BELIZE

Iguanom grozi wyginięcie. Znalazły schronienie w eleganckim hotelu

Anna Kwiatkowska, 6.07.2018

Legwan zielony

fot.: shutterstock.com

Legwan zielony
Starożytni Majowie przedstawiali je na freskach. Wierzyli, że są łącznikami między światem ludzi i bogów. Legwany zielone według pradawnych wierzeń dźwigały na grzbiecie świat. Ludzie, którzy nim zawładnęli, są dziś dla nich śmiertelnym zagrożeniem. Doprowadzili do tego, że mogą wyginąć.

Legwany zielone (iguany) żyją w pobliżu rzek w Meksyku, Gwatemali, Belize, Hondurasie – w całej Ameryce Środkowej. Gdyby były ciut większe, bajki o smokach zamieniłyby się w fakty. Są zielone, pokryte łuskami, a fałda skóry pod przełykiem zamienia jaszczurkę w groźną bestię. Do tego najeżony kolcami ogon i grzbiet – wypisz, wymaluj smok w miniaturze! Waży bowiem najwyżej 5 kg. Jest wegetarianinem. Najbardziej smakują mu świeże, zielone liście, ale nie gardzi też korzonkami i owocami. Ten smok nie zrobi krzywdy człowiekowi, za to on sam często pada jego ofiarą.

NA TEMAT:

Człowiek, czyli wróg

Na pozór legwany zielone są idealnie przygotowane do walki o przetrwanie. Od grudnia do lutego, w czasie godów, samce iguan z zielonego – doskonale maskującego w tropikalnym lesie – zmieniają „garnitur” na pomarańczowy. Dla męskich osobników znaczy to: „nie wchodź na mój teren, jeśli to zrobisz, czeka cię ciężka przeprawa, walka na śmierć i życie”, dla żeńskich komunikat jest zgoła odmienny: „chodź do mnie, jestem najlepszym kandydatem na ojca”. I nie jest to zaproszenie dla jednej jedynej wybranki, lecz dla 8-10. Z około 60 jaj wykluje się mniej więcej połowa – do dorosłości przetrwa zaledwie 10%. I tyle w zupełności wystarczyłoby dla podtrzymania gatunku, a nawet dla jego ekspansji, gdyby nie to, że mięso legwanów zielonych jest dla ludzi przysmakiem (niektórzy uważają je za afrodyzjak).

Legwan zielony, iguana
Legwan zielony, iguana, fot. shutterstock.com

Sztuka kamuflażu

W naturze dorosłe iguany mają wrogów w postaci drapieżników. Mają też sposoby, by ich oszukać. Zielone łuski doskonale komponują się z zielenią liści. Nawet dwumetrowy legwan ukryty wśród trawy czy gałęzi dopóki się nie poruszy, jest niedostrzegalny.

Sztukę kamuflażu iguany doprowadziły do perfekcji. Kiedy niebo jest pochmurne, ich łuski mają ciemnozielony kolor – taki sam jak otoczenie. W temperaturze poniżej 26°C iguany zapadają w rodzaj letargu. Najmniejszy ruch mógłby zdradzić ich istnienie. Gdy słońce przygrzewa mocno, ich łuski nabierają żywych odcieni zieleni. Wśród słonecznych refleksów niedostrzeżone przez wrogów mogą hasać do woli. Większość drapieżników nabiera się na te fortele. Inne są bezradne wobec najeżonego kolcami sprężystego ogona. Jednak człowiek nie daje się nabrać na grę światła i kolorów. Ręce chwytające za kark i nasadę ogona wytrącają iguanie jedyną broń.

Wobec myśliwych, podobnie jak wobec wycinania lasów i zanieczyszczania rzek, zwierzaki są bezradne. Dlatego w wielu rejonach Środkowej Ameryki iguany zniknęły. Także nad rzeką Makal w Belize od lat widywano je coraz rzadziej.

To tu położone jest San Ignacio, jedno z najstarszych miast w Belize, założone w 1544 r. przez konkwistadorów. Znajdują się w nim kościół, most łączący brzegi rzeki i zaledwie kilka ulic. Wyrosły przy nich hotele, biura turystyczne i knajpki. Między nimi, jakby wyjęte z innego świata, usytuowały się zakurzone księgarenki pachnące pokostem i farbą obrazów malowanych przez przyjaciół sprzedawcy.

O świcie i po południu ulicami maszerują dzieciaki w mundurkach – plisowanych spódniczkach, podkolanówkach, krawatach, pulowerach. Wieczorem uganiają się za szmacianą piłką gdzieś między ulicą a supermarketem, lawirując między wędrowcami w traperkach i z plecakami. Tylko kilka kroków dzieli San Ignacio od deszczowego lasu – królestwa iguan. W menu knajpek nie ma tej pozycji. Jeszcze kilka lat temu zagadnięty barman uśmiechał się niewinnie i na kartce pisał cenę. Wysoką dla tych, którzy chcieli spróbować smaku iguany. Do czasu...

