KOLUMBIA

Cartagena śladami piratów

Wojciech Lewandowski, 2.08.2017

Cartagena była nazywana Złotymi Wrotami Ameryki

fot.: www.shutterstock.com

Cartagena była nazywana Złotymi Wrotami Ameryki
Po wielu chudych latach piraci znowu są na fali. Nad Morzem Karaibskim ich sława nigdy jednak nie przeminęła. W kolumbijskiej Cartagenie imiona i przezwiska dawnych kapitanów wciąż wymawia się z szacunkiem i trwogą.

Dredy, szkarłatna chusta, na niej trójgraniasty kapelusz, pod nim oczy o szalonym spojrzeniu. Wizerunek kapitana Jacka Sparrowa rozpozna każdy. Żaden pirat nie zrobił ostatnio równie błyskotliwej kariery, żaden też nie przyczynił się tak bardzo do promocji romantycznej i fantasmagorycznej wersji piractwa. Nie przeszkodziło mu nawet to, że w rzeczywistości w ogóle nie istniał i niewiele z prawdziwymi kamratami miał wspólnego.

A przecież są miejsca, gdzie piraci i korsarze to nie tylko legenda, lecz wciąż żywa historia. Pełna brawury, okrucieństwa, przygód, tajemnic i nadal nietrudnych do odnalezienia śladów. W basenie Morza Karaibskiego dawni kapitanowie i awanturnicy są znani jako konkretne osoby, z imienia lub przezwiska, a ich czyny niezmiennie wzbudzają emocje i rozpalają wyobraźnię.

NA TEMAT:

Złota era piractwa 

Jednym z miejsc, nad którymi wciąż unosi się duch piractwa, jest kolumbijska Cartagena de Indias. W czasach „złotej ery piractwa” była głównym hiszpańskim portem na wybrzeżu Morza Karaibskiego. Tędy prowadziły szlaki handlowe z Hiszpanii i Europy do nieprzebranych skarbów Nowego Świata. Nic dziwnego, że bogate miasto szybko stało się łakomym kąskiem dla piratów i korsarzy.

Tylko w XVI w. oblegali oni Cartagenę aż pięć razy. Jednym z oblężeń dowodził słynny angielski korsarz sir Francis Drake, któremu udało się w lutym 1586 r. na jeden dzień opanować port. Miasto musiało wypłacić mu okup wynoszący 10 mln ówczesnych pesos, w tym 62 armaty. Oczywiście dla Anglików sir Francis Drake i jeszcze słynniejszy sir Henry Morgan w żadnym razie nie byli piratami, lecz korsarzami, co oznacza, że dokonywali rabunków za zgodą i przy pełnym poparciu monarchów – królowej Elżbiety i króla Karola II. Hiszpanie, co zrozumiałe, zapatrywali się na te sprawy inaczej.

Cartagena
Repliki korsarskich okrętów w Bahia de las Animas, fot. Shutterstock.com

Rozwój Cartageny

Pomimo notorycznych ataków piratów i korsarzy Cartagena cały czas się rozwijała. Dzięki budowie Canal del Dique w 1650 r. połączono zatokę, nad którą leżała, z Rio Magdaleną. Rzeką prowadził ważny szlak w głąb lądu, m.in. do przepięknego Mompos (zwanego dawniej Santa Cruz de Mompox). Miasto rozwój i bogactwo zawdzięczało właśnie atakom piratów na Cartagenę i Santa Martę, dwa najstarsze porty w Kolumbii, jako że pełniło funkcję bezpiecznego azylu i zaplecza dla wybrzeża.

Samą Cartagenę przed piratami chronił pierścień potężnych fortyfikacji, zwany Las Murallas. Wspinam się na imponujące mury z jasnego wapienia koralowego, na których do dziś szczerzą swe paszcze armaty strzelające niegdyś do korsarzy. Budowa murów, stanowiących wyjątkowy zabytek hiszpańskiej architektury obronnej, trwała w sumie 200 lat, do końca XVIII w. Najcięższą próbę przeszły w 1741 r., gdy miasto zostało oblężone przez Brytyjczyków pod wodzą admirała Edwarda Vernona, kierującego flotą 180 jednostek, w tym 36 okrętów wojennych. Zaciekłemu oporowi Hiszpanów przewodził bohaterski admirał Blas de Lezo (ta niesamowita postać ma oczywiście w Cartagenie swój pomnik). Słabo uzbrojeni obrońcy wykazali się niezwykłą determinacją. Zadanie ułatwiały im mury, a także malaria zbierająca śmiertelne żniwo wśród atakujących. Mimo wspaniałego zwycięstwa Hiszpanie w dalszym ciągu rozbudowywali umocnienia o kolejne forty na okolicznych wyspach i wieżyczkowate strzelnice.

