Żaden utwór zamieszczony w serwisie nie może być powielany i rozpowszechniany lub dalej rozpowszechniany w jakikolwiek sposób (w tym także elektroniczny lub mechaniczny) na jakimkolwiek polu eksploatacji w jakiejkolwiek formie, włącznie z umieszczaniem w Internecie - bez pisemnej zgody TIME S.A. Jakiekolwiek użycie lub wykorzystanie utworów w całości lub w części z naruszeniem prawa tzn. bez zgody TIME S.A. jest zabronione pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.
Zostań zdobywcą! Podpowiadamy, jak przygotować się do swojej pierwszej ekstremalnej wyprawy
Maria Brzezińska, 7.12.2015
Samolot wzbija się na blisko 9000 m n.p.m. Skoczkowie wyskakują niedaleko Everestu w maskach tlenowych i ciepłych kombinezonach. Lecą nad najwyższymi górami świata i lądują w strefie zrzutu położonej najwyżej na świecie. Ryzykowne? Owszem. Ale nawet w tak ekstremalnym przedsięwzięciu mogą wziąć udział amatorzy.
By skoczyć nad Himalajami w tandemie z pilotem, nie trzeba mieć doświadczenia. Wystarczy kilkadziesiąt tysięcy złotych. Inaczej jest w przypadku osób, którym marzą się dalekie wyprawy, ale chcą brać w nich pełnoprawny udział. Przetrwać w ekstremalnych warunkach, poradzić sobie w dżungli, na lodowej pustyni lub w górach wysokich. Zazwyczaj zaczyna się od jeżdżenia po festiwalach, słuchania z wypiekami na twarzy opowieści eksploratorów. Wreszcie przychodzi moment, że chcemy spróbować sami.
Jak przygotować się do wyprawy ekstremalnej - teoria
Jak zacząć? Paradoksalnie to, co sprawiło, że zafascynowaliśmy się eksploracją, pomoże nam w pierwszych przygotowaniach. Lepiej uczyć się na cudzych błędach, prawda? Przyda się każde slajdowisko i każda książka o wyprawach w interesujące nas regiony.
Kiedy zamarzyło mi się wspinanie wysokogórskie i nieśmiało pomyślałam: „A może Mont Blanc?”, w pierwszej kolejności zaczęłam wertować książki. Od klasyków – Jerzego Kukuczki, Wandy Rutkiewicz czy Anny Czerwińskiej – aż po „Everest. Przesunąć horyzont” Martyny Wojciechowskiej (aspirujący polarnicy czytaliby pewnie książki Centkiewiczów o Nansenie i Amundsenie, prof. Siedleckiego o pierwszym polskim zimowaniu na Spitsbergenie czy Marka Kamińskiego; zaś marzący o eksploracji dżungli sięgnęliby po publikacje Tony'ego Halika, Jacka Pałkiewicza czy Wojciecha Cejrowskiego).
Książki były nieocenionym źródłem wiedzy. Okazało się, że samo stopienie śniegu w menażce nie wystarcza, by napoić organizm, a niestaranne zapięcie raków może mieć tragiczne skutki. Dowiedziałam się, jak powinna przebiegać prawidłowa aklimatyzacja. W internecie przeczytałam wszystko na temat choroby wysokogórskiej.
Fot. Shutterstock.com
– Zagrożenia są przewidywalne, ale trzeba je poznać – mówi Wojciech Cejrowski. – W dżungli da się normalnie żyć, trzeba tylko wiedzieć jak. Tak samo jest w świecie gór czy na dalekiej północy. Jeździłam więc na festiwale filmów górskich, słuchałam znanych himalaistów. A skoro wszyscy zaczynali w Tatrach, zrobiłam to samo.
Przygotowania do wyprawy ekstremalnej w praktyce
– Najlepiej stopniowo zwiększać trudność wyzwań: co roku wyżej, dalej, trudniej – mówi Anna Moszko z Agencji Reporter (www.wyprawyzreporterem.pl). Kiedy na Mazowszu drzewa wypuszczały pierwsze pąki, w Tatrach wciąż panowały zimowe warunki.