Legwan zielony, iguana
Legwan zielony, iguana, fot. SXC

Ochronić iguany!

Na obrzeżach San Ignacio przycupnęły eleganckie hacjendy. W jednej z nich mieści się San Ignacio Resort Hotel z basenem i spa. Jego właściciele, dawni farmerzy, mieszkają w okolicy od lat. By chronić legwany zielone, postanowili zachować w niezmienionej formie otaczający posiadłość fragment deszczowego lasu. Ryzykowny pomysł nie wróżył powodzenia. Mimo to gospodarze ogłosili, że będą skupować jaja iguan...

Z początku patrzono na nich jak na dziwaków. Przynoszenie do hacjendy wygrzebanych z ziemi jajek okazało się jednak bardziej opłacalnym zajęciem niż polowanie na legwany. Z czasem stało się doskonałą alternatywą dla dawnych łowców i najmłodszych tropicieli w deszczowym lesie. Tak powstało pierwsze przytulisko iguan. Z zagrzebanych w tunelach (imitujących te naturalne) jajeczek zaczęły wykluwać się młode. Maleńkie, o aksamitnej skórze, delikatne i kruche zwierzątka. W przytulisku aż 90% z nich ma szanse, aby dożyć dorosłości. Ogrzewane, pieszczone, karmione i... kochane nabierają ciała i krzepy, po to by wrócić do naturalnych warunków deszczowego lasu i dać początek następnym pokoleniom.

W przytulisku

Edi na co dzień zajmuje się maluchami. W drodze do pawilonu pokazuje nam rośliny z deszczowego lasu m.in. śmiertelnie niebezpieczne, trujące czarne drzewo. Wystarczy dotknięcie, by na skórze pojawiły się piekące pęcherze. Obok niego jednak rośnie odczyniają uroki niepozorna roślina. Jej żywica jest antidotum na toksyny czarnego drzewa. W 89 proc. przypadków te rośliny występują obok siebie. Trucizna i lekarstwo – opowiada.

Edi otwiera drzwi z siatki i drewna. W niewielkim pomieszczeniu pełnym drewek, gałęzi i liści legwan Bodi od razu rzuca się w oczy. To jeden z najstarszych uczestników naszego projektu. Pewnie zostanie z nami przez co najmniej dwadzieścia parę lat – tłumaczy Edi, zdejmując iguanę z gałęzi. Uważaj. Ma ostre zęby i ogon przystosowany do walki. Może cię skaleczyć – ostrzega, pokazując, jak trzymać jaszczurkę.

Bodi ani drgnie. Ma chłodną i zaskakująco miękką skórę, a swoim wyglądem budzi respekt. Posadzony na drewnianym parapecie, rozgląda się pożądliwie. Soczysty liść pożera prosto z ręki. Ufny i spokojny musi zadowolić się ucztą, bo Edi z zakamarków sztucznie stworzonego lasu wyciąga pozostałe iguany – półtoraroczne legwany zielone z niebieskimi kropeczkami i łapkami z ostrymi jak brzytwa pazurami. Pojawiają się też 3-miesięczne maluchy, nie większe niż palec. Wystraszone sztywnieją w bezruchu, a po chwili szybko znikają pośród liści. – Mamy prawie 1000 iguan, które nie przekroczyły 2. roku życia. Z jajek wykluje się kolejnych 200. Zostaną z nami przez 2 lata. Kiedy mają 1,5-2 m wypuszczamy je na wolność. Każda iguana ma imię, opiekuna i kartę zdrowia – mówi Edi.

Legwany zielone, iguany
Legwany zielone, iguany, fot. shutterstock.com

Najedzony Bodi zasypia na gałęzi, przyjmując ciemnozielony kolor drzew i pochmurnego nieba. Przed nim ponad 30 lat spotkań z ludźmi, zajadania się liśćmi i pieszczot Ediego. Na łonie natury legwany zielone żyją nieco ponad 20 lat, w niewoli – o 10 lat dłużej. Edi zaraża pasją i chętnie odpowiada na dziesiątki pytań o przyjaźń z amerykańskimi smokami. Na wyprawę do ich świata zazwyczaj zabiera dzieciaki ze szkół w Belize i Gwatemali. Te z San Ignacio są najbardziej skwapliwymi dostawcami jaj. Poznając z bliska życie legwanów w przytulisku i zaprzyjaźniając się z nimi, długo nie przyjdzie im do głowy próbować iguan na talerzu.

Szczegóły: www.sanignaciobelize.com

Polub nas na Facebooku!

Żaden utwór zamieszczony w serwisie nie może być powielany i rozpowszechniany lub dalej rozpowszechniany w jakikolwiek sposób (w tym także elektroniczny lub mechaniczny) na jakimkolwiek polu eksploatacji w jakiejkolwiek formie, włącznie z umieszczaniem w Internecie - bez pisemnej zgody TIME S.A. Jakiekolwiek użycie lub wykorzystanie utworów w całości lub w części z naruszeniem prawa tzn. bez zgody TIME S.A. jest zabronione pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.