Cartagena kolonialna

Odwracam się plecami do turkusowego morza i twarzą do miasta. Przede mną rozciąga się panorama dachów i wież kolonialnej starówki. Schodzę i zanurzam się w labirynt wąskich uliczek. Pośród kolorowych kamienic niosą się nawoływania sprzedawców owoców i ciągnąca się za wędrującymi handlarzami woń kawy. Kuszą otwarte drzwi licznych restauracyjek i kawiarni, zwłaszcza tych połączonych z księgarniami. Przy kolumbijskiej małej czarnej można w nich poprzeglądać publikacje także o piratach. Nie brak też sklepików z pamiątkami i biżuterią, w tym słynnymi na świecie kolumbijskimi szmaragdami.

Ta romantyczno-kolonialna atmosfera odwodzi mnie od zamiaru metodycznego zwiedzania. Chcę po prostu powłóczyć się i nasycić tym miejscem. Na dokładniejszą eksplorację przyjdzie jeszcze czas. A jest co oglądać – stare miasto w Cartagenie, wpisane na listę UNESCO, uchodzi za najpiękniejszy zabytek architektury kolonialnej w całej Ameryce Południowej. Tajemniczego uroku nabiera wieczorem, rozświetlone ciepłym światłem eleganckich latarni i rozbrzmiewające dźwiękami uwielbianej przez Kolumbijczyków salsy.

Cartagena
Zabytkowe centrum Cartageny pełne jest straganów z sokami, owocami, przekąskami i kawą, fot. Shutterstock.com

Niewolnik Niewolników

Piracki trop wyprowadza mnie znów poza mury, na przystań w zatoce Bahia de las Animas. Cumują tu repliki dawnych żaglowców. Do zabytkowego centrum i dzielnicy San Diego wracam przez Puerta del Reloj. Tuż za Bramą Zegarową otwiera się Plaza de los Coches, gdzie w przeszłości funkcjonował targ niewolników. Dziś stoi tu pomnik założyciela Cartageny, konkwistadora Pedra de Heredii.

Dalej trafiamy na największy w mieście Plaza de la Aduana, z dawnymi siedzibami władz i wyidealizowanym pomnikiem Krzysztofa Kolumba. Kierujemy się na zachód, do kościoła i klasztoru San Pedro Claver. Początkowo jego patronem był św. Ignacy z Loyoli, z czasem jednak godność ta przypadła innemu jezuicie, Pedrowi Claverowi. Zwany Apostołem Czarnych lub Niewolnikiem Niewolników, całe życie pełnił posługę wśród przywożonych przez Atlantyk Afrykanów i walczył o polepszenie ich losu. Poza kościołem ma w Cartagenie plac swojego imienia i pomnik. Starsza od klasztoru jest katedra. Jej budowę, rozpoczętą w 1575 r., 11 lat później wstrzymał ostrzał z armat Drake’a. Zniszczenia naprawiono, a cała świątynia została ukończona w 1612 r.

Cartagena
W kościele San Pedro Claver złożono szczątki świętego, fot. Shutterstock.com

Inkwizycja i piraci

Kolorowe uliczki wiodą spod niej na północ, do pełnego zieleni Plaza de Bolivar z pomnikiem wyzwoliciela Simona Bolivara. W jednym z okazałych kolonialnych gmachów, Pałacu Inkwizycji, od 1610 r. aż do uzyskania przez Kolumbię niepodległości mieściła się siedziba Trybunału Karnego Świętego Oficjum. To tutaj prowadzono ponure procesy z oskarżenia o magię, czarnoksięstwo czy bluźnierstwo. Do dziś zachowało się „okienko denuncjatora”, przy którym zawsze czuwał dyżurny funkcjonariusz.

Obecnie te smutne czasy upamiętnia urządzone w pałacu Muzeum Inkwizycji z kolekcją wymyślnych narzędzi tortur – kolejnym przykładem ludzkiego szaleństwa.

Na piracki szlak wracam w innym z wielu muzeów. W Museo Naval del Caribe szczegółowo udokumentowano historię Cartageny i liczne korsarskie ataki na miasto. Są tu ciekawe modele okrętów, morskie artefakty i stare mapy, a nawet naturalnej wielkości figura sir Francisa Drake’a. Przed budynkiem stoi żelazna podobizna pirata – jedna z bardzo wielu rzeźb w podobnym stylu rozsianych po całej starówce. Ilustrują one życie miasta i stały się jednym z jego symboli.

