drzew
Budzi mnie zapach lasu i głośne bzyczenie komarów. Ostrożnie wychylam się z tharpy, która o dziwo nie zawaliła mi się w nocy na głowę. Szybka toaleta w leśnych warunkach i za chwilę zaczynamy kolejny, przedostatni już blok szkolenia, czyli pierwszą pomoc.
– Pierwsza pomoc to podstawa survivalu – zaczyna Łukasz. – Zwłaszcza w tak trudnych warunkach powinniśmy wiedzieć, jak pomóc sobie czy naszemu koledze.
Nagle na nogi stawia nas krzyk Łukasza. – Alpha i Bravo! Członkowie waszych zespołów są ranni, macie udzielić im pierwszej pomocy, a następnie przenieść w miejsce, z którego zauważy was helikopter!
Klękamy przy Macieju, który symuluje złamanie nogi i ranę postrzałową. Nakładamy opaskę uciskową i prowizorycznie unieruchamiamy nogę. Jako nosze posłuży nam termo tharpa. Udaje nam się sprawnie przetransportować rannego w bezpieczne miejsce.
Misja: obiad
Zanim przypłynie po nas tramwaj wodny, czeka nas ostatnia misja – obiad. Nawet w trudnych warunkach ważne jest to, żeby w miarę możliwości urozmaicać swój jadłospis. Żywność liofilizowana, choć smaczna, może się bardzo szybko znudzić. Warto zatem obudzić swoje pierwotne instynkty i sprawdzić, co ma do zaoferowania przyroda. Do dyspozycji mamy rzekę i las. Wybór pada na Wisłę.
– Nie mamy wędek, ale bez nich też da się złapać rybę – przekonuje Łukasz. Strugamy nożami kije, brodzimy w wodzie i budujemy pułapkę, w którą, mamy nadzieję, uda nam się zagonić dużego suma.
Dzielimy się zadaniami, mi przypada pilnowanie, żeby nasz obiad przypadkiem nie przepłynął obok. Chwytam długą gałąź i wchodzę po kolana do wody. Reszta zespołu energiczna uderza w wodę grubymi patykami z nadzieją, że ryba wpłynie prosto do naszej pułapki. I wpłynęła. Co prawda nie sum, a płotka. Obiadu z niej nie zrobimy, ale łowy zaliczamy do udanych.
Wiadomość o tym, że tramwaj wodny przypłynie po nas za pół godziny elektryzuje wszystkich. Już niedługo będzie można umyć się i odespać noc spędzoną pod koronami drzew. Wiślaną wyspę opuszczam jednak z lekkim żalem. W podróży często ślepo ufamy aplikacjom mobilnym, zatracamy umiejętność logicznego myślenia i zapominamy, że dwie ręce służą nam nie tylko do wysyłania SMS-ów.
Polub nas na Facebooku!
Zobacz również:
- Polska mało znana: Kotlina Kłodzka
- Rynek Główny w Krakowie od mało znanej strony. Zaglądamy pod Sukiennice
- 7 łatwych tras na spływ kajakowy w Polsce
- 100 km kajakiem po Mazurach. Co znajdziecie na szlaku Krutyni?
- Nieznana Bratysława: Zwiedzanie stolicy Słowacji kulinarnym szlakiem
- TOP 25. Najlepsze atrakcje dla dzieci w Polsce