Jako pierwsze zakupiłam kije trekkingowe i stuptuty, czyli ochraniacze przeciwśnieżne. To była pierwsza lekcja, że lepiej kupić dobry używany sprzęt niż nowy tani, ale tandetny. Co z tego, że śnieg nie wpadł mi do butów, skoro, wskutek nieprzepuszczającego powietrza materiału, wszystko było mokre od wewnątrz?
Przed sylwestrowym wyjazdem zaopatrzyłam się dodatkowo w czekan. Ćwiczenia z zimowego kursu wspinaczkowego przydały się bardzo szybko – na zejściu z Koziego Wierchu poślizgnęłam się i zaczęłam zjeżdżać po stromym zboczu, ale czekanem szybko zahamowałam upadek.
Fot. Shutterstock.com
Martyna Wojciechowska uodparniała się na zimno, nocując zimą w namiocie, nawet w swoim ogródku. Poszłam o krok dalej – stwierdziłam, że jeśli przetrwam zimową noc w Tatrach w samym śpiworze, to nocleg w namiocie w Alpach nie będzie niczym strasznym. Każdy ma swoje sposoby.
Emil Witt, który jako osiemnastolatek pojechał w samo serce amazońskiej dżungli, przygotowywał się do wyprawy, chodząc po bagnach, żeby przyzwyczaić się do nieustannej wilgoci. Polarnicy upodobali sobie norweski płaskowyż Hardangervidda, znany z tego, że panujące tam warunki zbliżone są do polarnych, a dzięki bliskości cywilizacji świetny jest jako poligon doświadczalny. Każdy jednak podkreśla jedną, tę samą rzecz. Najważniejsze nie jest przygotowanie fizyczne, ale nasza psychika.
Jak przygotować się psychicznie do ekstremalnych warunków
– Jeżeli interesują nas wyprawy w głąb dżungli, to znaczy, że mamy w głowie pewne wyobrażenia na temat lasów równikowych i uśmiechamy się na myśl o nich. Powinniśmy jednak uświadomić sobie, że rzeczywistość wszystkie te wyobrażenia bezlitośnie zmieli – mówi Emil Witt. – Trzeba się nie tylko nauczyć działać sprawnie i racjonalnie, ale przede wszystkim po prostu cieszyć się chwilą, niezależnie od warunków terenowych i poziomu zmęczenia organizmu.
Fot. Shutterstock.com
Martyna Wojciechowska w swym dzienniku z Everestu pisze: „Z każdym krokiem, oddechem, uderzeniem serca człowiek zmusza swój organizm do zaakceptowania nadludzkiego wysiłku i popycha swoje ciało o jeszcze jeden metr dalej”. Mocna psychika, silna wola, duża motywacja – jakkolwiek to nazwiemy. Bez tego żadna wyprawa się nie powiedzie.
Zanim wydamy duże pieniądze na przygotowania, przetestujmy siebie w trudnych warunkach.
Dlatego, zanim wydamy duże pieniądze na przygotowania, przetestujmy siebie w trudnych warunkach. Sprawdźmy, jak reagujemy na niewygody, zimno, brud. – Nie zawsze zdążymy wyszkolić się na komandosa przed wyjazdem. Dlatego dobrze jest „oswoić” swoje niedociągnięcia i wiedzieć, nad czym pracować. To pomoże czuć się bezpiecznie w dżungli. Skupmy się na aspektach psychologicznych wyprawy – są tysiąckrotnie ważniejsze od innych – tłumaczy Emil.
Wyprawy komercyjne
Na pierwszą wyprawę w góry wysokie nie chciałam jechać sama. Niestety, poza przyjaciółką o równie mizernym doświadczeniu jak moje, nie znałam nikogo, kto wprowadziłby mnie w górski świat. Do wyboru miałam szukanie towarzyszy na forach internetowych lub skorzystanie z usług agencji, która organizuje wyprawy w góry. Postanowiłam zaufać tym, którzy – przynajmniej teoretycznie – mają spore doświadczenie.
