Sporty ekstremalne

Surfing na Bałtyku jest świetny. Spróbujcie go zwłaszcza zimą

Łukasz Długowski, 16.01.2018

Krzysiek Sikora wypatruje o świcie w Jastrzębiej Górze miejsca, gdzie łamią się fale

fot.: Krzysztof Jędrzejak

Krzysiek Sikora wypatruje o świcie w Jastrzębiej Górze miejsca, gdzie łamią się fale
Przez dziewięć miesięcy w roku polskie morze nie istnieje. Ludzie ani się nie kąpią, ani nie leżą na plażach. Mogliby wybrać się surfing na Bałtyku, ale pewnie nawet nie wiedzą, że nasze morze się do tego nadaje, także zimą.

Bałtyk istnieje przez trzy miesiące. Latem przenosi się nad niego połowa Polski: Warszawa do Dębek, Poznań do Mielna, Kraków do… Gdzie jeździ Kraków? W każdym razie plaże wyglądają jak kadr z filmów przyrodniczych Davida Attenborough: uchatka przy uchatce. Zwykłe życie: kłócą się, kochają, jedzą, śpią i czasami kąpią. We wrześniu piasek stygnie i pustoszeje. Rozpoczyna się okres migracyjny i wszyscy ruszają na południe. Na dziewięć miesięcy morze przestaje istnieć. Jakby przez ten czas mapa Polski kończyła się na linii brzegowej, a woda nadawała tylko do spuszczania ścieków. A przecież Morze Bałtyckie to genialny poligon przygodowy, który jesienią i zimą oferuje nawet więcej atrakcji niż latem.

NA TEMAT:

Surfing na Bałtyku – gdzie pływać?

Najlepsze miejscówki to Kołobrzeg, przylądek Rozewie i Władysławowo. Po pierwsze, bo porządnie tam wieje, po drugie, bo dno sprzyja powstawaniu wysokich fal. Do Kołobrzegu mamy za daleko, ale pozostałe dwa spoty są w zasięgu jednego dnia jazdy. Wrzucamy sprzęt na dach i ruszamy z Warszawy.

Jadę z Jaśkiem Sadowskim, który założył pierwszą w Polsce sekcję pływania na desce – Zachodniopomorskie Stowarzyszenie Surfingu. Kiedy opowiadałem znajomym, co zamierzam zrobić, wszyscy pytali: – To w Polsce da się surfować? A potem, na drugim wydechu: – Zimą?! Da się. Bałtyk uchodzi za dobre miejsce do nauki surfingu. Fale nie są wysokie ani zbyt trudne. W internecie można znaleźć mnóstwo zdjęć zapaleńców z Niemiec, Danii i Szwecji sunących na deskach po pięknych, długich falach tworzących tzw. tuby (taki kształt przyjmuje idealna fala do surfingu). W Polsce jest grupa około stu śmiałków uprawiających ten sport, ale tylko kilku, może kilkunastu, robi to cały rok. Wśród nich Jasiek.

Dzięki prognozie wiemy, że będzie dobrze wiało: 50-60 km/h, ale nie wiemy, gdzie fale okażą się lepsze.

– Najpierw sprawdzimy Władka, potem Rozewie – mówi Jasiek.

Pierwsze miejsce nie jest zbyt zachęcające – plaża sąsiaduje z wejściem do portu, żeby tam trafić, trzeba przejść przez tory kolejowe i zaśmiecony lasek. Okolica bardziej przypomina fabryczne peryferia miasta niż urzekające wybrzeże Bałtyku. Ale Jasiek mówi, że to właśnie ze względu na port i okoliczne falochrony tworzą się tu dobre fale.

Droga do drugiego spotu jest znacznie przyjemniejsza. Schodzi się długimi drewnianymi schodami z wysokiej skarpy. Przed oczami rozciągają się pusta żółta plaża i bezkresna woda. W obu miejscach fale są dobre, ale na Rozewiu skarpa rzuca cień na morze i nie ma słońca. Nawet jeśli zimą niespecjalnie grzeje, to jednak pozytywnie działa. Stanęło na Władku.

Krzysiek Sikora skacze z molo w Gdyni-Orłowie podczas listopadowego sztormu
Krzysiek Sikora skacze z molo w Gdyni-Orłowie podczas listopadowego sztormu

Od czego zacząć?

To mój pierwszy raz. Nie mamy czasu na tygodniowy kurs przygotowawczy, więc przeprowadzamy go w wersji mini. Jasiek rzuca dechę na piasek, kładzie się na niej i pokazuje, co mam robić w wodzie.

