Żaden utwór zamieszczony w serwisie nie może być powielany i rozpowszechniany lub dalej rozpowszechniany w jakikolwiek sposób (w tym także elektroniczny lub mechaniczny) na jakimkolwiek polu eksploatacji w jakiejkolwiek formie, włącznie z umieszczaniem w Internecie - bez pisemnej zgody TIME S.A. Jakiekolwiek użycie lub wykorzystanie utworów w całości lub w części z naruszeniem prawa tzn. bez zgody TIME S.A. jest zabronione pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.
Kirgistan: Zjadłem oko barana
Marcin Gienieczko, 18.08.2011
Jak Breżniew chciał wysadzić góry Pamiru
Jadę rowerem wzdłuż granicy z Afganistanem. Rzeka Ab-i-Panj jest naturalną granicą. Po drugiej stronie słychać wybuchy. „Amerykanie drogi budują”, mówi brodaty mężczyzna w turbanie. Znalazłem się na drodze między Khorg a Murghab. Na granicy tadżycko-kirgiskiej odprawia mnie wopista, na klamrze jego paska nadal widnieją sierp i młot. Po lewej stronie wznosi się siedmiotysięczny Pik Lenina. Góry Pamiru są olbrzymie. Niegdyś Breżniew planował ich wysadzenie, by z tutejszych lodowców popłynęła woda na pustynne pola bawełny. Ostatecznie nie doszło to do skutku. Wystraszono się światowej reakcji. Były też obawy, że wody z lodowców zatopią większość rejonów ZSRR.
NA TEMAT:
Smak baraniego oka
Czabani – pasterze przemieszczają się po zielonych stepach Kirgizji wraz ze swoim domem – jurtą. Rozstawiają je zazwyczaj na granicy wysokich gór, w pobliżu rwących rzek. „Wejdź, zjedz”, zaprasza do środka jurty podpity mężczyzna. W Kirgizji pije się więcej niż w Rosji. Wnętrze przenośnego domu składa się z jednej izby, która jest kuchnią, jadalnią, sypialnią. Na środku stoi żelazny piecyk. W jurcie mieszka zwykle jedna rodzina. Trafiłem na ucztę. Syn wrócił z odbytej służby wojskowej. Właśnie ubito barana, co dzieje się w wyjątkowych okolicznościach. Zeszli się wszyscy z pobliskich jurt rozstawionych kilkanaście kilometrów od siebie. Kirgizi nie lubią bliskich sąsiadów. W czasie uczty jeden z mężczyzn podaje mi ugotowaną głowę barana. Muszę zjeść mózg. Gospodarz wydłubuje oko, które jest wielkości moreli. „Spróbuj”, zachęcają wszyscy. „Drugie oko zjada gość”. Tłumaczenia, że mam problemy z żołądkiem, na nic się zdają. W taki sposób zawiązuje się przyjaźń – to stary zwyczaj tutejszych Kirgizów. Znał go również podróżnik minionej epoki Marco Polo. Delikatnie przeżuwam, zagryzam kawałkiem chleba. Popijam kozim jogurtem. Podchodzi mi to wszystko do gardła, ale daję radę.
Złote runo na bazarze
Im dalej na południe, tym mniej jurt. Ryszard Kapuściński już znacznie wcześniej dostrzegł, że „Kirgiz zszedł z konia”. Współcześni nomadzi tylko latem wędrują. Przesiedli się do samochodu. Barany już nie kategoryzują społeczeństwa. Kiedyś baran kosztował 160 rubli, nowy dom kosztował 16 baranów. Azja Centralna się zmieniła. Jedwabny Szlak przestaje być mistyczną trasą. Staje się nowoczesną betonową drogą do Europy. Sprowadza się nią między innymi luksusowe samochody. Po przemierzeniu 2,5 tys. km przez Uzbekistan, Tadżykistan i Kirgistan kończę swoją podróż. Zatrzymuję się na bazarze w Osh. To właśnie z takich bazarów wyruszały karawany. Tutaj jak zawsze jest gwarno. Czas się zatrzymał. „Co chcesz, bracie, kupić? Złoto, srebro? Może złote runo?”. Uśmiecha się sprzedający Kirgiz. „Tylko sto dolarów". Kiwam głową z niedowierzaniem.
Dojazd: Do Tadżykistanu, Uzbekistanu, Kirgistanu i innych państw w Azji Centralnej z dolecimy m.in. liniami Turkish Airlines przez Stambuł lub Aeroflotem przez Moskwę.
|
Wyprawa rowerowa przez Uzbekistan - zobacz TUTAJ
Wyprawa rowerowa przez Tadżykistan [cz.1 - Kamaz na ratunek] czytaj TUTAJ
Wyprawa rowerowa przez Tadżykistan [cz.2 - Jak kupowałem posag dla panny młodej] czytaj TUTAJ
Polub nas na Facebooku!