Nie zastanawiając się długo, wybrałam agencję oferującą pasujący mi termin i korzystną cenę. Wówczas nie było tak głośno o wypadkach przydarzających się podczas wyjazdów komercyjnych. W sierpniu tego roku media obiegła wiadomość, że na Elbrusie zginęła trójka Polaków. Wszyscy należeli do wyprawy prowadzonej przez Polski Klub Alpejski. W takich sytuacjach organizatorzy podkreślają zazwyczaj, że są to wyprawy „partnerskie”. Czyli teoretycznie składające się z członków o podobnym doświadczeniu, świadomych podejmowanego ryzyka. W praktyce są to ludzie tacy jak ja kilka lat temu. Słusznie obawiający się, że gdyby pojechali sami, nie poradziliby sobie. Ufają przewodnikom, pomimo że ci oficjalnie wcale nie mają takiej roli.
Fot. Shutterstock.com
Na Elbrusie podobno głównym błędem było wyruszenie na szczyt mimo psującej się pogody. Na ile wina leży po stronie PKA, przed sierpniowymi wydarzeniami szczycącego się wieloletnią historią całkowicie bez wypadków? W górach niejednokrotnie ryzykuje się życiem, żeby zdobyć szczyt. Ale czy mniej doświadczeni uczestnicy mieli tę świadomość, kiedy szli na wierzchołek mimo złej prognozy pogody?
Wyprawa na Mont Blanc
Moja wyprawa na Mont Blanc w 2008 r. zakończyła się sukcesem – nie weszły tylko dwie osoby, pozostałej jedenastce udało się zdobyć górę, a potem bezpiecznie zejść. Nasz opiekun, kiedy zobaczył, że dwie dziewczyny nie dają rady, sprowadził je kilkaset metrów niżej, do schroniska. Reszta grupy czekała w schronie z drugim „przewodnikiem”.
Odpowiedzialne biuro powinno podać wszelkie wymagania oraz przeciwwskazania do wzięcia udziału w wyprawie, a także informacje, jak się przygotować.
Ale miałam więcej szczęścia niż rozumu – w żaden sposób nie sprawdziłam wcześniej agencji. Warto zacząć od poczytania opinii uczestników innych wyjazdów, żeby wstępnie zawęzić nasz wybór do kilku firm. – Sprawdźmy przynależność do programów takich jak Rzetelna Firma czy Firma Godna Zaufania – mówi Anna Moszko – oraz formę działalności. Spółka z o.o. odpowiada tylko ograniczonym kapitałem, natomiast ja, prowadząc działalność gospodarczą, odpowiadam całym majątkiem firmowym i osobistym. Odpowiedzialne biuro powinno podać wszelkie wymagania oraz przeciwwskazania do wzięcia udziału w wyprawie, a także informacje, jak się przygotować.
Każda agencja opisuje na stronie niezbędny ekwipunek. Kompletując go, pamiętajmy, że zakup sprzętu to jedno, a umiejętność jego używania to zupełnie co innego. Przetestujmy, jak się rozstawia świeżo kupiony namiot, choćby w domu, a nie podczas wichury na wyprawie, kiedy na rękach mamy grube łapawice.
Fot. Shutterstock.com
Kiedy kupiłam pierwsze raki, uczyłam się w nich chodzić... po trawie w warszawskim parku. A potem w Alpach ze zdziwieniem patrzyłam na niektórych uczestników wyjazdu, że nawet nie umieją ich założyć. Parę lat później, kiedy już sama zorganizowałam wyprawę na siedmiotysięcznik, widziałam dziewczynę, która nie umiała wpiąć się w poręczówkę, choć miała najnowszy sprzęt. To samo dotyczy GPS-a czy innych urządzeń. Chcesz uczyć się, jak działają, dopiero w dżungli, gdy zgubisz kierunek?
A jeśli się nie uda?
Zdarza się, że pomimo przygotowań i treningów na samej wyprawie nie dajemy rady. – Agencja musi zapewnić bezpieczeństwo na każdym etapie, nawet jeśli jesteśmy w dżungli i trzeciego dnia trekkingu uczestnik chce zawrócić – podkreśla Anna Moszko. – Powinna mieć w każdym kraju podpisane kontrakty z ludźmi na miejscu, którzy mogą przeprowadzić ewakuację. Sprawdźmy umowę przed wyjazdem, zawsze można poprosić o dodatkowy zapis na wypadek chęci wycofania się w trakcie ekspedycji. Nie warto bać się marzeń, ale trzeba przygotować się jak najlepiej do ich realizacji.
Polub nas na Facebooku!