GRUZJA

Gruzja: Wyprawa do Gruzji - Dzień 3 - Gruzińskie toasty

Stanisław Boniecki, 18.05.2011

Cza-cza, bimber winogronowy rozlewany prosto z kanistra

fot.: Stanisław Boniecki

Cza-cza, bimber winogronowy rozlewany prosto z kanistra
Oto dziennik z podróży do Gruzji Stanisława Bonieckiego, autora magazynu Podróże i podroze.pl, który przez tydzień jeździł po Kaukazie, odwiedził Tbilisi, Gori, Swaneti, Ushguli i Batumi, pił gruziński bimber z kanistrów, widział wyburzanie ostatniego publicznego pomnika Stalina, spacerował ulicą im. Lecha i Marii Kaczyńskich.

PRZECZYTAJ KOLEJNE CZĘŚCI DZIENNIKA PODRÓŻY DO GRUZJI:


Dzień 1: Smak słynnych chaczapuri w Tbilisi

Dzień 2: O zburzeniu ostatniego pomnika Stalina


Dzień 4: O wyprawie do najwyższego miasta w Europie


NA TEMAT:

Cza-cza na ulicy

To cza-cza, legendarny gruziński trunek o piorunującej mocy. Czuję ją zwłaszcza teraz, o godzinie czternastej, stojąc na asfaltowym parkingu tak rozgrzanym, że rozpływa się pod moimi stopami. Niestety, na jednej szklance tego winogronowego bimbru nie może się skończyć: na tym polega tutejsza gościnność. Ledwo żywy docieram w końcu do baru i zaczynam jeść.

Po kolei na stół wjeżdżają małe porcje lokalnych specjałów, od pikantnej zupy pomidorowej charczo po pastę lobio z czerwonej fasoli i orzechów – smaruje się nią chleb. Potem czas na pyszne chinkali, czyli pierogi z mięsem, wspomniane chaczapuri i szaszłyki gruzińskie. Jestem tak zmęczony po tej uczcie, że w busiku zasypiam natychmiast. Budzę się wieczorem już w Swaneti, w samym sercu Kaukazu. Tu powietrze jest inne, lepsze, odczuwalnie czyste.

Kanistry spirytusu

 

Z Gori udaję się do Swaneti. Niby tylko 130 km, lecz właśnie podczas tego odcinka zaczynam rozumieć zalety przemieszczania się busem. Droga jest bardzo dziurawa, do tego piekielnie wąska; co chwila przechadzają się po niej krowy. By zechciały nas przepuścić, nasz kierowca musi je lekko szturchać – sądząc po pewności jego ruchów, najwyraźniej są to normalne praktyki. Resztę dnia pochłania nam przejazd odcinka, który w normalnych warunkach dałby się pokonać w półtorej godziny.

 

Przerwa na lunch wypada gdzieś w przydrożnym barze. Kiedy się zatrzymujemy, wychodzę na papierosa. W tym samym momencie na parking wjeżdża rozklekotana łada, z której wynurza się sześciu mężczyzn koło pięćdziesiątki. Akurat gdy sięgam po zapalniczkę, panowie otwierają bagażnik auta – a ten wypchany jest kanistrami...

 

Odchodzę więc na bezpieczną odległość i zapalam. Mężczyźni jednak wołają mnie do siebie. Wskazuję na palącego się papierosa, żeby dać im do zrozumienia, że zbliżanie się z ogniem do samochodu z baniakami z benzyną nie jest najlepszym pomysłem. Gruzini jednak nie ustępują. Niepewnie podchodzę do łady (szyby, oczywiście, przyciemniane); ku mojemu zdziwieniu, jeden z mężczyzn zaczyna przelewać płyn z dużego kanistra do popękanej butelki, a wokoło roznosi się zapach spirytusu. Następnie przelewa płyn do szklanek, każdemy wręcza jedną. Ja też zostaję poczęstowany.

Polub nas na Facebooku!

Żaden utwór zamieszczony w serwisie nie może być powielany i rozpowszechniany lub dalej rozpowszechniany w jakikolwiek sposób (w tym także elektroniczny lub mechaniczny) na jakimkolwiek polu eksploatacji w jakiejkolwiek formie, włącznie z umieszczaniem w Internecie - bez pisemnej zgody TIME S.A. Jakiekolwiek użycie lub wykorzystanie utworów w całości lub w części z naruszeniem prawa tzn. bez zgody TIME S.A. jest zabronione pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.