Labirynt szeptów

Na koniec piracki trop znów wyprowadza mnie z kolonialnego labiryntu starówki. Wychodzę poza mury i groblą przecinającą płytką lagunę maszeruję w stronę imponującego Castillo San Felipe de Barajas. Największa i najpotężniejsza forteca, jaką kiedykolwiek zbudowali Hiszpanie w Nowym Świecie, otacza czterdziestometrowe wzgórze San Lazaro. Wewnątrz monumentalnej twierdzy rozciąga się skomplikowana sieć tuneli i korytarzy. Wytyczono i zbudowano je tak, by dobrze roznosiły się w nich dźwięki. Miało to ułatwić komunikację załodze i ostrzegać przed zbliżającym się wrogiem. Może to właśnie dlatego, mimo licznych prób, forteca nigdy nie została zdobyta, nawet przez najdzielniejszych korsarzy. A jej historia działa na wyobraźnię mocniej niż którakolwiek z pirackich legend.

Cartagena
Castillo San Felipe de Barajas to efekt katorżniczej pracy afrykańskich i indiańskich niewolników, fot. Shutterstock.com

Cartagena praktycznie

Dojazd

Bezpośrednie loty z Europy do Bogoty oferują Iberia, KLM, Air France i Lufthansa. Bilet powrotny z Warszawy od 3500 zł.

Podróż autobusem z Bogoty do Cartageny trwa kilkanaście godzin, bilet w jedną stronę od 100 zł. www.terminaldetransporte.gov.co

Obywatele Polski mogą przebywać w Kolumbii bez wizy do 90 dni.

Pieniądze

Podczas kupna kolumbijskich pesos w kantorach należy okazać paszport (nie akceptuje się kopii). Sieć bankomatów jest bardzo rozbudowana. Honorowane są wszystkie międzynarodowe karty płatnicze i kredytowe.

Okolice Cartageny: co warto zobaczyć

Morski park narodowy obejmujący leżące nieopodal Cartageny Islas del Rosario chroni jedną z najciekawszych raf koralowych u wybrzeża Kolumbii. Można go odwiedzić w ramach jednodniowej wycieczki. Po drodze widać kilka zbudowanych przeciwko piratom fortów. Na wyspach głównymi atrakcjami są akwarium i oceanarium na otwartym morzu. Zobaczymy w nim delfiny, rekiny, płaszczki, żółwie morskie i wiele gatunków ryb. Odbywają się pokazy – m.in. akrobacje delfinów i karmienie rekinów kocich, niegroźnych dla człowieka, które wypełzają na pomost i kłapią paszczami. Warto też popływać z maską i rurką czy połowić ryby. Eskapadę kończy biwak i posiłek na przepięknej Playa Blanca z idealnie turkusową wodą.

Zupełnie inne przeżycia zapewnia Volcan de Lodo El Totumo, najwyższy ponoć błotny wulkan na świecie, leżący ok. 50 km od Cartageny. Sam El Totumo prezentuje się niezbyt okazale: to 15-metrowy pagórek z drewnianymi schodkami. Na wierzchołku czeka jednak niespodzianka – niewielki basen wypełniony gęstym szarym błotem. Przyjemnie chłodna maź o konsystencji gęstej śmietany ma właściwości lecznicze, zawiera bowiem ponad 50 minerałów. Gdy tylko kolejna osoba zanurzy się w błocie, kąpielowi biorą ją w obroty, dokładnie smarując, masując i przesuwając dalej. Po kąpieli umazani gringos zapraszani są do pobliskiej laguny, gdzie panie ze szczotkami oferują pomoc w zmywaniu zaschniętego błota. Na koniec wszyscy funkcyjni ustawiają się w szeregu po symboliczną zapłatę (3-5 USD).

Polub nas na Facebooku!

Żaden utwór zamieszczony w serwisie nie może być powielany i rozpowszechniany lub dalej rozpowszechniany w jakikolwiek sposób (w tym także elektroniczny lub mechaniczny) na jakimkolwiek polu eksploatacji w jakiejkolwiek formie, włącznie z umieszczaniem w Internecie - bez pisemnej zgody TIME S.A. Jakiekolwiek użycie lub wykorzystanie utworów w całości lub w części z naruszeniem prawa tzn. bez zgody TIME S.A. jest zabronione pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.