– Leżysz i czekasz na falę. Kiedy krzyknę: „Wiosłuj!”, jak najmocniej machasz rękami. Kiedy zawołam: „Wstawaj!”, stajesz na lekko ugiętych nogach z rękoma nieco wyciągniętymi przed siebie. Spróbuj.

Kładę się na desce i na komendy Jaśka reaguję jak żołnierz na apelu: – Wiosłuj! Wstawaj! Wchodzimy. Temperatura wody jest niemal taka sama jak powietrza: trzy stopnie na plusie. Kilka mniej i zaczęłaby zamarzać. Po chwili okazuje się, że w morzu jest cieplej niż na brzegu. Powód jest prosty: w wodzie nie czujemy wychładzającego wiatru. Odpływamy kilkanaście metrów od brzegu i czekamy na falę. Leżę na desce, nasłuchując komend Jaśka, który stoi za mną zanurzony w wodzie po szyję. Ma mnie pchnąć, kiedy nadejdzie fala, żebym nabrał prędkości i łatwiej było mi ją złapać. W końcu jest.

– Wiosłuj! – wrzeszczy.

Z całych sił młócę wodę rękami.

– Wstawaj!

Podnoszę się, lekko kucam i wyciągam ręce przed siebie. Stoję. Nie mogę w to uwierzyć, ale surfuję! Złapałem pierwszą w życiu falę! Przez te kilka sekund czuję się jak w niebie. O niczym nie myślę, niczym się nie przejmuję, nawet niespecjalnie kieruję deską. Wszystko dzieje się samo. Przez tę chwilę czuję z morzem i deską jedność. Na plaży skaczę z radości. Jestem w euforii. Chcę jeszcze i już nie dziwię się, że zawodowi surferzy potrafią spędzić w zimnym morzu całe godziny. Ten stan jest uzależniający. Wracam do wody, żeby złapać kolejną falę.

Łukasz Baliński surfuje zimą we Władysławowie
Łukasz Baliński surfuje zimą we Władysławowie, fot. Krzysztof Jędrzejak

Ile trwa nauka?

Próbuję jeszcze wiele razy, ale bez sukcesu. Za wcześnie albo za późno wstaję, za słabo albo za długo wiosłuję. Ale w ogóle mnie to nie zraża, jestem tak podekscytowany, że mogę siedzieć w morzu bez końca. Dziwię się, że temperatura wody w ogóle mi nie przeszkadza, jest w miarę ciepło. Zaskakuje mnie też, jak bardzo wyczerpującym fizycznie sportem jest surfing. Wyobrażałem sobie, że to łatwizna – leżę na desce, od czasu do czasu macham rękami i płynę. Ale rzeczywistość jest inna. Wiosłuję rękoma, żeby dostać się na miejsce startu, żeby się w nim utrzymać i żeby do niego wrócić, kiedy zniesie mnie morze. Prawie non stop macham.

Po godzinie jestem wymęczony. Ręce, zamiast zdecydowanie przecinać taflę wody, uderzają w nią jak dwie zbutwiałe gałęzie. Bez siły i energii. Coraz częściej spadam z deski. Najpierw zrzuca mnie jedna fala, a kiedy się podnoszę, druga uderza deską w głowę. Dopiero po wyjściu z morza dowiem się, że gdy wpada się do wody, pierwszą rzecz, jaką trzeba zrobić, to utworzyć z rąk coś w rodzaju klatki wokół twarzy, żeby deska niesiona przez wodę nie roztrzaskała czaszki. Próbuję jeszcze kilka razy złapać fale, ale te zmalały, a moje sflaczałe mięśnie nie nadążają z wiosłowaniem. Coraz częściej znosi mnie na drewniany falochron. Boję się, że przyjdzie większa fala i mnie na niego wepchnie. Po ponad godzinie krzyczę do Jaśka, że mam dość. Wychodzę na plażę i wyczerpany osuwam się na piasek. Mimo że złapałem tylko jedną falę, jestem z siebie naprawdę dumny. Okazuje się, że mam do tego dryg i że zimą potrafię wytrzymać w Bałtyku półtorej godziny. Więcej w pełni lata.

Polub nas na Facebooku!

Żaden utwór zamieszczony w serwisie nie może być powielany i rozpowszechniany lub dalej rozpowszechniany w jakikolwiek sposób (w tym także elektroniczny lub mechaniczny) na jakimkolwiek polu eksploatacji w jakiejkolwiek formie, włącznie z umieszczaniem w Internecie - bez pisemnej zgody TIME S.A. Jakiekolwiek użycie lub wykorzystanie utworów w całości lub w części z naruszeniem prawa tzn. bez zgody TIME S.A. jest zabronione pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.